W dupach się przewraca

Zaczyna się niewinnie – gdzieś w tyle głowy kołacze Ci się myśl, że masz do powiedzenia coś na tyle interesującego, że powinieneś wyjść z tym do ludzi. Takie autentyczne, fizyczne, przyziemne wyjście jest cholernie skomplikowane – musisz założyć buty, ubrać się jak człowiek, mówić składnie, a większość i tak zatrzaśnie Ci drzwi przed nosem jakbyś był akwizytorem albo światkiem Jehowy i ukradnie portfel. Od czego jednak jest Internet? Zakładasz zamiast butów i majtek bloga, fanpage i Instagram i zaczynasz swoją życiową przygodę.

Jeżeli masz łeb na karku, konkretną wiedzę i dryg do pisania, to jest szansa , że kiedy lista gości odwiedzających Twoją stronę przekroczy liczbę najbliższej rodziny, nie stracisz gruntu pod nogami. Jeżeli nie masz do powiedzenia nic, ale wydaje Ci się, że to jest spoko, to grozi Ci nieśmiertelne niebezpieczeństwo. Może Ci się w głowie popierdolić i z osoby, której dokuczano w szkole, bo miała zeza i trądzik, przeobrazisz się w social mediowego madafakę. Wtedy wydrukujesz zdumiewające wyniki oglądalności bloga z google analytics, zapukasz do drzwi swoich oprawców z dzieciństwa i zapytasz „no i co pało kaplata, łyso Ci, co Ty na to?”. A on na to, że nic, i znów dostaniesz w mordę. Bo te wejścia, odsłony, lajki, kliknięcia, są ważne tylko dla Ciebie.

Obserwuję dwa trendy w blogosferze, które bawią i smucą jednocześnie.

Zło numer 1 – uwielbiaj mnie

To fala blogerów zachłyśniętych poczuciem zajebistości, które zakorzeniła w nich mama, a które podsyca każde kliknięcie potencjalnego fana. Czasami boję się, że Coelhio miał rację i że wystarczy czegoś gorąco pragnąć, tak jak oni pragną sławy. Na początku silą się jeszcze na wymyślanie jakichś treści, bo kluczem zabawy jest samookreślenie- siebie jako zajebistego eksperta w czymkolwiek, którego należy wielbić. Wystarczy kilka miesięcy, a z kolesia, który zawsze przytrzymywał Ci windę, wyrasta paź, który z nonszalancją przytrzaśnie ci jej drzwiami ręce. I co otrzymujemy?

Kogoś kto w każdej sytuacji, uparcie i niezmordowanie będzie utrzymywał, że ma rację, nawet jeśli nie ma zdania. Kogoś, kto będzie prężył się do Ciebie ze zdjęć przybierając pozy żurawia, którego zaatakowała rwa kulszowa i cielęcym spojrzeniem umieszczonym nad krwisto, przaśnie umemlanymi szminą ustami, będzie prosił o akceptację,ciepłe słowo, lajczka, a każde 'e, chyba nie’ odczyta jako obrazę majestatu i dziką zazdrość. Potem pójdzie o krok dalej i na instagramie zacznie dodawać zdjęcia jedzenia kremu brulee z fetą, obfoconego pieczałowicie i starannie, mimo, że w tle stygnie mu kiełbasa z cebulą.

Dzielenie się tematami, które uzna za swojego konika zacznie go ograniczać, więc idąc z duchem czasu i rozwoju social mediów, szybko go dosiądzie i pogalopuje w stronę tematów, które od zawsze i po wieczne czasy powinne być dla niego zakazane. Zdążysz ochłonąć po porcji relacji z wizyt w publicznej toalecie i  monopolowym, a już zaleje Cię fala życiowych rad, psychologicznych wskazówek, recept na szczęście, spełnienie i podwieczorek, który zawiera nie więcej niż 200 kalorii. Tak się pieprzy w głowach paniom, panowie idą zaparte w rżnięcie zadufanego w sobie snoba (czasem tak im świetnie to wychodzi, że własne matki przepraszają ich przynosząc kanapki) i udają, że nikt taki nie istnieje, a oni wymyślili bycie chamem w internetach jako pierwsi.

Skutek jest taki, że Internet wypełnia się po brzegi blogami, których nie ma kto czytać, bo każdy Internauta ma własny, a świat nie nadąża w produkowaniu gimbazy, która swoimi kliknięciami wypełniałaby poczucie pustki i nadawała jałowej egzystencji z ładnym szablonem w tle, sensu.

Zło nr 2- skacz, tańcz, zabawiaj-lubimy jak się pocisz, pajacu

Dostałeś już po dupie nie raz, masz za sobą kilka wiadomości z pogróżkami, serie obraźliwych maili, zakrwaiwony nóż przesłany pocztą,ale mimo to, siedząc za ekranem swojego komputera kurczowo i rozpaczliwie trzymasz się myśli, że świat nie jest taki zły i nadal pragniesz dzielić się z nim tym,co kochasz i robić to dobrze. Poświęcasz masę czasu na rzeczy, o których nie ma pojęcia nawet Twój najwierniejszy czytelnik, nawet kiedy ciałem nie siedzysz w edytorze tekstów, to twoja durna, wyżarta przez chęć dzielenia się zajawkami w sposób jak najlepszy, głowa i tak po uszy zanużona jest w poszukiwaniu nieszablonowych zbitek słownych, które na twarzy czytelnika mogłyby wywołać jakąkolwiek emocje.

Możesz sobie powtarzać, że ciągle robisz to dla siebie, ale wiesz, że bez publiczności to nie istnieje. Nie chcesz być jak malarz, który trzyma prace w komórce, prawda? Dajesz z siebie 200%, bo wierzysz, że dobro powraca, ciężka praca popłaca, rosnące cyferki kliknięć, wejść, odsłon utwierdzają Cię w przekonaniu, że to,co robisz jest ekstra, a ludzie cię cenią. Błąd.

Możesz prześcignąć stylem Dostojewskiego, a i tak nie możesz liczyć na więcej niż lajka. Komentarz, wypowiedź nie nawiązująca do, ulubionych przez każdego blogera „skończyłeś się”, „kiedyś pisałeś inaczej”, „ja bym…” jest jak śnieg w Wigilię, brak kolejki na poczcie polskiej, wakacje bez cellulitu. 

Możesz opowiadać sobie, że zbudowałeś ogromną społeczność, której siła polega na sympatii i zaufaniu wobec Twojej osoby, a zapracowałeś na to,ciężką tyrką, w której metaforyczny, tekstowo-edycyjny pot miesza się z zalewajacym od wewnątrz poczucie ogromnej satysfakcji na widok jej efektów i z całego serca życzę Tobie i sobie, żebyś miał racje.

Ale to chyba nieprawda.

Oto moja gorzka refleksja po przejrzeniu zestawień w tegorocznym konkursie Bloga Roku w fazie, w której oddawanie głosów nie było jeszcze możliwe i chwile przed wielkim finałem. Blogów „zajebista ja i moje cudowne rajtuzy” jak mleka w moich cyckach. A kiedy zajrzałam na jeden z  tych innych, którego autor startował w tym konkursie wraz ze mną ponad 2 lata temu. Już wtedy miał wypracowany styl, kierunek i dorobił się 'publiczności’. Odwiedziłam jego stronę, chłopak od kilku lat niezmordowanie dzieli się swoją pasją i robi to naprawdę dobrze.

Nie dość dobrze, aby móc liczyć na wsparcie swoich 'wiernych’ czytelników, bo jeśli sympatię wobec Ciebie deklaruje kilka tysięcy osób, ale już szacowną złotówkę ośmieli się wydać co dwudziesty. To smakuje chyba gorzej niż ostatnie miejsce w każdym plebiscycie.

Wnioski?

Trzeba być głupim, albo bardzo to kochać, żeby chcieć być blogerem. Jestem głupia i zakochana. Łudząc się, że jednak moi czytelnicy sa podobni do mnie -ociekają sarkazmem, empatią, nie mają czasu golić nóg, chcę im polecić bardzo dwóch blogerów, którzy zasługują na publiczność tak wartościową jak to,co robią, bo mają talent i  łby na karku tak pełen trafnych spostrzeżeń, że dziwie się, iż są w stanie je udźwignąć. 

www.archiwumchaosu.pl oraz

www.haloziemia.pl

A jak już ich pokochacie, to porzucając mnie napiszcie przynajmniej, że było Wam ze mną dobrze w łóżku i że zasługuję na kogoś lepszego 😉

Do usłyszenia wkrótce,

Wasza Radomska

32 komentarze
  1. Ja cię kręcę ale wracasz do formy po ciąży jak celebrytka na pudelku!!! Warto było czytać o dzieciaku 🙂

    Pisz o blogosferze, pisz, proooszę! Jesteś jak nivea w ciepły, letni deszcz 😀 Wsiąkłam już w kominków i innych tak bardzo, że tylko ty możesz zawrócić nurt rzeki i potrząsnąć tematem na rześko. Dzięki!

    chociaż tej fascynacji halo ziemia nie do końca kumam (twoją tak, ale innych?), jakoś za religijnie dla mnie 🙂

    Pozdrawiam!

  2. Wakacje bez cellulitu made my day 🙂 Generalnie nie patrzę na rankingi bloga roku czy na nominowanych czy nie. Mam kilka blogów, które czytam, bo lubię, bo odpowiada mi ich styl, spojrzenie na świat i tak dalej. Kominek mnie mierzi trochę i wkurza, więc go nie czytam, bo on z tych co chcą lajka za wszelką cenę-przynajmniej według mnie. A Ciebie czytam bo lubię. Bo sama lubię sobie powyzywać na otaczający świat, bo obie mamy dziecko(nie ze sobą, ale obawiam się, że gdyby to byłby większy potwór od mojego) i tak dalej. Nie lubię zmieniać partnerów, dobrze mi z Tobą w łóżku i zostaje. Swój cellulit też już chyba lubię 😉

  3. Nic nigdzie mi się nie przewraca. Zawsze chodziłem swoimi ścieżkami. Mój niby blog to taka zabawa. Dla siebie. Jeśli ktoś zajrzy to miłe. Nic ponadto. Są ważniejsze w życiu cele. I Ty to Oleńko wiesz. Pozdrawiam … jak zwykle 3 razy. 🙂 🙂 🙂

  4. Konkursy typu „Blog Roku”, w których udział jest PŁATNY powinny być obowiązkowym punktem w CV blogera chcącego rzucić swoje statystyki w twarz potencjalnemu reklamodawcy.
    Już w zeszłym roku zastanowiło mnie, na jak nikłe poparcie w PLNach może liczyć bloger generujący na co dzień setki komentarzy (osobliwie pod postami konkursowymi) i tysiące fanów na fejsie.
    Możesz docierać do 100% klientów, na których zależy kooperantowi, poświęcać na jego kampanię 100% przestrzeni bloga, lecz jeśli twoja marka w przełożeniu na sarę osiąga mniej niż 1% (w akcjach charytatywnych!) to darcie łacha z propozycji recenzowania próbek traci swą zasadność.

  5. Ja z tych naiwnych co wciąż wierzą, że dobra rzecz przy odrobinie PRu broni się sama. Mimo, że wszystko już mi pokazało, że to bzdura to wciąż w to potrzebuje wiedzieć. Tak jest i już. Głupim umrzeć. Tak chętnie, raz poprosze.

  6. „Nie dość dobrze, aby móc liczyć na wsparcie swoich ‚wiernych’ czytelników, bo jeśli sympatię wobec Ciebie deklaruje kilka tysięcy osób, ale już szacowną złotówkę ośmieli się wydać co dwudziesty. To smakuje chyba gorzej niż ostatnie miejsce w każdym plebiscycie.”

    Blogerzy miewają sporo do powiedzenia o tym, jaki potencjał reklamowy generują i jakież to żenujące oferty współpracy są zmuszeni odrzucać. Konkursy, w których za ich popularność trzeba de facto zapłacić, zgrabnie weryfikują ich finansowe oczekiwania. I o tym był mój poprzedni wpis.

  7. Ło jeżu kolczasty – kiełbasa z cebulą! Smażona w plasterkach! Na smalczyku! :O Om nom nom nom….

    Ja w przypadku jednego chłopaka (może to ten sam?) pomyślałam to samo: jak to możliwe, że ma tylu „ziomków” na fejsie, tyle wejść na blog, pisze doskonale na doskonały temat, a nie wszedł do „dziesiątki” w kategorii „pasje i terefefrefrefe”… Ja wlazłam i ego urosło mi tak, że ledwie się mieści nawet w mojej pojemnej d*pie!
    A tak poważnie, to łza mi się kręci, że mimo tak niewielkiej ilości odsłon mojej strony, spośród tych odsłaniających i „lajkujących” aż tylu postanowiło poświęcić na mnie zeta z Vatem. Oznacza to jedynie tyle, że ta cała blogosfera to przewrotna i nieprzewidywalna zołza, a łaska czytelnicza na pstrym koniu śmiga. Czyli – nic nowego pod Słońcem.

  8. Marudzisz Radomska. Kogo obchodzą blogi roku, dekady, stulecia, rankingi, statystyki i inne cyferki? Chyba tylko tych, którzy blogiem chcą zarabiać na waciki. Mnie interesuje czy ktoś ma coś do powiedzenia i w jaki sposób, a nie gdzie się uplasuje w rankingach. Wierzę, że w blogowaniu chodzi o wolność myśli nawet najgłupszych, a nie kasę i lajki. I proszę mnie nie odzierać ze złudzeń!

  9. I JA parę goszy dorzucę… „ciążyłam” sobie wtedy radośnie, chyba nawet pranie wieszałam…i kątem oka śledzę „newsy” z telewizji śniadaniowej..Patrzę Ania Mucha, a obok sliczna dziewczyna z „czerwonym kwiatem”…a potem to już wyszukiwarka google..i prącie, znaczy proszę, weszłam w świat Radomskiej i zostałam. Może średnio w temacie, ale na wspominki mi się zebrało…
    Wziełam udział w blog Roku (śmiech), zero szans, ale czułam że dla mnie to ważny krok. ujawniłam się, choć nie posiadam fejsbuka, ale myslalam sobie, a może moje dzielenie się własną historią komuś pomoże, może rozbawi jakiś post. Zgrzeszyłabym gdybym napisała, że pisze bloga tylko dla siebie. Fakt, jest to dla mnie forma autoterapii, czasem odreagowania, rozładowania macierzyńskiego napięcia. Ale cieszę się jak pojebana z każdego wejścia, komentarza.
    Liczy się to, że pisanie naprawdę sprawia mi radość, nie mam potrzeby udawania kogoś innego niż jestem..
    A dzięki tej całej blogowej akcji poznałam wiele interesujących blogów i dzielę się tymi „perełkami” z innymi…pzdr Gosia

  10. Tak to już jest- ludziom opłaca się wydawać kasę na to co jest cool i trendy. Także nie ma się co dziwić, że puste laski w rozmiarze 0, nie mające nic do powiedzenia brylują w czołówkach. Mamy teraz wyłącznie niemalże odbiór zmysłem wzroku-taki kreują media- więc zawsze tekst czytany będzie przegrywał, bo trzeba go ugryźć, zastanowić się, przemyśleć i ogólnie dużo roboty… Ale myślę, że poza głupim i konkursami mądrzy blogerzy są doceniani 😉

  11. Oj OLa , masz czym sie pochwalic, masz ponad 800 wejśc na dzień dzisiejszy; a to ze ludzie dziela sie na ludzi i klamki to juz reklamcje u góry trzeba składac.
    NIeważne kto po co tu kto zagląda wazne abyś ty sie z tym dobrze czuła, i doceń to ze inni tu sie też dobrze czują.POzdrawiam 🙂

  12. Uwielbiam cie za ten wpis! Mam naoczny przyklad jednego takiego bloga co to idealnie opisujesz w zło numer 1, w calej negatywnej krasie bo pozytywow znaleść nie moge, do tego pelen błedow ortograficznych i stylostycznych

  13. Witaj Olu! Fajny tekst. Ja wzięłam udział w tym konkursie i powiem szczerze byłas moja inspiracją bo pierwszy raz w głowie myśl o blogu zaświtała mi kiedy ujrzalam Cię w DDTVN 🙂 nic w konkursie nie zwojowałam ale pisac będę bo lubie tylko czasu wciąz mi brak żeby moje teksty były jeszcze bardziej dpieszczone. Jestem gadułą i wciąz mi mało, jestem szurnieta i wytrwała potrafie tę samą historię opowiedziedzieć jednego dnia wielu osobom ,potrzebuje widowni jak kania dżdżu 😉 Wiec blog to mój dodatkowy widz i całe szczeście że go mam bo jak nie mam z kim pogadać to sobie przeleję potok słów do Worda i od razu mi lepiej 😉
    Mi tez z Toba dobrze w łóżku ,ale własnie dlatego że dobrze to ja nigdzie nie idę. Zostaję tutaj 🙂

  14. Myślałem, że sprawdzasz przed opublikowaniem, a jak nie, to po opublikowaniu, no i już wiem: szacunku do czytelnika i do języka tutaj brak….
    To jest Twoim światkiem, czego ja jestem świadkiem.

    1. literówka, wnosić na jej podstawie brak szacunku do czegokolwiek to jak przypisywać mi satanizm. spokojnie, człowieku, dziękuję za zwrócenie uwagi, poprawiam, kajam się i pozdrawiam.

Napisz komentarz:

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.