„Tajemnicza opuchlizna”

Panna Radomska od kilku lat boryka się z dosyć bolesnym problemem, który dostarczył jej w przeciągu ostatnich dni tylu wrażeń i radości, że nie może odmówić sobie ponownego wykorzystania swoich perypetii do rozbawienia gawiedzi. Jak na spotkaniu AA, zaciskając nerwowo pięści, drżącą czcionką, pragnę się obwieścić, iż:
Mam na imię   Radomska i od 4 lat mam opuchniętą twarz. Z pewnością czytelniku, zadrżałeś, ale nie martw się –tekst ten nie będzie obleśnym opisem chirurgicznej ekstrakcji ósemki. TO już było i nie rozbawiło mnie wcale, a przecież do tego dążę.
W chwilach największej świetlności mojej gębowej asymetrii, wyglądam trochę jak jedna z dam, co w szklance problemy topi na Limance* (kto z Łodzi, ten wie). Jakbym była tak po prostu asymetryczna, to żyłabym dalej, bo są ludzie z mniejszą piersią, krótszą nogą, a także przecież i idioci i każdy z nich jakoś funkcjonuje bez większych perturbacji i przeszkód wijąc sobie gniazdko w strukturze społecznej. Obnoszenie się z moją indywidualnością cyklicznie zakłóca jednak ból o nieokreślonym źródle i charakterze.
Podejrzenie pierwsze, najbardziej oczywiste, ale i wstydliwe, zostało bardzo szybko obalone. Krzywa japa nie wynika z Radomskiego łakomstwa- nie kumuluję w twarzy pożywienia, którego nie jestem w stanie przełknąć. To przecież absolutna bzdura. Powszechnie bowiem wiadomo, że przełykam każdą ilość. (Pokarmu, dodam, aby sprawa była jasna)
To nie pamiętnik, a blog, więc trochę przyśpieszę, bo akcja na przestrzeni tych kilku lat była nawet w ćwierci, ułamku najmniejszym, wciągająca tak, jak chociażby Klan. Puchłam, bolało, szłam do dentysty, szłam do pierwszego/drugiego/entego dentysty, on nie wiedział czemu, dawał lekarstwo i kolejno,  w różnym momencie, różny lekarz- usuwał mi ósemkę, zatruł siódemkę, szóstkę… Bla bla. Nudy.
Tak minęły mi cztery lata. To znaczy w międzyczasie coś tam studiowałam, pracowałam gdzieś, robiłam różne rzeczy, ale kogo „ząb” bolał, ten wie, że w świetle tego bólu gaśnie nawet najpiękniejszy wschód słońca oraz blask oczu latynoamerykańskiego kochanka. Nadal cyklicznie – w upale, w sesji, w momencie najmniej odpowiednim budziłam się z opuchniętą paszczą i jadłam ketonal jak dropsy. Kiedy nie bolało,  to asymetryczna twarz ani dla mnie ani dla innych nie stanowiła najmniejszego problemu. Mówili mi pocieszając, że jest tyle innych powodów bym czuła się brzydka, że tym jednym konkretnym akurat, absolutnie nie powinnam zawracać sobie głowy, a im dupy.
Ale kilka temu znów budzę się. Wykończona anginą i gorączką. Z koniecznością napisania tekstów na wczoraj. I jak łatwo się domyślić, bo w tym fragmencie to nie kryminał, a serial dla prostych ludzi raczej- opuchnięta i obolała. Otwieram oczęta, wyglądam przez okno i widzę szyld gabinetu dentystycznego – zaraz naprzeciwko w bloku, w którym aktualnie koczuję. Podejmuję męską, radomską decyzję i idę, tak zdesperowana, że aż bez makijażu z twardym postanowieniem, że już naprawdę chuj, niech mnie potną, niech wyrwą, niech wywiozą i zawiercą na śmierć i zaleją octem, bylebym mogła potem normalnie położyć się spać. Wchodzę i nie wierzę.
Gabinet pamięta czasy, których ja nie pamiętam,  a kto pamiętał, ten wyparł z pamięci, bo były straszne. Od progu słyszę, że ów przybytek uświadczył właśnie remontu, więc podekscytowana szukam, jakichś ukrytych drzwi, schodów na piętro, wskazówki dotyczącej tego, gdzie mogłabym ujrzeć tą wyremontowaną przestrzeń, dopiero potem dociera do mnie, że z tym remontem, to chyba taki elitarny dowcip, trochę gryps, znany tylko tym, którzy prowadzą własną działalność i spodziewają się cioci Ireny z sanepidu. Sekwencja kolejnych zdarzeń pozbawiła mnie jednak czasu na dalsze  refleksje, więc do dziś nie wiem, czy miejsce, do którego trafiłam, istniało, było legalne, czy było mistyczną krainą pełną nieprzewidzianych zdarzeń, jak Narnia albo chiński bar.
Kiedy zobaczyłam panią stomatolog – już bliską emerytury starszą panią, z takim obłędnym obłędem w oczach, który u ludzi uwielbiam, stojącą na boso pośrodku gabinetu i mówiącą coś o pogodzie, dawnych czasach i sanepidzie, dotarło do mnie, że w tym miejscu nie brakuje mi nowych foteli i sprzętu, a ogniska, bo całe spotkanie przypominało bardziej psychodeliczny  trip z szamanką, niż wizytę u lekarza. Z szamanką przeuroczą, ciepłą i bardzo fajną- dodam- aby nikt nie miał wątpliwości, że jednak nie darzę nienawiścią całego świata i czuję do Pani ogromną wdzięczność.
No i siadam, mówię, że  już inni w mojej japie byli, jakkolwiek źle by to nie zabrzmiało i sporo złego narobili, a ja puchnę i nic, a ja puchnę i boli. Pani doktor zasiadła boso, przemywa gołe dłonie i  z wyrazem najwyższego skupienia na twarzy, przerywanym odebraniem telefonu, narzekaniem na pogodę i anegdotkami, gołymi ręcyma zaczęła masować mi wnętrze twarzy. Wszystko było tak absurdalne, że nie zdążyłam – ani zareagować na brak rękawiczek, ani na brak butów, ani na fakt, że kilka jej szamańskich ruchów uwolniło mnie od bólu.
Jak już doszłam do siebie, to miałam nadzieję, że to koniec, ale Urocza Szamanka z sercem większym niż moja japa razem z opuchlizną, zatroskała się moją niesymetryczną mordą, ba, nawet wszczęła śledztwo i (!)chciała pomóc mi wynająć mieszkanie (w tym zdaniu brak logiki i został on zastosowany celowo…). Mieszkanie mieszkaniem, o tym innym razem. Zamiast kluczy do domu, dostałam skierowanie na panoramiczną sweet focie japy i USG szyi.
Nieważne, że nie skumałam, że ulice nazywają się tak samo w różnych miastach, przez co wyruszyłam na USG w ostatniej chwili, a powinnam z 1,5 wcześniej. Nieważne, że padał deszcz. Zapłaciłam za pierwsze w swoim życiu USG i usiadłam grzecznie w kolejne, dowiadując się z telewizora, że Piotrek z M jak Miłość znowu pokłócił się z Kingą i w sumie nie wiadomo co teraz z nimi będzie. Nie zdążyłam westchnąć z przejęciem, a nastała moja kolej.
Pan radiolog zasmarkał mi żelem całą twarz i tereny znajdujące się poniżej, ale nie aż tak nisko, żeby było się czym podniecać czy niepokoić. Mimo wszystko, czułam się trochę jak prezerwatywa wysmarowana lubrykantem. Jeździł mi. pan doktor, tym joystickiem wzdłuż mojej szyi tak długo, że zaczynam odnosić wrażenie że mam tą szyję od pięt po uszy. Jako, że kwadrans ciszy to absolutne maksimum, jakie można ze mnie wydusić, a raczej długość czasu na jaką można mnie uciszyć, zaczęłam, z bardzo młodym, całkiem sympatycznym, choć już bardzo poważnym panem, żartować. To znaczy, podjęłam kilka daremnych, kończących się moim absolutnym ośmieszeniem, prób wywołania jego uśmiechu…
Kiedy doktor twierdząco odpowiedział na moje pytanie, czy dostrzega coś na ekranie USG,  z winy mózgu wyżartego chyba przez urocze reklamy Bebiko i ketonal, już w wyobraźni chwytałam za słuchawkę, by zadzwonić i przekazać mamie, że jednak nie będę sama do śmierci, je jednak coś mam i to nie HIV, ale chłopiec albo dziewczynka.  Milczenie, jakim pan doktor potraktował, moje autentyczne, ale przecież nie poważne pytanie o płeć, pan doktor skwitował spojrzeniem prawie pełnym troski i dał mi tym samym do zrozumienia, że coś to może i ja mam, ale  raczej tylko nasrane w głowie.
W związku z tym, że badanie trwało długo, było nudno, a w pokoju niebyło kredek, ani zakazu mówienia, Pan się zaniepokoił moim podejrzanym milczeniem i zapytał zawadiacko i filuternie ,czy się nie nudzę i nie mam dość. Mój niewybredny żart o tym, że bardzo fajnie mnie dotyka, ale byłoby ekstra gdyby chociaż przygasił światło i zapalił świeczkę przeszedł niestety, ponownie, w tym gwarnym i dwuosobowym towarzystwie, bez echa.
Potem dowiedziałam się, że nie cierpię na żadną skomplikowaną chorobę, że nie będziecie zbierać na mnie pieniędzy, ani nawet mi współczuć. Ot, jak ktoś ten wpis doczyta, to mi ostatecznie powie, że moi  poprzedni lekarze byli niekompetentni , a ja jestem pajacem  z opuchlizną wynikającą z przerostu tego mięśnia, co żuje,  który co jakiś czas coś tam blokuje gdzieś tam , a urósł bo jestem nerwowa i żuje prawą stroną japy, od lat, za dużo truskawkowej gumy .  Zdaję sobie sprawę, że diagnoza nie jest wzruszająca jak Alzheimer i krępująca jak hemoroidy, ale puenta wymaga, aby podać owoc poszukiwań przyczyn opuchniętej japy. A mi pozostaje cieszyć się, że przed rozwikłaniem zagadki nie potruto mi jednak wszystkich zębów i nie wycięto języka oraz, że przyrost masy mięśniowej oznacza przecież sukces i lepszą formę, a osiągnęłam to przecież bez diet,siłowni i trenera.
A że nie tam gdzie i nie tak jak trzeba, to już – oj tam oj tam.
*Limanka, inaczej ul. Limanowskiego. Miejsce, gdzie nie powinno się chodzić samotnie wieczorem.
Panna Radomska, PRZEZ KILKA OSTATNICH lat, borykałA się z dosyć bolesnym problemem, który dostarczył jej TAKŻE w przeciągu ostatnich dni tylu wrażeń i radości, że nie może odmówić sobie ponownego wykorzystania swoich perypetii do rozbawienia gawiedzi. Jak na spotkaniu AA, zaciskając nerwowo pięści, drżącą czcionką, pragnę się obwieścić, iż: 

Mam na imię Śmiech Radomska i od 4 lat mam opuchniętą twarz. Z pewnością czytelniku, zadrżałeś, ale nie martw się –tekst ten nie będzie obleśnym opisem chirurgicznej ekstrakcji ósemki. To już było i nie rozbawiło mnie wcale, a przecież do tego dążę.

W chwilach największej świetności mojej gębowej asymetrii, wyglądam trochę jak jedna z dam, co w szklance problemy topi na Limance* (kto z Łodzi, ten wie). Jakbym była tak po prostu asymetryczna, to żyłabym dalej, bo są ludzie z mniejszą piersią, krótszą nogą, a także przecież i idioci i każdy z nich jakoś funkcjonuje bez większych perturbacji i przeszkód wijąc sobie gniazdko w strukturze społecznej. Obnoszenie się z moją indywidualnością cyklicznie zakłóca jednak ból o nieokreślonym źródle i charakterze.

Podejrzenie pierwsze, najbardziej oczywiste, ale i wstydliwe, zostało bardzo szybko obalone. Krzywa japa nie wynika z Radomskiego łakomstwa- nie kumuluję w twarzy pożywienia, którego nie jestem w stanie przełknąć. To przecież absolutna bzdura. Powszechnie bowiem wiadomo, że przełykam każdą ilość. (Pokarmu, dodam, aby sprawa była jasna).

To nie pamiętnik, a blog, więc trochę przyśpieszę, bo akcja na przestrzeni tych kilku lat była nawet w ćwierci, ułamku najmniejszym, wciągająca tak, jak chociażby Klan. Puchłam, bolało, szłam do pierwszego/drugiego/entego dentysty, on nie wiedział a czemu to tak, dawał lekarstwo i kolejno,  w różnym momencie, różny lekarz- usuwał mi ósemkę, zatruł siódemkę, szóstkę… Bla bla. Nudy.

Tak minęły mi cztery lata. To znaczy w międzyczasie coś tam studiowałam, pracowałam gdzieś, robiłam różne rzeczy, ale kogo „ząb” bolał, ten wie, że w świetle tego bólu gaśnie nawet najpiękniejszy wschód słońca oraz blask oczu najbardziej namiętnego latynoamerykańskiego kochanka. Nadal cyklicznie – w upale, w sesji, w momencie najmniej odpowiednim budziłam się z opuchniętą paszczą i jadłam ketonal jak dropsy. Kiedy nie bolało,  to asymetryczna twarz ani dla mnie, ani dla innych, nie stanowiła najmniejszego problemu. Mówili mi pocieszając, że jest tyle innych powodów bym czuła się brzydka, że tym jednym konkretnym akurat, absolutnie nie powinnam sobie głowy, a innym dupy, zawracać.

Ale kilka dni temu znów budzę się, wykończona anginą i gorączką, z koniecznością napisania tekstów na wczoraj  I, jak łatwo się domyślić, bo w tym fragmencie to nie kryminał, a serial dla prostych ludzi raczej,opuchnięta i obolała. Otwieram oczęta, wyglądam przez okno i widzę szyld gabinetu dentystycznego – zaraz naprzeciwko bloku, w którym aktualnie koczuję. Podejmuję męską, radomską decyzję i idę, tak zdesperowana, że aż bez makijażu z twardym postanowieniem, że już naprawdę chuj, niech mnie potną, niech wyrwą, niech wywiozą i zawiercą na śmierć i zaleją octem, bylebym mogła potem normalnie położyć się spać. Wchodzę i obu parom oczu nie wierzę.

Gabinet pamięta czasy, których ja nie pamiętam,  a kto pamiętał, ten wyparł z pamięci, bo były straszne i wtedy na pewno mordowało się niegrzeczne dzieci z próchnicą. Od progu słyszę, że ów przybytek uświadczył właśnie remontu, więc podekscytowana szukam, jakichś ukrytych drzwi, schodów na piętro, wskazówki dotyczącej tego, gdzie mogłabym ujrzeć tą wyremontowaną przestrzeń, dopiero potem dociera do mnie, że z tym remontem, to chyba taki elitarny dowcip, trochę gryps, znany tylko tym, którzy prowadzą własną działalność i spodziewają się cioci Ireny z sanepidu. Sekwencja kolejnych zdarzeń pozbawiła mnie jednak czasu na dalsze  refleksje, więc do dziś nie wiem, czy miejsce, do którego trafiłam, istniało, było legalne, czy było mistyczną krainą pełną nieprzewidzianych zdarzeń, jak Narnia albo chiński bar.

Kiedy zobaczyłam panią stomatolog – już bliską emerytury starszą panią, z takim obłędnym obłędem w oczach, który u ludzi uwielbiam, stojącą boso pośrodku gabinetu i mówiącą coś o pogodzie, dawnych czasach i sanepidzie, dotarło do mnie, że w tym miejscu nie brakuje mi nowych foteli i sprzętu, a ogniska, bo całe spotkanie przypominało bardziej psychodeliczny  trip z szamanką, niż wizytę u lekarza. Z szamanką przeuroczą, ciepłą i bardzo fajną- dodam- aby nikt nie miał wątpliwości, że jednak nie darzę nienawiścią całego świata i czuję do Pani ogromną wdzięczność.

No i siadam, mówię, że  już inni w mojej japie byli, jakkolwiek źle by to nie zabrzmiało i sporo złego narobili, a ja puchnę i nic, a ja puchnę i boli. Pani doktor zasiadła boso, przemywa gołe dłonie i  z wyrazem najwyższego skupienia na twarzy, przerywanym odebraniem telefonu, narzekaniem na pogodę i anegdotkami, gołymi ręcyma zaczęła masować mi wnętrze twarzy. Wszystko było tak absurdalne, że nie zdążyłam – ani zareagować na brak rękawiczek, ani na brak butów, ani na fakt, że kilka jej szamańskich ruchów uwolniło mnie od bólu.

Jak już doszłam do siebie, to miałam nadzieję, że to koniec, ale Urocza Szamanka, z sercem większym niż moja japa, razem z opuchlizną, zatroskała się moją niesymetryczną mordą, ba, nawet wszczęła śledztwo i (!)chciała pomóc mi wynająć mieszkanie (w tym zdaniu brak logiki i został on zastosowany celowo…). Mieszkanie mieszkaniem, o tym innym razem. Zamiast kluczy do domu, dostałam skierowanie na panoramiczną sweet focie japy i USG szyi.

Nieważne, że nie skumałam, że ulice nazywają się tak samo w różnych miastach, przez co wyruszyłam na USG w ostatniej chwili, a powinnam z 1,5 wcześniej. Nieważne, że padał deszcz. Zapłaciłam za pierwsze w swoim życiu USG i usiadłam grzecznie w kolejne, dowiadując się z telewizora, że Piotrek z M jak Miłość znowu pokłócił się z Kingą i w sumie nie wiadomo co teraz z nimi będzie. Nie zdążyłam westchnąć z przejęciem, a nastała moja kolej.

Pan radiolog zasmarkał mi żelem całą twarz i tereny znajdujące się poniżej, ale nie aż tak nisko, żeby było się czym podniecać czy niepokoić. Mimo wszystko, czułam się trochę jak prezerwatywa wysmarowana lubrykantem. Jeździł mi. pan doktor, tym joystickiem wzdłuż mojej szyi tak długo, że zaczynam odnosić wrażenie że mam tą szyję od pięt po uszy. Jako, że kwadrans ciszy to absolutne maksimum, jakie można ze mnie wydusić, a raczej długość czasu na jaką można mnie uciszyć, zaczęłam, z bardzo młodym, całkiem sympatycznym, choć już bardzo poważnym panem, żartować. To znaczy, podjęłam kilka daremnych, kończących się moim absolutnym ośmieszeniem, prób wywołania jego uśmiechu…

Kiedy doktor twierdząco odpowiedział na moje pytanie, czy dostrzega coś na ekranie USG,  z winy mózgu wyżartego chyba przez urocze reklamy Bebiko i ketonal, już w wyobraźni chwytałam za słuchawkę, by zadzwonić i przekazać mamie, że jednak nie będę sama do śmierci, je jednak coś mam i to nie HIV, ale chłopiec albo dziewczynka. Milczenie, jakim pan doktor potraktował, moje autentyczne, ale przecież nie poważne pytanie o płeć oraz posłane mi przez niego spojrzenie prawie, dały mi  do zrozumienia, że coś to może i ja mam, ale  raczej tylko nasrane w głowie.

W związku z tym, że badanie trwało długo, było nudno, a w pokoju niebyło kredek, ani zakazu mówienia, pan się zaniepokoił moim podejrzanym milczeniem i zapytał zawadiacko i filuternie, czy się nie nudzę i nie mam dość. Mój niewybredny żart o tym, że bardzo fajnie mnie dotyka, ale byłoby ekstra gdyby chociaż przygasił światło i zapalił świeczkę przeszedłby niestety, ponownie, w tym gwarnym i dwuosobowym towarzystwie, zapewne bez echa.

Potem dowiedziałam się, że nie cierpię na żadną skomplikowaną chorobę, że nie będziecie zbierać na mnie pieniędzy, ani nawet mi współczuć. Ot, jak ktoś ten wpis doczyta, to mi ostatecznie powie, że moi  poprzedni lekarze byli niekompetentni , a ja jestem pajacem  z opuchlizną wynikającą z przerostu tego mięśnia, co żuje,  który co jakiś czas coś tam blokuje gdzieś tam, a urósł bo jestem nerwowa i żuje prawą stroną japy, od lat, za dużo truskawkowej gumy Śmiech.  Zdaję sobie sprawę, że diagnoza nie jest wzruszająca jak Alzheimer i krępująca jak hemoroidy, ale puenta wymaga, aby podać owoc poszukiwań przyczyn opuchniętej japy. A mi pozostaje cieszyć się, że przed rozwikłaniem zagadki nie potruto mi jednak wszystkich zębów i nie wycięto języka oraz, że przyrostu masy mięśniowej w moim ciele nie zawdzięczam ani diecie, ani siłowni.

A że przyrost nie taki, jak trzeba i nie tam, gdzie trzeba, to już -oj tam oj tam…

_______________________________________________________

Aktualizacja: Z racji tego, że znów trafiłam w ręce Cudownej Stomatologicznej Szamanki muszę dodać kilka słów. Żarty żartami, ale okazało się, że Pani podejrzewała u mnie jednak zmiany nowotworowe, jednak nie chciała mnie tym podejrzeniem martwić. Także jeszcze raz, wszem i wobec, informuję, że jest wspaniała, a ja oddycham z ulgą.

I cieszę się z tego 1000 Robaków na fanpage’u jak nie wiem co!

_______________________________________________________

Facebook: Mam Wątpliwość

9 komentarzy
  1. I zagadka rozwiązana.

    I taka mała poprawka „boso” a nie „na boso” 🙂
    może być ew. „na bosaka” 😉

    pozdrawiam

  2. Strasznie ubolewam, że moja skromna osoba straciła możliwość skomentowania wpisu na temat sieciówek-śmieciówek. Powiem szczerze, że zasmuciły mnie Twoje poglądy jak i komentarze -zarówno te popierające, jak i sprzeciwy oraz obelgi w Twoją stronę. Prawda jest taka, że wszyscy mają rację. Nie oszukujmy się jednak, świat zmierza ku kulturalnej zagładzie! W Zarze pracują zwykli ludzie, nie super bohaterowie, którzy mają nadludzką cierpliwość, nie mają przy tym życia prywatnego i pasjonują się swoją pracą do tego stopnia, że drżą z podniecenia na myśl o obsłudze klienta. Prawda jest taka, że pracują tam dobrze wykształceni ludzie – nie tylko pedagodzy, czy ludzie po turystyce. Podwójny magister z biologii i chemii o danej specjalizacji nie jest rzadkością. Spotkać można medyków, administratorów, filozofów, psychologów, itd. itp. Frustracja dosiega wszystkich, tych którzy pragną lepszej pracy oraz tych, którzy patrzą na chude laski w rozmiarze 34 i czują się pokrzywdzeni. Nikt nie będzie nikogo przepraszał za to, że jest chudy, gruby, płaski, cycaty – whatever! A wytknięcie komukolwiek, że pracuje jako sprzedawca chociaż nie potrafi powiedzieć do tysiąca klientów z tym samym uśmiechem na twarzy „dzień dobry” i że się zmęczył po 6h, nie dotrwał tym samym pełen wigoru do końca pracy, cóż… jesteś szcześciarą jeśli wszystko, zawsze robisz doskonale :). Proponuję podejść do Zary chwilę po otwarciu sklepu, gdy będziesz jedyna z niewielu klientek, wtedy te chude laski być może obsłużą Cię niczym u Jeana Paula Gaultiera, ponieważ będą miały na to czas. Ty w podzięce kupisz koszulkę za 29,90 i odejdziesz z przeświadczeniem, że dzięki Tobie dostają na cały etat najniższą krajową. Pozdrawiam serdecznie 🙂

  3. Czyli teraz w lewo zwrot, pożujesz drugą stroną paszczęki i symetria w Twym życiu zagości. A może lepiej nie, symetryczne jest nudne i przewidywalne.

  4. Hmm. chociaż, świerzbią mnie paluchy , żeby odpowiedzieć cokolwiek na temat poprzedniego wątku dotyczącego uprzejmości i otyłości – powstrzymam się i odniosę się ad rem, pisząc mam nadzieję również do rzeczy. Otóż wszyscy jesteśmy „drżący” jeśli chodzi o historie stomatologiczne. Ja drżę do tego stopnia iż odpuszczam sobie przyjemności typu ZARA aby sfinansować wizyty w innym zgoła przybytku rozkoszy jakim jest prywatny, kosmiczny gabinet stomatologiczny. Pani Moja (oby jej łokieć nigdy nie trafił na miejsce , które robi prąd) jest doskonałą diagnostką ( jak jest ministra, to może być i diagnostka) i demokratycznie i grubych i chudych zarzyna odpowiednią stawką za swój każdy ruch. Jednakowoż się nie uśmiecha. I dobrze – mogłaby wyjść na jakąś chorą sadystkę z uśmiechem i narzędziem tortur w łapie. Jednak i ona nie jest wszechwiedząca, co powinno Koleżankę pocieszyć. Ja np. strasznie zgrzytam zębami przez sen. Jedyna rada od Niej to żeby coś między te zęby włożyć i spać. Nie sprecyzowała co, może drewniany kołek jakiś. Chyba przygotuję osikowy, ot tak, żeby mężowi było łatwiej jednym ruchem mnie z tej dolegliwości wyleczyć, któreś nocy ciemnej. Serdecznie pozdrawiam 🙂

  5. A ja się po prostu ucieszyłem ze spotkania Radomskiej z Szamanką…i z jego efektów :-).
    Co prawda Cudowne Uzdrowienie może mieć druzgocąco destrukcyjny wpływ na Radomski styl pisania… ale liczę po cichu, że frustrujące przeżywanie młodości i ustawiczne malkontenctwo piszącej (przede wszystkim dotyczące Radomskiego wyglądu) dotychczas w tak cudowny sposób wyrażane na tym blogu: wezmą w pannie Oli górę (i dostarczą jej krwi obiegowi odpowiednią, jak każdej obecnej lub przyszłej teściowej: dawkę ironii i jadu 😉 )…

    Cieplutkie pozdrowienia :-))

  6. Ciesz się, ze trafiłaś wreszcie na kogoś normalnego, ile to się czyta i słyszy, ze ludziom zdrowe rzeczy wycinają przez błędną diagnozę…. Przynajmiej szczene zaoszczędziłaś i dalej mozesz gadać i gadać…. I gadać….I gryźć. Pozdro( super się czyta)

Napisz komentarz:

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.