Transformacja z Radomskiej w Matkę.

Moi Drodzy, w domu jedzie mi już rewolucją i płatkami mydlanymi na dobre, ba, zaczynam czuć oddech noworodka na plecach. Robię się rozmemłana, ckliwa i coraz grubsza, wzruszają mnie reklamy i jeszcze chwila, a rozbeczę się w czasie oglądania na Fishing TV dokumentu o połowie tuńczyków. Bo są śmierdzące, brzydkie i nikt ich nie kocha ani nie obdarza troską tylko dlatego, że nie mają futerka.

Moja empatia jest teraz tak rozbudowana, że adoptowałabym wszystkie bezpańskie psy i było mi naprawdę przykro, kiedy wyrzucałam mrówki, które zalęgły mi  się w kaszy.Robi się coraz mniej przyjemnie, więc to naprawdę ostatni dzwonek, żeby radować się z absurdów ciążowego dnia codziennego. Nie omieszkałam zanotować sobie kilku najwyraźniejszych zmian, dla odmiany radosnych. Bo oto…

 

  • Przed ciążą notorycznie zdarzało mi się zapominać po co idę do sklepu. Ot- wychodziłam po chleb, wracałam z 16 kg cebuli, zdzwiona, że tak dziwnie smaruje się je masłem. Zazwyczaj robiłam też tzw. listy zakupów, ale niestety zawsze ginęły w akcji, w kieszeni, zostawały przez przypadek w domu, a ja udawałam, że dam radę je odtworzyć z pamięci. Dziś już nie udaję! Przestałam zawracać sobie głowę planowaniem,bo wyjście do sklepu jest po prostu WYJŚCIEM i jakie by nie było, trzeba się z niego cieszyć, dopóki jest możliwe! Ot wychodzę i idę! Bo taka jestem teraz spontaniczna!

  • Przerzucam całą miłość na swojego psa. To było niegroźne dopóki zostawaliśmy sami w domu. Teraz jest. Nadal zostajemy sami, ale ja mam już nosidełko, przewijak, śpiochy i pieluszki i moje lewe, niezdarne, matczyne ręce rwą się do trenowania. Jakie to szczęście, że psy nie uczą się mówić! I że mowa mojego psa nie zostanie podeptana przez moje ciągłe zmiękczanie i gwałcenie języka polskiego. Gdyby ktoś nagrał jak leżę na dywanie zapłakana i obiecuję mu, że po narodzinach Lenki nadal będę go kochać to myślę, że przestał by się zastanawiać nawet dlaczego nazywam się matką własnego psa.

  • Nagle udaję, że interesuję się modą. Używam modnych słów – outfit oraz stylizacja. Jeśli się w coś zmieszczę, dopnę i mogę wyjść na ulicę, to nazywa się to stylizacją. A jak już wydam na świat potworka, a sama nadal nim będę, to będę nazywała  czarne worki po kartoflach, które maja ukrywać to,co zrobiła ze mną ciąża oraz getry, outfitem Młodej Mamy. Albo Mamucicy, żeby być bardziej szczerym z samą sobą. A jak akurat wychodzę w dresie z psem, to mam wyjebane na modę, bo nie jestem przecież pusta ej!
  • Płynnie przeszłam z etapu „nic jeszcze nie mamy dla dziecka” do „chyba sobie jaja robisz, że ja to wszystko będę prała i prasowała”. Równie płynnie z „muszę uważać na to,co jem i jak wyglądam” do „jem” oraz z „co kogo obchodzi moja ciąża” do „moi znajomi na pewno umierają z ciekawości jak wyglądam w 30, 31…35…48 tygodniu ciąży”
  • Szczycę się tym, że omija mnie na razie te niebezpieczny trend, który dostrzegam u innych ciężarnych, które nagle ZAJRZAŁY W GŁĄB SIEBIE (pytam się  -jak- jak tu już do buta się nie ma jak schylić nawet!?!?) i doszły do wniosku, że poród to nic strasznego, ze przechodzi przez to wiele kobiet i że przesadzają mówiąc, że boli, a ja jestem silna, dzielna, chcę to przeżyć, urodzić bez znieczulenia. W wodzie. Z delfinami. Twardo stoję przy swoim stanowisku, że ZNIOSĘ DZIELNIE KAŻDĄ ABSURDALNĄ ILOŚĆ ZNIECZULENIA.
  • Zweryfikowałam swoje poglądy na cielesność i wszystko to,co w związku z nią zaprzątało mi przed ciążą głowę. Bo jeżeli kiedyś byłam za gruba, to jak nazwać to,co się dzieje teraz?! Bycie zmutowaną kobrą trawiącą gazelę to rodzaj społecznego wyróżnienia, ale wrodzona skromność karze mi nie wmawiać sobie, że jestem wyjątkowa.
    Moje piersi były kiedyś ciężkie? Powiedz to moim plecom teraz i przypomnij później, jak zamienią się w bar mleczny! Moje nogi były szczupłe? Jezu, są wspaniałe, utrzymują całą tą ciążową, karykaturalną konstrukcje w pionie i pozwalają dobiec do WC na czas.

Zmiany nie dotyczą tylko mnie. Nawleczony z narracji „tak się cieszę, że będziesz matką mojego dziecka, że będziemy mieli rodzinę, to piękne, czekałem na to całe życie, na pewno będziemy wspaniałymi rodzicami damy radę i szczęście będzie wyciekać nam ze wszystkich otworów” przeszedł właśnie  do „o kurwa,  to zaraz!”

Zaczęłam współczuć współczującym mi koleżankom, które twierdzą, że poniosłam porażkę i niczego już nie osiągnę poza przeżyciem serii zarwanych nocy. Powtarzam, że one też nie, tyle, że ja będę miała przynajmniej dziecko. I zawsze będę mogła sobie powtarzać, że macierzyństwo zamordowało mi karierę, a nie, że moja kariera została zamordowana przez fakt, iż skończyłam żałosne studia.

  • Raz na jakiś czas, tzn. ze dwa razy dziennie mam napad histerii i wykonuję telefon, rozpaczliwym głosem drę się do słuchawki dławiąc się szlochem i gilem „że to już”. Nawleczony obsrywa się ze strachu, że rodzę, a ja po prostu dzwonię, bo uświadomiłam sobie, że to już zaraz, za kilka tygodni. Nie wiem czemu, ale on bardzo tego nie lubi, bo się uodparnia i w razie alarmu zasadnego nie zareaguje jak powinien czyli przenikliwym płaczem przerażenia przechodzącym w skowyt.

 Gdyby nie lustra w domu, to czułabym się naprawdę nieźle,a tak prawda trochę w oczy kole. Okulary na szczęście brudne, więc jakoś się toczę spokojnie swoim rytmem koczkodana skrzyżowanego z orką. Płynnie przechodzimy z etapu „mogłabym być w ciąży całe życie to takie piękne” do ” wyjmij ją już ze mnie, choćby widelcem, to takie pilne”. NAprawdę próbuję się zainteresować czymkolwiek innym teraz, skomentować, wyszydzić i obśmiać, ale co jest teraz ważniejsze niż siku i fakt, że moje dziecie dobija już 3 kg i próbuje wywarzyć drzwi do mego wnętrza?

 Cierpimy trochę na deficyt życia towarzyskiego – bo ciężko nim określić odpowiadanie znajomym na fb na pytanie CZY JUŻ RODZĘ lub KIEDY ZACZNĘ W KOŃCU. Na szczęście ostatnio było u nas tłoczno – kominiarz, pan gazownik, pan od dezynfekcji oraz pani wymieniająca liczniki kaloryferów w przeciągu kilku dni dostarczyli mi tylu emocji, wrażeń i takiej porcji werbalnego kontaktu z kimś, kto nie jest online, nie jest psem i już się urodził, że naprawdę grzech narzekać.

Także Bajlando Bajlando, Amigos! Odliczamy ostatnie tygodnie i apelujemy o wytrwałość. Obiecuję, że blogowanie jest i będzie, po córce, Nawleczonym i psie, moim czwartym dzieckiem, którego ze wszystkich sił postaram się nie zaniedbywać. 

20 komentarzy
  1. Eh, rany :)) Jak sobie przypomnę ostatni miesiąc ciąży… to dopiero było… w zasadzie wszystko sprowadzało mi się do daty porodu. Bałam się. To była taka niewiadoma, która mnie paraliżowała. Na każde pytanie o jakąkolwiek przyszłość, odpowiadałam, żeby zapytać mnie jak urodzę. Zupełnie jak by w tym dniu świat się kończył.. albo właśnie zaczynał 🙂 3-2 tygodnie PRZED zaczęłam się bać wyjeżdżać z miasta, oddalać się od szpitala dalej niż na 100 m ( mieszkam blisko). Niemal siedziałam na torbie do szpitala i nerwowo wsłuchiwałam się w swe wnętrze. A jak w szkole rodzenia usłyszałam, że koleżanka zaczęła rodzić bo KICHNĘŁA.. to już w ogóle! W czwartek poturlałam się jeszcze do szkoły owej, z przerażeniem odnotowałam kolejne koleżanki, które ubyły z grona, bo nastała moja kolej 🙂 We wtorek lało całą noc po serii upałów. Wstalam siku o 5 rano, no i sikam… sikam… cholera… nie mogę przestać! Wstaję z kibelka, a tu mi leci po nogach.. yyyyy.. to chyba nie siki! Ręcznik między nogi, i jak kaczka podreptałam do sypialni, postukałam chłopa w ramię, coby zbyt szoku nie przeżył, po czym zakomunikowałam, że chyba mi wody odeszły. Wypadł z pościeli, zaczęły mu się trząść ręce… a ja spokojnie podreptałam na kibelek, bo już ręcznik przeciekał. A potem wiadomo, w drogę do szpitala itp. Czasem wydaje mi się, że dzień porodu niczym telegraficzna migawka, zostanie w mej pamięci na zawsze.

  2. Zawsze czytam takie teksty z rosnącą fascynacją i jednocześnie szybciej rosnącym przerażeniem. Jestem przed podjęciem decyzji kiedy i czy w ogóle zostać matką i szukam argumentów, które przekonają mnie, że warto. Ze znalezieniem tego jest cholernie ciężko. Jednak w jakiś sposób Twój tekst sprawia, że myślę „nie będzie źle”. Choć nie mam zielonego pojęcia dlaczego. Boję się, cholernie się boję i uważam, że świadome macierzyństwo nie jest czymś dla mnie. Wpadkę poproszę! 🙂

  3. Mnie najbardziej wpieniały pytania, tak od 4 mca kiedy wyglądałam (w drugiej ciązy) jak 7 mcu..kiedy? już? jeszcze nie? noż kuźwa mać….
    No i trochę żałuje że nie trafiłam na zajebistą lekturę, ale to w pierwszej w ciąży ( w drugiej wiedziałam co mnie czeka i byłam nastawiona na ból, 8h rodzenia0..teraz to sobie poczytuje w ramach ..relaksu : Mama w czterech ścianach – Samantha Wilde – niech „zachętą będą pierwsze akapity : ps. jeśli za długie to wyautuj : „….Uwielbiam swoje dziecko. Nie, naprawdę, mogłoby się wydawać, że nie, ale jest świetnie. To najlepsza robota ze wszystkich, jakie miałam do tej pory, lepsza niż układanie książek na półkach w bibliotece (na studiach), catering (po studiach) i praca edytora freelancera (moje ostatnie prawdziwe dorosłe zajęcie, które miało przynajmniej coś wspólnego z moim dyplomem z anglistyki). Macierzyństwo to jedyna robota, w której przez cały dzień możesz chodzić w piżamie i leżeć w łóżku, ile chcesz, co jakoś umyka powszechnej uwadze. Ale nie jest to wyłącznie czysta przyjemność. To nie jest czysta przyjemność przez większość czasu. Ale mówią mi, że to minie. Bywa, że kładę się na podłodze i płaczę, a mój mąż zamyka się w łazience ze swoim Nintendo i spędza tam godzinę na załatwianiu się. A ja płaczę, bo też tak chcę. Marzę o tym. Chcę się wysrać i mieć godzinę dla siebie. I mimo uporczywych zaparć, łez i bólu przy wypróżnianiu się jestem na każde zawołanie. Jestem nowo otwartym sklepem sieci 7-Eleven. Jestem dostępna cały dzień i całą noc. Kiedy jestem sama, czyli przez większość czasu, chodzę po domu topless, bo nie widzę żadnego powodu, dla którego miałabym nosić stanik czy koszulkę. Moje piersi stały się publicznym dobrem, przynajmniej na poziome lokalnej społeczności. Dziecko ssie mniej więcej co dziesiąty oddech, który bierze. Jestem fabryką mleka czynną całą dobę. Jestem mokrym snem każdego mężczyzny – cycata laska w pełni dyspozycyjna. Właściwie to chyba przesadziłam. Z całą pewnością nie jestem niczyim mokrym snem. Zaczęłam nazywać mój brzuch Brzuszydłem, żeby okazać mu więcej czułości. Moje ćwiczenia na niego polegają na tym, że kładę się na podłodze i oddycham. Aerobik ćwiczę w drodze do skrzynki na listy. Kiedy idę podjazdem, żeby wyjąć pocztę, czuję się jak więzień, który właśnie wyszedł na wolność. Słońce mnie razi. Leżę w łóżku, próbuję się zdrzemnąć i słyszę, jak córki sąsiadów bawią się w ogrodzie. Nie śpię; leżę i myślę o tym, jak bardzo ich nienawidzę. Rozmyślam o tym, że one mają wszystko, nawet płaskie brzuchy. Nawet waginy, które wyglądają jak waginy i nikt nie musi im tego wypominać. Moją jedyną bronią jest czas i żałosna nadzieja, że któregoś dnia to one będą klęczeć przy łóżku na kółkach ufajdane kałem, krwią i smółką i będą błagać o leki, a ich szczupłe białe tyłki będą drżeć, kiedy z hukiem wpadną do windy jadącej do macierzyństwa.”

  4. Ach pamiętam ten finisz ciąży… Nie mogłam się doczekać porodu: czułam sie gruba i ciężka i wszystko mnie wkurzało, a najbardziej ludzie, którzy twierdzili, że no przecież jeszcze jest wcześnie (36 tydzień?! WTF).
    Cierpliwości, dasz radę :). Poród to pikuś jest, chociaż boli jak cholera zanim do niego dojdzie – najlepsze znieczulenie i urwanie filmu pt. „Umieram, tak bardzo boli”, to kiedy dadzą Ci dziecko w rękę i się zczaisz, że nigdy nie miałaś takiego małego człowieka w garści. 🙂

  5. Całe to wszystko to świeta prawda. Z jednym wszelakoż zastrzeżeniem. Kiedy koleżanki z roku będą szczęśliwie zakładać swoje rodziny i się rozmnażać, ty będziesz mogła swą latorośl oddać do placówki oświatowej (a nawet będziesz musiała, w myśl postanowień reform oświatowych) i spokojnie będziesz się mogła realizować zawodowo, w którymkolwiek zawodzie przyjdzie ci pracować.

  6. No cóż ja sobie wmawiałam, że to jeszcze nie czas.
    I kiedy już wody mi odeszły, panikującym ojcu i mężowi, wmawiałam, że i tak mnie odeślą z powrotem do domu ze szpitala, bo to nie czas jest. Więc po jechać?. Ale czas był wielki i 7,5 godz. później rozmnożyłam się przez rozdział :D. Trzymam kciuki Olu:-)

  7. … jak dobrze, że chłopem jestem … Oleńko staraj się by ten Twój stres nie przenosił się na kochanego, ślicznego dzidziuńka … i by Pan Nawleczony nie ucierpiał … odwagi, rozwagi … głowa do góry … będzie dobrze … nie pierwsza i nie ostatnia … pozdrawiam … 🙂

  8. Dasz sobie radę, wszystko będzie dobrze. Jak tylko urodzisz zaleje cię fala endorfin i od razu zapomnisz całe zło, krew i pot porodu. Trzymam kciuki.

  9. transformacja dopiero sie zacznie- taka juz na stałe, bo brzuch po porodzie jakos sie wciągnie(albo i nie 😉 ).Ale wyobraź sobie siebie nad płaczacym dzieckiem, które wyje od 2 godzin i kiedyś gotowa byś była je zakneblować aby sie tylko uciszyło , a po transformacji weźmiesz w omdlałe dłonie i po raz kolejny zanucisz kołysanke az w końcu ucichnie i uśnie z usmiechem na buzi- i tak do końca życia..
    Z tym kneblowaniem może trocheprzesadziłam, ale moje koleżanki gubiły w tym momencie instynkt macierzyński jak słyszały 2 godzinny płacz niemowlaka.. i tak im zostało .
    …Ich strata

  10. Płakałam na reklamie proszku do prania. Wtedy już wiedziałam, że jestem stracona. Ale to było dawno. Bo wczoraj opowiadałam dziecku (młodszemu) na dobranoc, jak wygląda poród. A on miał taką minęęęę. Niedowierzanie połączone z rozbawieniem. Bo oto wyobraził sobie siebie przeciskającego się przez rurkę i cipkę, by wyskoczyć na zewnątrz. Z ulgą przyjął do wiadomości, że mnie bolało bardziej 😉
    Ach, ciąża, ciąża…

  11. Dla pocieszenia powiem Ci,że zawsze może być gorzej.Pierwsze dziecko, z zoną odebrałem w sylwestra 1999/2000.Miała wybuchnać bomba milenijna ,czy inny Koniec Świata.Miay zgasnąć woda,zamknąć prąd itp.,czy na odwrót.Bylem spanikowany ,bo wszystkich na gwałt wypisywali ze szpitala.Sami .Bez żadnej siostry z doswiadczeniem,babci,wizyty polożnej z przychodni etc.Pierwsza kąpiel porazka.Dziecko wychlodzone,płacze Zona obolala,chodzi „krabem”(zgadnij czemu)Ja biegam w zygzak.Nie płaczę (lkam wewnętrznie)
    Łyk szampana.(Bedzie dobrze kochanie…)
    No i jakoś poszło.Po dwóch dniach siostra z przychodni powiedziala,że jak sami daliśmy radę to ona nie ma nic do roboty.
    O Was sie nie martwię:-) Trzymam kciuki.

    1. wiesz, fakt, że nie rodzę w sylwestra 99/00 mogę uzasadnić jedynie tym, że wtedy miałam dopiero 10 lat, ALE oficjalny termin mam na 1 listopada. Nienajgorzej- szukając prezentu dla córki będę przedzierać się przez znicze.

  12. Taaak, ciąża to saame przyjemności. Dla mnie poród (mimo, że trwał 23 godz) był czymś cudownym- bo oznaczał koniec całej tej męki 😀
    Pozdrawiam świeżą mamę i zapraszam do nas, żeby poczytać o tym, co dzieje się po porodzie 😉

  13. takiego wpisu chyba jeszcze niebylo…mam dwóch synów, ciąze znosiłam bezproblemowo, I uwielbiałam ten stan, pierwszy poród (nie mówie o bólu bo jest zawsze) bezproblemowy, drugi z komplikacjami ale dalismy rade. Teraz nie mam czasu dla siebie, jestem troszkę zabiegana mama, ale kocham te dzieci nad zycie. Po drugim powiedziałam ze juz nigdy więcej,, ale tak lubie być w ciąży I rodzić, że jak bedzie „starcza wpadka” to się uciesze 🙂 ale na razie musze odespać, bo nie przespałam ani jednej nocy od 17 mies. sama się sobie dziwie, że jeszcze funkcjonujei to na takich obrotacjh 😉 bedzie Ola dobrze! I’ll keep fingers crossed!

  14. Bardzo interesujący wpis, tak jak i komentarze.
    Moim zdaniem warto przeczytać książkę A.S. Neilla „Summerhill”, jest dostępna po polsku, a jak ktoś bardzo nie chce kupować / wypożyczać, to jest również na chomiku.

    W skrócie pokazuje, że trudne dzieci nie rodzą się 'trudne’, tylko jest to odpowiedzialność ich rodziców. Przy okazji daje wiele pomysłów i narzędzi jak wychować dziecko, które będzie szczęśliwe.

    A tego chce chyba każda matka i każdy ojciec (o ile wie, że dzieci same się nie wychowywują :p).

    To książka oparta na doświadczeniach autora, który jest psychologiem i jednocześnie dyrektorem szkoły Summerhill, która specjalizuje się w leczeniu 'trudnych dzieci’ – czyli takich, które moczą się w łóżko, znęcają się nad innymi, nie chcą chodzić do szkoły / uczyć się, nie potrafią dogadać się z rówieśnikami itd.

    Przy okazji, można się dowiedzieć czegoś o sobie w trakcie czytania tej książki.

    „Trudne dziecko to dziecko, które jest nieszczęśliwe. Jest ono na stopie wojennej z samym sobą, a w konsekwencji walczy z całym światem”

    Polecam!

  15. Hmmm niestety wraz z przywdzianiem roli rodzica towarzyski status ulega zmianie na „trędowaty”. Nie pomagają zapewnienia że „to” nie roznosi się wraz z wdychanym powietrzem albo poprzez podanie ręki. I choć nie wymagam od nikogo żeby skrupulatnie zanotowywal wszystkie wydarzenia z życia mojego dziecka, pierwsza kupa, ząb, to miło by było być czasem postrzeganym jako coś więcej niż przedłużenie mojego dziecka.

Napisz komentarz:

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.