Już nie chcę być naj.

 my5,5 mca

Mam taki problem ze sobą, że w przeciwieństwie do ludzi, którym się nie chce bardziej i więcej, ja zawsze chce za mocno i za dużo. Nie odczuwam dumy,satysfakcji, samozadowolenia. Coraz pewniej ściskam w ręku bat nad sobą i tresuję się bez końca. Ot, odkąd pamiętam byłam dzieciakiem, który wracał do domu z 4+ załamanym, że to jednak nie 5. Dziewczyną, która jak chudła 5 kilo, to chciała dziesięć,  a jak ćwiczyła cztery razy w tygodniu,to miała do siebie żal, że nie sześć. Człowiekiem, który nie umiał odpuszczać i nie znosił kompromisów i nie potrafił cieszyć się z efektów swojej pracy.


Roli mamy nigdy nie planowałam, miałam tylko nadzieję, że jeśli nią zostanę, to poród będzie jak dotknięcie czarodziejskiej różdżki, która odczaruje mnie i pozbawi balastu nie mającego za wiele wspólnego z ciężarem brzucha. Nie miałam wizji siebie-matki, poza urojonego w głowie zlepku lęków i obaw. Nie wyobrażałam sobie, jak cierpliwa i szczęśliwa będę, ile frajdy dadzą mi codzienne rytuały i więź. Przerażały mnie puste wtedy słowa takie jak zobowiązania, poczucie obowiązku, decyzja na całe życie, a okazało się, że o wiele trudniejsze i bardziej abstrakcyjna była codzienność – z  karmieniem dziecka, znajdowaniem czasu na własną kanapkę i prysznic na czele.
Ciągle oswajam tą nową i abstrakcyjną rolę. Uczę się tego,po omacku, kierując się intuicją i czerpiąc wiedzę i antywiedzę od innych mam.Istnienie mam ewidentnie niedoskonałych tudzież absurdalnie wyluzowanych, dodaje mi pewności siebie. Skoro ich dzieci, mimo masy karygodnych decyzji i działań żyją, mają się dobrze i raczej wyjdą na ludzi, to znaczy, że może moje, obarczone masą nieintencjonalnych błędów, też nie skończy w rynsztoku 😉 Nie chodzi o to, że pocieszam się, że istnieją gorsze matki ode mnie- bardzo ostrożnie wartościuje kobiety w tą złą stronę, bo rozumiem, że część z nich, tak jak ja, nigdy nie poczuwała się do misji bycia mamą i po narodzeniu dziecka w przeciwieństwie do mnie,  nadal nie jarają się tym faktem, a raczej przyjmują za oczywisty stan rzeczy, z którym trzeba się jakoś oswoić.

Ale to nie o nich.

Bo po drugiej stronie są Mamy skrojone na miarę.  Troskliwe, czułe, dobre, zakochane i zapatrzone. Zaangażowane nie tylko na poziomie emocji, a kochające czynami. Są mądre, wiedzą wszystko o laktacji, kręci ich bycie eko. Dają swoim dzieciom to,co najlepsze- od słów, przez rozwijające zabawki po placuszki z ekologicznych jabłek i pełnoziarniste mąki smażone bez tłuszczu. Matrony w ogromnym cieniu których większość mam mogłaby się skulić w lipcu.

Wspaniałe, bez cienia ironii – cierpliwe i świadome. Wad, zalet, potrzeb, korzyści,wymogów, a co najważniejsze-konsekwencji. Stwarzające swojemu dziecku świat na swoich zasadach, a nie rzucające je bez refleksji w gównianą rzeczywistość.

Bardzo je szanuje, choć strasznie mnie onieśmielają. I nigdy nie chciałabym zostać jedną z nich.


Już w ciąży obiecałam sobie, że nie będę najlepszą matką świata. Nie zdechnę w maratonie na trasie którego sama będę stawiała sobie wyzwania i podnosiła coraz wyżej poprzeczki.Pokonywanie fundamentalnych słabości czy naprawianie tych błędów, które w wydaniu moich rodziców, zaważyły,moim zdaniem,na tym, jakim jestem człowiekiem, kosztuje mnie wystarczająco dużo.Nie chcę się zapętlić w robieniu wszystkiego naj i super, bo wiem, że ta poprzeczka jest ruchowa i kiedy zbliżam się do celu, zawsze spieprza wyżej. Bo ja tu będę pracować nad dobrą relacją z córką i wspólnymi rozmowami,  a ona mi wyrzyga za 15 lat, że ja zawsze musiałam coś robić i coś gadać i się starać, a nigdy po prostu nie byłam. Nie zrobiłam czegoś, co po prostu nie przyszło mi do głowy…

Moje bycie OK z samą sobą musi Lence wystarczyć, nie mam nic wspólnego z najlepszą z (nie) możliwych. Bo znam siebie, bo wiem, że jak zacznę oczekiwać od siebie coraz więcej, to skończę -oczytana, cierpliwa, troskliwa, piorąca w rzece, sfrustrowana i ciągle niezadowolona z siebie kobieta.Czerpię inspirację, zmieniam się i swoje życie oraz podejście, ale na swoją miarę.Bo nie obiecałam córce, że będę naj. Obiecałam, że postaram się być szczęśliwa.I próbuje się pogodzić, że jej dzieciństwo pełne będzie deficytów, o których połowie nie będę mieć pojęcia. I przełknąć to, bo przechodzi przez to chyba każdy.

A dorosłość polega na tym,żeby nie płakać z tego powodu, tylko sobie te deficyty samemu uzupełnić i zobaczyć, że to wcale nie łatwe.

A wśród ekstra mam czuję się jak wśród modelek- nie stanowią normy, ale ich przewaga mnie przytłacza i w mordę mi wali własnymi niedoskonałościami. I raczej aniołkiem Victoria Secret  w macierzyńskim światku nie zostanę 😉

A u Was co tam? Matki perfekcjonistki, które szczęściu dziecka podporządkowały wszystko? Matki wygodne i wyluzowane? Czy szukacie kompromisów, tak jak ja?

Czekam na wieści 😉

I jestem też na fejsie, o TU

 

7 komentarzy
  1. Już przy pierwszym dziecku zrozumiałam, że albo wyluzuję, albo zwariuję. Teraz przy trzecim jestem wyluzowana jak kojot. Czego wszystkim matkom życzę 🙂

  2. Mój syn urodził się matce-pracoholiczce. Od zawsze wiedziałam, że będzie musiał się wpasować w mój grafik, w moją pracę. W realu okazało się, że są sytuacje, gdzie praca musi czekać, bo on jest ważniejszy. Ale nie jest też tak że lecę na każde kiwnięcie. Bywam matką wygodną.. w salonie stoi drewniana zagroda, pełna zabawek, bezpieczna. Syn spędza tam 3/4 dnia. Ja mogę spokojnie pracować… on -jest bezpieczny. Nigdy nie wychodzę tylko na spacer, zawsze łączę wyjście z doglądaniem firmy.
    Staram się dopasować dziecko do pracy, a nie odwrotnie.
    Nie, wcale nie jest mi z tym źle. Pozbyłam się wyrzutów sumienia, bo przecież, w mojej pierwszej trójce najważniejszych rzeczy na świecie, zawsze była praca. Rodząc dziecko przed 40-tką jeszcze bardziej byłam pewna, że to się nie zmieni.
    Nigdy nie pragnęłam być naj. Mój jedyny strach był taki… czy macierzyństwo zbyt nie odsunie mnie od pracy. Są sytuacje ekstremalne… Ostatnio syn miał swoją pierwszą gorączkę, a ja musiałam wysłać pilnie coś do ZUS. Trudno.. ojciec wziął dziecko z moich oczu, ja słuchawki na uszy by nie słyszeć płaczu… i musiałam zrobić swoje.
    Ale zaraz potem byłam twardzielką… robiłam ryczącemu dziecku zimne okłady, moczyłam w zimnej wodzie. Tata miał niemrawą minę, a ja specjalnie zlodowaciałam, by móc ratować dziecko, mimo jego protestów.. bo to dla jego dobra. Co by mi przyszło z tego, że usiądę i będę ryczeć wraz z dzieckiem?
    W sytuacjach kryzysowych jestem twarda i zdecydowana….
    I proszę.. oto cechy które pomagają prowadzić mi firmę.. pomagają mi w kryzysie domowym.
    Po całonocnej walce z temperaturą… poranek przyniósł poprawę. A ja, poczułam, chyba pierwszy raz od miesięcy, dumę.. Z siebie.
    Nie czuję się matką perfekcjonistką, nie czuję się już też wyrodna-bo praca. Czuję się w porządku ze sobą, i niech nikt mi nie mówi.. że macierzyństwo oznacza wyrzeczenie się siebie. Miałam chwile załamania, ale już wiem czego chcę.

  3. Chyba każda z nas, jak zostanie matką ma jakieś wyobrażenie o tym i myśli, a ja nie będę robić tego czy tamtego. Będę dziecko nosić w chuście, karmić piersią, prać w orzechach i tak dalej. I dupa. Dziecko nienawidzi chusty(moje nienawidzi organicznie), orzechy są za drogie, a mleko w cycku skończyło się, jak młoda skończyła trzy miesiące. Z pracy też nie mogłam zrezygnować, bo sytuacja była taka, a nie inna. I pracuje i wychowuje i kocham. Nie jest tak, jak chciała. Tak, jak sobie wyobrażałam. Tak, jak planowałam. Może nie jestem idealną matką, nie robię tych wszystkich rzeczy, które powinno się robić. Nie jestem eko, daję dziecku spróbować to, co sama jem(tak, nawet lody), ale kocham swoją córkę tak bardzo, że jakby poprosiła o moją wątrobę, nerkę albo lewe płuco to bym wydłubała nożem do masła. Jak urodziłam to nic nie wiedziałam o kolkach, wychodzeniu zębów, biegunkach, czkawkach i tak dalej. I moje dziecko żyję i jest szczęśliwe. I ja też jestem szczęśliwa, chociaż nie idealna.

    Pozdrawiamy z Sosią 🙂

  4. Ja bardzo marzylam o dziecku, wyobrażałam sobie siebie jako cierpliwą, nie widzącą nic poza dzieckiem mamę, która nie ma ochoty wyjść z domu, bo tak bardzo będzie tęsknić, która nie podniesie głosu, będzie tulić całą noc jak bedzie dzieciątko płakało itp itd, a tu…. rzeczywistość i.. Dziecko nie płacze a wyje i drze japę, a ja przez 9 miesięcy jego życia tak sie przyzwyczaiłam ze potrafie zasnąć mimo tego wrzasku, cierpliwość okazała sie nie być moją mocną stroną, ale ucze sie jej i ostro trenuje:) wyjscie z domu nie jest dla mnie katorgą, chociaż wiszę na telefonie i w sumie wystarczyłoby mi wyjść przed klatkę. Potrafię wsadzić dziecko do kojca, zeby spokojnie zjeść, bez wiszącego nade mna, zaślinionego pyszczka. Jest wiele rzeczy, które znacząco roznia sie od moich wyobrażeń, ale tak jest lepiej, dla mnie, dla świata i w ostateczności dla dziecka, bo gdybym byla matka z moich wyobrażeń to On musialby byc dzieckiem z moich wyobrażeń, a umówmy się.. Jest nieco bardziej charakterny:P I DOBRZE JEST JAK JEST;)

  5. ….a ja się panicznie bałam. I byłam pewna, że skończy się to wszystko tak jak u mnie i z moją mamą. Że  po liceum wyprowadzi się bez słowa z domu i w ogóle dupa. 
    Przeczytałam tyle książek ile zdążyłam w ciąży, teraz czytam gdy znajdę czas. Wiem, że teoria- sroria, ale cieszę się, że to wszystko czytałam. Przygotowały mnie te podręczniki jak żadne inne w szkołach. Nie wiedziałam jaką chcę być matką, wiem tylko jaką nie chcę być. Raczej płynę z prądem, z kilkoma mądrościami ze starty książek przy łóżku ale tak naprawdę bez planu. 
    Ja zakochałam się w córce od pierwszego jej krzyku. I podporządkowuję jej swój dzień, swoje myśli, swój cały zamiar na życie. I nie po to by być perfekcyjną matką, bez innego życia. Nie jestem perfekcyjna nawet w połowie. Tylko dlatego, że potrzebuję jej widoku, jej ciepła. non kurwa stop. Jeszcze 4,5 miesięcy temu nie uwierzyłabym w to, co teraz myślę i czuję… A dziś…? Dalej klnę jak szewc, śmieję się ze świńskich żartów i nie zmywam codziennie podłóg ale i tak czuję, że jestem miliard razy lepszym człowiekiem niż przed nią. 
    Podporządkowałam szczęściu Janki wszystko. Byłabym w stanie zrezygnować z pracy i już się boję końca macierzyńskiego. Oszalałam.

Napisz komentarz:

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.