No make up challenge? Nie, dzięki.

Jedna z ostatnich akcji promowana przez media uderzyła w mój czuły punkt. Zakuło mnie między woreczkiem  żółciowym, a śledzioną i aby nie nabawić się wrzodów pomyślałam, że dam upust. Upust zdziwieniu. No make up challenge. Akcja społeczna  w której biorą udział wielkie marki, znane persony,celebrytki, jak i zupełnie zwyczajne kobiety, które same nakładają tapetę na twarz i zdejmują ją na chwilę, żeby pokazać (światu czy sobie?), że wcale jej mieć nie muszą.

Makijaż, ten o prawo do którego walczyły minione pokolenia, staje się dziś naszym przekleństwem. Nie malujesz się – nie istniejesz, a już na pewno nie jesteś atrakcyjna. I niby akcja ma na celu zanegować ten smutny nurt pędzący ku ideałom, których nie ma. Dziwnym trafem – owe naturalne zdjęcia niemal zawsze robione są na wprost światła, z odpowiednim wyrazem twarzy, niby przypadkiem przerzuconymi włosami i rączką fikuśnie dotykającą ust. No ale może ja się czepiam?

Jesteśmy przesiąknięci nierealną wizją kanonów urody. Siłą rzeczy – nasza głowa porównuje dany obraz do obrazu zakodowanego w głowie – gładkiej buzi, błysku w oczach, długich rzęs, wydatnych ust i podkreślonych policzków. Do „naturalnego” wyglądu za którym stoi kilka osób z ekipy, fotograf, dobre światło, sprytny filtr i grafik. Naturalnie ładna to według nas taka, której bez makijażu jak najbliżej do … dyskretnego makijażu, który wyrównuje koloryt, podkreśla kości policzkowe, rzęsy, czy kamufluje zaczerwienienia czy wory. Negujemy to, jak wyglądamy naprawdę, bo kochamy upiększać rzeczywistość.

Jeszcze kilka lat temu miałam niepohamowaną potrzebę oznaczania, jak barwną i indywidualną jednostką jestem. Podkład i róż dodawały mi pewności siebie i słusznie – bo jak się okazało któregoś razu, w lustrze i przy dziennym świetle, trzeba być odważnym, żeby paradować z makijażem pajaca. Niestety, to ciepłe, żółte światło w łazience kłamie nam w twarz i wszystko jest w porządku, dopóki tego nie weryfikujemy.
Ba, skończyłam nawet kurs, profesjonalny (po etapie klauna…), na którym uczono mnie, co zatuszować, jak podkreślić i czym zakryć, żeby wyglądać atrakcyjnie. Magia optyki – wizualne powiększanie oczu, ust, wyszczuplanie, wydłużanie, cuda wianki. Fajna robota, dopóki ktoś robi to komuś i sobie, żeby coś podkreślić, a nie zakryć, zaszpachlować i narysować od nowa zupełnie coś innego, ale to moje zdanie, jeśli ktoś lubi metamorfozy po bandzie i wiecznie uwalone podkładem ręczniki – jego piękna, wolna, wola! O ile to wybór,  a nie poczucie, że bez makijażu jest się nawet nie tyle mniej atrakcyjnym, co …. mniej wartościowym?

Moja japa na zdjęciach, wybranych zdjęciach, dobrze oświetlonych zdjęciach prezentuje się w porządku. Mocno ok w stosunku do tego, co widuję w lustrze rano. Jak większość Polek, mam raczej szarawą cerę, wory, a kiedy wychodzę nieumalowana ludzie się martwią, że jestem chora albo mam alergię. Mówię o tym zupełnie bez żalu, ba, nawet radość mojej siostry, kiedy widzi mój nagi ryj i może podekscytowana utwierdzić się w przekonaniu, że jestem jednak brzydsza niż ludzie myślą, mnie bawi  i cieszę się, że będąc po prostu sobą mogę sprawić jej radość. Na co dzień używam -tuszu, kremu BB albo rozświetlającego podkładu, ociupinę pudru sypkiego, (żeby przez pierwszy kwadrans cieszyć się ryjem bez odblasków) i różu. Poprawia mi to samopoczucie i sprawia, że wiem, że przynajmniej nie straszę. Złudne, ale potrzebne, każdej babie z kompleksami. Nawet jeśli po powrocie do domu widzi efekt porannych działań i wie… że można było od razu olać i dłużej pospać. Już nie mam potrzeby wstawać wcześniej, żeby przekonywać innych, że jestem fajniejsza niż jestem. Lubię kwiaty, ale nie znaczy to, że wytatuuje je sobie na czole, żeby ludzie wiedzieli. Być może dostrzegliby, ale nie patrzą. I wiecie co? Na Was też nie. I tylko Was same obchodzi to, ile i czego warstw macie na twarzy. I mnie czasem zastanawia, czy to oprócz kamuflowania, ma też moc uszczęśliwiania?

Naprawdę nie chcę już dyskutować, czy powinnyśmy się malować, czy rysowanie sobie brwi węglem i doklejanie rzęs jest jeszcze akceptowalne czy to już zabawa w transformersów, ile warstw pozwala nazwać twarz twarzą, a nie płótnem itp. To naprawdę nie jest moja sprawa i mam tylko nadzieje, że to,co mają na sobie, każdą z posiadaczek uszczęśliwia i satysfakcjonuje. Czego bym chciała? Przestać pierdolić ciągle o tym wyglądzie, jakby za nim serio szła mądrość, pieniądze, sukcesy życiowe,nagrody Nobla, książę, śnieżka i siedmiu krasnoludków do segregowania prania na jasne i popierdolone. Bo co jeśli jednak jesteśmy brzydkie? Jeśli ktoś tak stwierdzi? Co to zmienia? Dzień wstanie wcześniej, szef będzie milszy, ekspedientka w sklepie bardziej miła? Nadajemy ważność sami temu, co za ważne uznajemy. I to my pozwalamy innym na wpływanie, jak czujemy się ze sobą. A ja nie chcę.

Nie chcę mojej córce mówić: możesz się malować lub nie, tylko możesz: się malować, nie malować, mieć zeza, garba, świetny tyłek – pod warunkiem, że jesteś fajnym człowiekiem i pamiętasz co to znaczy. Bo fajność w przeciwieństwie do jędrności i gładkości nie ma terminu ważności i można ją rozwijać, a nie trzeba wymalowywać co rano, czy się szczycić, że być może dostrzegłaś coś fajnego bez fasady z kamuflażu… Nadal mnie boli, że większość kobiet na określenie bycia głupią, tępą nie zareaguje i zignoruje, a insynuacje o niebyciu ładną okupi przepłakaną nocą.

Przestańmy też szukać grup wsparcia w niewłaściwych miejscach –  akcje #nomakeupchallenge popierają gwiazdy i celebrytki, które żyją z kreowania „lepszych wersji” siebie i czasopisma, które… na każdej stronie szczują modelkami z fotoszopa, które mówią nam, jak trzeba wyglądać. Na stronie 6 przeczytasz, że modny jest kolor niebieski i musisz go mieć w swojej szafie, a na 11, że masz być oryginalna i podkreślać swoją indywidualność. Będą sprzedawać to, co kupisz i jeśli brakuje Ci poczucia własnej wartości, również znajdą myk, by mogła być Twoja, prawie za darmo. Jeśli przez przypadek sięgniesz po tytuł z 1994 to zorientujesz się, że byłabyś za gruba na ładną i nie umiała tak tapirować grzywki. A dziś brakuje ci do size plus, bo dupa płaska, a „nikt” nie lubi wieszaków. Uzmysłowienie sobie tego sprawia, że się uśmiecham (i uświadamiam sobie, że miałam taką grzywkę, kiedy szłam do komunii…). I naprawdę trudno będzie nam znaleźć przyjaciół, partnerów, na dobre i na złe, kiedy same dla siebie jesteśmy miłe wówczas, kiedy „jesteśmy wystarczająco zrobione”.

W dużym stopniu możemy wybrać to, kim i jacy chcemy być, moderować komunikaty na swój temat. Kiedy jednak mówimy to, co chcemy powiedzieć, a nie to, co chcą usłyszeć i czy serio aprobata tłumu jest nam niezbędna do szczęścia? Zamiast zwrócić uwagę na inne aspekty naszej atrakcyjności, pokazać, że atrakcyjność w większym wymiarze jako coś, czego się nie waży, nie mierzy i nie podkręca i prostuje, wracamy do punktu wyjścia. Rozprawiania czym jest uroda, co komu wolno, co komu pasuje i który z poglądów ma więcej zwolenników. Bycie atrakcyjną kobietą to  coś więcej niż makijaż, forma, prostowanie włosów i cała ta zasrana fasada.

A do wszystkich, którzy tyle czasu poświęcają na pielęgnacje stworzonej wizji siebie – nieważne, czy jesteś fit boginią czy ważysz 200 kg i przekonujesz, że jest ci z tym super – jeśli ty nie uwierzysz to wiara innych nic nie da, ba, zasadniczo nie jest ci potrzebna, bo nawet jeśli inni uwierzą, Ty ciągle będziesz… Mieć Wątpliwość.


 Czytał(-aś pewnie dziś same baby 😉 ) – zostaw kropkę w komentarzu, jeśli nie masz nic do dodania, zanegowania, przedyskutowania. YOŁ!

56 komentarzy
      1. No to przecież rzecz oczywista! Ja uważam, że ludzie-sarkazm powinni trzymać się razem i za dnia trenować wspólnie trudną sztuką powstrzymania się od komentarza, a w nocy pleść sobie bransoletki przyjaźni z muliny.

  1. Strzał w dziesiatke! Śmieszy mnie gdy dziewczyna lat 18 za szczyt odwagi uważa pokazanie sie bez makijażu! Co będzie za lat kilkanaście ?;) jakie czasy takie wyzwania

    1. No właśnie. Dla tysięcy kobiet wyjście bez makijażu jest wielkim wyzwaniem…
      A pomyśleć, że jednocześnie współczesnych młodych chłopaków/facetów wyzywa się od mięczaków, życiowych pierdół, albo jeszcze gorzej, a przecież dla (niemal) wszystkich wyjście na świat bez makijażu to codzienność – radzą sobie z takimi problemami bez mrugnięcia okiem… A kobiety jakoś nie chcą docenić tych twardzieli 😉
      Ech, te podwójne standardy ;P

  2. …<3 uwielbiam czytać tutaj to co czasami ma się ochotę wykrzyczeć całemu światu! Pozdrawiam 🙂

  3. O widzisz. Tez widziałam tę akcję i sobie pomyślałam że ktoś kto w niej uczestniczy ma jakis problem z mejkapem czyt. szpachluje na maksa i bez ustanku, a znam takie. Taki ktoś dla kogo czymś super odważnym jest pokazanie twarzy saute to ja gratuluję finezji w życiu. Wszystko dla ludzi wiadomo z umiarem. Ja jak mam to mam i w sumie lubię mieć bo mam wrażenie że jestem lepszą wersja siebie ale z drugiej strony nie zawsze można mieć bo akurat taka sytuacja i wtedy jest równie spoko.

    1. A jak idą na siłownię w pełnym mejkapie bo się wstydzą? Wolę być brzydka niż się wstydzić ej.

  4. Mam 22 lata i nigdy się nie malowałam. No dobra, trzasnęłam sobie w gimnazjum kilka razy czarną krechę pod okiem. Chciałam być sexi dla Marka z 3A, ale wyglądałam za bardzo na ofiarę przemocy domowej. Ludzie zazwyczaj myślą, że moje „Nie maluję się” to w rzeczywistości delikatny mejkap, a tu dupa (nawet podobna), bo zero kosmetyków. Poza zimną wodą z rańca i kremem do pupy dla niemowląt. Próbowały mnie koleżanki przekonać, żebym się umalowała chociaż na studniówkę, a już na ślub własny to koniecznie. A ja ciągle idę przez świat z tym nieumalowanym ryjcem i stwierdzeniem, że jak jestem ładna to makijaż nie jest mi potrzebny, a jeśli jestem brzydka, to nawet makijaż mi nie pomoże. O dziwo mąż przytakuje i nie ucieka.
    „Przestać pierdolić ciągle o tym wyglądzie, jakby za nim serio szła mądrość, pieniądze, sukcesy życiowe,nagrody Nobla, książę, śnieżka i siedmiu krasnoludków do segregowania prania na jasne i popierdolone” lowju Oleńka! <3

    1. We wszystko uwierzę, ale nie w krem do pupy 😛 No chyba, że chcesz wyglądać jak gejsza – większość kremów do pup zostawia piękny biały film na skórze 😀

  5. A jeszcze mi się przypomniało coś. W sumie nic takiego ale od jakiegoś czasu po całym dniu spędzonym w towarzystwie próbuję sobie przypomnieć kto w co był ubrany jak wyglądał tj twarz fryzura itd. i najczęściej nie pamiętam albo ledwo dostrzegłam jakiś szczegół a mój mózg poświęcił temu nanosekundę. I to wszystko po to żeby przypomniec sobie co jakiś czas ile czasu marnuję na spuszczanie się nad swoim wyglądem ubraniem albo moich dzieci…

  6. Taaaa… Miara mojego jestestwa liczona wielkością uwielbienia w czyichś oczach, do chrzanu. Ale przyznaj,kazda z nas jest trochę prozna, zeby nie popadac w skrajnosci- dobrze czasem nałożyć twarz na ryj, w ramach poczucia sie super ekstra. Gorzej jesli przybiera to formę, że taka jedna z druga to śmieci nie wyniosą bez zapastowanego ryja. Kazdemu wedle potrzeb i wzgledem umiaru.

  7. Czasem se oko zrobię, albo brew, zimą poprawiam kolor, bo bywam blado zielonkawa, ale generalnie bez mejkapu pomykam, a jestem już w wieku co szpachlę w zmarchy się wtłacza 😛

  8. Też wzięłam udział w #nomakeupchallange , ale oczywiście oświetlenie dało +10 do zajebistości.Weź idź być taka przewidywalna gdzie indziej! 😛

  9. Jak zwykle poruszasz ważny temat. Uważam, że jestem obiektywnie brzydka. Nic nie poradzę. Jestem estetką, kocham piękno w każdej postaci, nawet w brzydocie potrafię je dostrzec, tylko nie w swojej. Myślę, że potrafię to akceptować. Nie widzę innego wyjścia :))) Mnie niestety makijaż nie pomaga, wydaje mi się, że wręcz podkreśla brzydotę ponieważ mózg rejestruje, że tu się ktoś sporo napracował a efekt jest wciąż żałosny. Bez make upu przynajmniej można sprawiać wrażenie, że masz to w d. 🙂

  10. Ja jestem zbyt leniwa do tego, żeby się jakoś dobrze malować. Jeśli już robię makijaż to ograniczam się do podstaw – podkład, cień, kreska, tusz i czasem szminka. Robienie makijażu zajmuje mi maksymalnie 10 minut, a to kiedy jakoś specjalnie się staram. Poza tym męczy mnie ta cała zabawa w pomaluj rano, zmyj wieczorem. Uwielbiam się w makijażu, ale lenistwo bierze górę i zazwyczaj go po prostu nie robię. Jedyne, co mnie korci to sztuczne rzęsy, bo własne mam dość rzadkie i jasne, kiedy więc nie nałożę na nie tuszu, czuję się łysa 😉
    Z drugiej strony taka akcja, wydaje mi się lekką przesadą.

    1. ten tekst absolutnie nie hejtuje makijażu – ani lekkiego, ani mocnego, ani chodzenia bez. Makijaż to dla mnie, jak mycie zębów, ubranie się przyzwoicie i w czyste ciuchy – robię to lub NIE ;D i nie ma otzebypoddawać tego społecznej dyskusji. Co to kogo obchodzi czy ktoś inny się maluje i jak? Biorąc pod uwage ile jest do zrobienia w kwestii równouprawnienia, to… Jak już napisałam wyżej, czy serio w tym kraju baby to tylko macica, macierzyński, aborcja i makijaż…? Chyba nie…

  11. Droga Olu, wszystko co piszesz jest jak najbardziej prawdziwe i bardzo chciałabym myśleć tak jak Ty, ale niestety nie każdy przypadek jest taki prosty 🙂 Kiedy na całej twarz masz blizny po trądziku tudzież nowe krostki naprawdę ciężko czuć się dobrze bez makijażu. Nie jest to makijaż mocny i wyzywający broń boziu, ale konkretnie kamuflujący na pewno. To że w podstawówce i dalej w liceum nazywali mnie smokiem itp już mnie nie wzrusza – dzieciaki zawsze są wredne 🙂 ale teraz w dorosłym życiu jednak zależy mi na tym, aby nikt tak już o mnie nie pomyślał. Tak jak piszesz staram się nadrabiać osobowością – zawsze miałam spore grono znajomych i generalnie jestem dość „wyszczekana”, ale to tylko forma obrony… im więcej mówię i robię wokół siebie szumu, tym mniej się martwię, że ktoś dostrzega moje niedoskonałości. Mimo wszystko wciąż mam tę myśl gdzieś z tyłu głowy i chyba nigdy nie wyjdę bez makijażu tak po prostu, bez skrępowania… nie ma ludzi idealnych i to jest naprawdę super (byłoby zbyt nudno), ale jeśli choć troszkę można pomóc mamie naturze to ja jednak jestem na tak 🙂

    1. ależ moja droga, ja też każdego dnia nakładam jednak coś na twarz i wcale nie hejtuję, tym bardziej, jeśli naprawdę poprawia ci to komfort życia. ale zauważ, że to dla ciebie narzędzie, a nie cel sam w sobie. Ja krytykuję tutaj ilość czasu jaką poświęcamy kwestii urody nawet, jeśli twierdzimy, że własnie nie poświecamy, bo nawołujemy do „naturalności”. Czy kobieta to tylko makijaż, antykoncepcja i aborcja? No chyba nie. A im więcej uwagi same przykładamy do rzeczy mało ważnych tym bardziej potwierdzamy ten społeczny obraz baby. Ściskam Cię. Ja byłam zezolem, nadal mam zeza, ale szybko ruszam głową i dużo gadam nikt nie ma czasu się przyjrzeć. Dzieciom, kiedy zaklejałam oko, opowiadałam, że je wydłubałam 😉

  12. . I powinnaś mieć taki nagłówek jak w reklamach internetowych, w stylu „firmy kosmetyczne jej nienawidzą! Odkryła ich sekret! ” 😛 no ja do pracy się maluję, ale raczej nie zdarzyło mi się odwalać maniany w stylu- po bułki bez mejkapu niet. No i mąż lubi mnie naturalną, w każdym razie tak mówi 🙂 No ale czemu mam mu nie wierzyć w sumie? Ale fakt, przejmuję się pierdołami, chociaż uczę się chillować trochę, bo stres mnie zeżre(czasem naprawdę sama się nakręcam bez sensu), a potem dziwne, że hormony szaleją… Pozdrówki Radomsia!

  13. „Fajność można rozwijać, A nie wymalowywać co rano” Jeżu jakie to piękne. … aż mnie kręci w brzuchu
    #brawoty

  14. Mam 37 lat, dwie córki i w zasadzie nigdy się nie malowałam. Nie żeby taka zbuntowana – o nie, fakt ten wynika raczej z braku umiejętności, choć na kursie make up-u byłam… Widać trwał zbyt krótko ;). Ale bez umalowanych rzęs chodzę od tygodnia (pierwszy raz w życiu od 20 lat!!!) – znajomi pytają, czy coś się stało, przeziębiona może, może noc przepłakana…. A ja patrzę w lustro i nie poznaję swojej twarzy. Nie wiem jeszcze czy lubię to co widzę, ale postanowiłam przetrwać dni wątpliwości. W końcu to moja japa! Taki mój bunt wieku średniego, mam nadzieję że można go nazwać „wewnętrznym przebudzeniem”, bo idzie za nim wiele refleksji, a jak się komuś moja facjata nie podoba to…. nie wiem, może niech nie patrzy? Radomska, tekst jak zwykle w punkt 🙂

  15. Dobrze,gdy Twoj partner powie Ci, że uwielbia Cię taka zaspaną, niepomalowaną i rozczochraną, ale malowanie się to też sposób dbania o siebie. Nawet nie chodzi o to, czy mam kompleksy, czy nie, ale delikatnie pomalowana myślę, że jestem zadbana i zdecydowanie lepiej czuję się wśród ludzi. Podobnie jak z biżuterią, to taka kropka nad i, obowiazkowa gdy mam „wychodne”?

    1. ALE JA NIE O TYM. Tylko o tym że to właśnie jak mycie zębów na przykład i nie trzeba robić wielkich akcji i trabic

  16. Lubię się malować, lubię się nie malować, lubię móc sobie zrobić z moją gębą co mi się żywnie podoba i nie pojawia mi się od tego więcej fajności ani nie znika. Na znak przyznania racji stawiam cały rząd kropek……………….

  17. O, dokładnie w punkt -> .
    😉
    Żona nie maluje sie wcale i szczerze mówiąc skóra na jej twarzy wygląda lepiej niż niejednej dziewczynie 10 lat młodszej. No i przynajmniej wiem jak wygląda naprawdę 🙂
    Ale problem byl, jak chciała miec makijaż ślubny. Była u kilku polecanych specjalistek i po każdym wygladała jak klaun. W kazdym miejscu, gdzie jej maznęli, to było przerysowanie. Zastanawiało mnie, czy ona pytała o makijaż ślubny czy sceniczny?
    No nie szło dobrać, tak żeby wyglądała sensownie… 🙂

  18. Ależ dobry tekst. Zgadzam się każda z nas ma prawo decydować czy chce się malować czy nie. Żaden z wyborów nie jest gorszy- chcesz malujesz się nie chcesz nie robisz tego. Warto pamiętać że to nie najważniejsze a na pewno nie ważniejsze od tego jakie jesteśmy. BTW czy tych krasnoludków od prania nie dałoby się podesłać do mnie ? :*

  19. A ja Ciebie Radomska wyjątkowo nie rozumiem. Współcześnie młodzi ludzie są tak przesiąknięci obrazkami idealnych ludzi (w filmach, magazynach itp.), że normalne, ludzkie ciała wydają im się brzydkie. Takie akcje to szansa dla zakompleksionych, młodych kobiet i skrzywionych seksualnie chłopców na zrozumienie, że ich celebryckie ideały mają takie same mankamenty jak normalni ludzie, ba! Oni są zwykłymi ludźmi i miewają cellulit, pryszcze, cienie pod oczami, zbyt duże nosy, zbyt małe oczy itp. I w tym sensie bardzo popieram każdą akcję pt. „bez makijażu i photoshopa jestem człowiekiem takim jak ty”.

    1. najpierw stworzyć samemu barierę, żeby potem heroicznie przekonywać, że nie istnieje. Też nie rozumiem.

    2. Ale to chyba właśnie chodzi o to że oni i tak wtedy nie wyglądają naturalnie (odpowiednie światło, ujęcie itd. ) makijaż permamentny itd. To chyba nie taka naturalność o jaką chodzi. Żeby było jasne jestem zwolenniczką makijażu. Tylko sama akcja o kant pupy 😉

  20. Myślę, że te piękne obrazki idealnych kobiet i mężczyzn, które sprzedaje nam choćby kino amerykańskie i co tak chętne podchwytuje choćby polskie (chociaż nie zawsze, zdarzają się i ambitne produkcje), tworzy pewnego rodzaju presję. Tym samym nie sądzę, że te idealne „looki” gwiazd i celebrytek wszelkiej maści było zawsze ich wyborem. One są wciśnięte w pewne schematy i sądzę, że chcąc być na topie, albo chcąc dostać role, muszą być właśnie nieskazitelnie piękne. Dlaczego? Bo większość z nas nie chce oglądać już „brzydkich ciał”. Pooglądajcie sobie stare filmy czy seriale, albo kino skandynawskie. Tam kobiety mają boczki, cellulit, a do snu idą bez makijażu, pod oczami miewają cienie, a przy pewnych minach pojawia się drugi podbródek itp. I pokażcie teraz takie produkcje przeciętnemu młodemu Kowalskiemu. Co powie? Może: o boże, jakie pasztety! Który „przeciętny widz”, skrzywiony tymi „ideałami” prosto z Hollywood, poszedłby do kina na aktorów o brzydkich ciałach i twarzach? Jak wyglądają ideały nastolatek, jak wyglądają ulubieni aktorzy i starszych odbiorców? Są piękni. Media sprzedały nam pewien obrazek: „idealne ciała”. My to kupiliśmy. I w tym sensie każda aktorka, która chce mi pokazać swoją bardziej rzeczywistą twarz, jest dla mnie bohaterką. Wydaję mi się, że życie na dwie twarze: tą z czerwonych dywanów i ekranów kin, gdzie ważna jest gra świateł, ciężki makijaż, odpowiednie ujęcie i dobry strój, i tą z sypialni, kiedy po zdjęciu wszystkich „zakrywaczy” lustro i wzrok partnera bezlitośnie wychwytuje każdą wadę, jest cholernie trudne.

  21. Kilka dni temu wyszłam do śmieci bez makijażu i dowiedziałam się od sąsiadki, że chyba mam raka albo chociaż powinnam się wyspać. Czy powinnam mieć już depresję? Piszę pracę magisterską na temat kreowania wizerunku w mediach społecznościowych i dowiedziałam się, że ktoś umarł przez słynny ice bucket challenge!

  22. Ja też wzięłam udział w tej akcji, ale raczej po to, żeby pokazać, że lepiej dbać o swoją skórę niż szapchlować co rano! Ja jestem leniwa, więć się nie maluję i nikt mnie nie pyta czy jestem chora, bo mam zadbaną cerę i tego uczę inne kobiety. Jak wyjść z cienia krzykliwych zfotoszopowanych czasopism i pokochać siebię za to kim się jest, a nie za to czy ma się idealnie wyrysowane brwi czy rzęsy? Pielęgnacja wymaga znacznie miej czasu i wysiłku niż dobrze zrobiony makijaż. Makijaż zostawiam na wieczorne wyjścia, żeby tę urodę podkreślić a nie ją przyćmić kilogramem fluidu! I sądzę, że włąsnie to powinna mieć na celu, ale wiadomo, że tak nigdy nie będzie bo przemysł by uipadł! kolorówka to jedna z najbardziej rozwiniętych nóg handlu.
    To samo z cellulitem, zmarszczkami, krzywymi palcami u stóp, w tygodniu rozmawiam z ponad setką kobiet, i jest to dla mnie niesamowicie przykre jak wiele z nas kobiet nosi w sobie wykreowane przez media kompleksy, zupełnie nie zwaracjąc uwagi na natiralne piękno i dobro, którym emanujemy!

  23. Fajny artykuł 🙂
    Z niezłym opóźnieniem dowiedziałam się o tej akcji, ale i tak miło mi się to przeczytało 😉

    Co mnie najbardziej rozbawiło w tym całym „no makeup challenge” to fakt, że dosłownie 90% uczestniczek (bez żadnej przesady!) ze zdjęć, które widziałam… tak naprawdę ten makijaż ma xD

Napisz komentarz:

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.