Gdybym mogła cofnąć czas

Gdybym mogła cofnąć czas o te kilka miesięcy zmieniłabym przede wszystkim metody poszukiwania wsparcia i informacji o tym, co przede mną. Internet mieszał w głowie, a masa indywidualnych historii potęgowała uczucie, że nic nie wiem i umrę ze strachu.

Zaliczyliśmy przyśpieszony kurs w szkole rodzenia, ale jakoś plastikowa lalka była bardziej ukontentowana kąpielami i ubieraniem, a pozycje do karmienia i sposoby radzenia sobie z bólem zanotowane na marginesach jakoś kurewsko ciężko przekalkować i wdrożyć w życie.

Matki, babcie, siostry, koleżanki i sąsiadki chciały pomóc -wykorzystując swoją wiedzę i doświadczenie- zasypują stosem cudownych rad, problem polega na tym, że wzajemnie się wykluczających i to ja muszę zadecydować CO ZROBIĆ, a konsekwencje poniesie Lenon.

Nigdy nie słyszałam o douli. Gdzieś na poziomie rozumu i wyobraźni wiem, że kiedyś kobiety trzymały się w kupie i wychowanie dziecka to było międzypokoleniowe przedsięwzięcie- mądre i stare pełniły funkcję wikipedii i miały monopol na prawdę, co pewnie mocno ułatwiało życie młodym mamom, bo ta odpowiedzialność za drugiego człowieka w każdym najmniejszym temacie, jest po prostu paraliżująca.

Wróćmy na moment do moich doświadczeń sprzed kilku dni. Nawał. Zatory, ból, dziecko, które nie chce ssać, ja która chce zdechnąć z bólu. Szaleństwo rad – kapusty, masaże, odciąganie pokarmu,bycie dzielną – coś docierało, ale docierało przede wszystkim moje darcie japy, że nie wytrzymam. Wklepaliśmy w wyszukiwarkę frazę 'doradca laktacyjny’ i zapłakana wykonałam telefon. Nie ma przypadków.

2 godziny później była u mnie Pani Monika Koc. Nie miałam pojęcia kim jest, ani co robi, ale byłam na etapie szukania noża w celu amputowania sobie cycków. Ból rany poporodowej, butle do sterylizacji, płaczący nowordek i cycki jak miny przeciwpiechotne. A ona weszła i rozbroiła mnie jak Mc Gyver…

Gdybym mogła cofnąć czas, skorzystałabym z jej wiedzy, wsparcia i kompetencji dużo wcześniej. Uratowała mnie. Nie tylko przed tych cholernym nożem, ale chyba przed utratą zmysłów. Spędziła ze mną ze dwie godziny i delikatnie masując, wyżymała ze mnie ten przeklęty pokarm i potworny ból, cały czas uspokajając. Przywróciła mnie do porządku, kazała napić się piwa, wyluzować, odsapnąć. Pokazała co robić, żeby przeżyć noc. Dostałam tonę wsparcia nieokraszonego histerią i łzami, wsparcia z dystansem i rozsądkiem. Wtedy chciałam umrzeć, a dwa dni później dzwoniłam i zapytałam, czy pomoże mi spróbować karmić małą piersią…

Wróciła i od tamtej pory walczymy – o moją równowagę psychiczną i pełny bęcol Lenona. Mamy za sobą kilka spotkań, ale Pani Monika dzwoni do nas każdego dnia i pyta, jak sobie radzimy, chwaląc każdy najmniejszy sukces.  Nie wiem, jak to robi, ale nagle po każdej rozmowie czuje, że to wszystko to nie jest koniec świata, to po prostu na jakiś czas mój cały świat, który muszę okiełznać, nie tylko dla siebie, żeby udowodnić sobie, że dam radę, ale i dla Lenona, żeby przynajmniej spróbować dać jej coś lepszego niż sztuczna mieszanka.

Nie chciałam żeby to był tekst o moich cyckach i karmieniu, ale chyba poniekąd tak wyszło. Chciałam po prostu napisać, że w tym pojebanym ciążowo-macierzyńskim czasie warto szukać wsparcia u osób kompetentnych i fajnych, które będą nas trzymać w pionie gdy zmiękną kolana i nie pozwolą się tak  łatwo rozsypać.

Pani Monika prowadzi swoje pogotowie laktacyjne całą dobę. Pomaga też przygotować się do porodu, ba, rodzi ze swoimi podopiecznymi. Jest uroczo sarkastyczna i ironiczna („gdyby noworodki potrzebowały do czyszczenia nosa aspiratorka, rodzilibyśmy się z nimi w łapach”, „karmienie piersią jest dla silnych psychicznie. Do dziś nie wiem, jak dałam radę 3 lata, każdego dnia powtarzałam sobie, że to już ostatni raz, ale jakoś nigdy nie kupiłam ani butelki ani mieszanki”)

U nas walka trwa- jest lepiej, ale jeszcze duuużo przed nami. Pani Monika nie zostawiła mnie samej sobie-dzwoni każdego dnia i monitoruje nasze postępy, gani za panikę, nadal ustawia do pionu i co najważniejsze-  jara się sukcesami, które jakoś ciężko podzielić z kimkolwiek kto przez to nie przechodził albo nie ma o tym pojęcia.

Dlatego z całego serca polecam – każdej ciężarnej, która szuka wsparcia, informacji, wiedzy zapakowanej w bardzo fajne poczucie humoru i podejście do świata.

POLECAM Z CAŁEGO SERCA. ZAPISZCIE SOBIE TEN NUMER, JEŚLI JESTEŚCIE Z ŁODZI LUB OKOLIC. NIE WIECIE NAWET JAK BARDZO MOŻE SIĘ WAM PRZYDAĆ. WAM, ALBO WASZEJ CÓRCE, KOLEŻANCE, SIOSTRZE.

MONIKA KOC – DOULA, DORADCA LAKTACYJNY, INSTRUKTOR SZKOŁY RODZENIA   TEL.  604 739 829

STRONA INTERNETOWA  z dźwiękiem śmiechu niemowlęcia od którego umarłam na zawał: http://ciazapolog.edu.pl/

Polecam, bo bez niej nie dałabym rady. Wujek Google może jej lizać podeszwy. Ten chaotyczny tekst jest wyrazem mojej ogromnej wdzięczności i nie ma nic wspólnego z komercyjną reklamą. Po prostu nie bądźcie jak ja, mądre w czasie szkody ;]

4 komentarze
  1. Kiedy zapisałam się do szkoły rodzenia, upatrzyłam sobie panią prowadzącą, również położną, i to ona była dla mnie tym, kim dla Ciebie jest pani Monika. Po porodzie przychodziła jako położna rejonowa, i rozbrajała mnie gdy miałam ochotę się rozkleić przy tym dziwnym stworzeniu, które wywróciło mi świat na amen. Mogłam dzwonić z każdą pierdołą. Nie zagłaskiwała na śmierć, ale w sposób leciutko ironiczny stawiała do pionu.
    Nie umarła z oburzenia gdy zobaczyła noworodka w otoczeniu 4 kotów, i gdy w czasie badania znalazła koci kłak w pieluszce. Spokojna osoba, z dystansem, która odebrała tysiące porodów. I która doskonale wiedziałą, że każda świeża mama wracając do domu z noworodkiem.. staje w progu z poczuciem kompletnej bezradności, po czym rozpada się na tysięce kawałków i umiera kilka razy dziennie.
    A ona pomaga przez to przejść.

  2. Zapewniam Cię Kobieto, że rozumiem Twój stan. Ze wszystkiego, co macierzyńskie (ciąże, porody, kolki, sraczki) karmienie piersią było dla mnie najgorsze. Armagedon, zaraza, zagłada totalna. Jak czytałam to mi się to wszystko boleśnie przypomniało, ale zapewniam Cię, ze radzisz sobie z tym lepiej niż większość kobiet. Używasz rozumu. Wiesz gdzie i jak szukać i współpracujesz. Pani Monice chwała i Tobie chwała, że tak walczysz. Powodzenia.

  3. to jest cały klucz, nikt nie wie (mówie o kobietach, bo faceci to inna bajka) co go czeka, nikt nie jest w stanie wytłumaczyć, położne, szkoły rodzenia, mama, siostra jak to jest po urodzeniu, co kobieta czuje, jak sie czuje I jaka poszarpana w tym całym szczęsciu jest jej psycha. Że po opuszczeniu szpitala zostaje z tym wszystkim niejako sama, I sama musi prosić o pomoc, jak oczywiscie wie gdzie szukac pomocy. Trzeba urodzić, przeżyć I najważniejsze jest w tym okresie wsparcie psychiczne, podstawa! inaczej deprecha gwarantowna. Gdy mąż po 2 tyg wrócił do pracy siedziałam z napuchniętmi cyckami I wrzeszczącym dzieckiem w fotleu I sama płakałam, myśłam ze wyskocdze przez okno, nie mogłam podnosić rąk z bólu przez te cycki, mały nie przybierał na wadze, masakra. Poradnie laktacyjne to także wsparcie psychiczne, że damy rade, tak ważne w tych pierwszych dniach. Olcia ja już wiem, że dacie rade, pozytywne nastwienie bo mleko jest w głowie. Keep fingers crossed! :* :* dla małych stop bo ja wielce uwielbiam I moim chłopakom całuje te paluszki codziennie,ot taki maminy fetysz 😉

  4. Zgadzam się w 100% z artykułem. Sama skorzystałam już dwukrotnie z pomocy Moniki Koc. Mam trójkę dzieci i niby spore doświadczenie, ale i tak przy trzecim dziecku brakło siły, wiedzy i wiary w naturę oraz siebie. W chwili załamania, zaryczana, szukałam w internecie tego magicznego numeru do Pani Moniki, by po siedmiu latach znów dostać potężnego zastrzyku energii i wsparcia. Choć Pani Monika uważa inaczej, ja uparcie twierdzę, że to dzięki niej wykarmiłam drugą córkę i karmię trzecią. Pierwsze moje dziecko karmione było sztucznie (pewnie dlatego, że posłuchałam lekarzy twierdzących, że wysoki poziom bilirubiny u córki, to pewnie z mojego pokarmu się wziął,) ale przy kolejnym berbeciu się uparłam. Tym razem nie było żółtaczki, ale mała cały czas płakała. Ruszyła wtedy lawina cennych rad typu: mała się nie najada, masz za mało pokarmu itp. Co gorsza uwierzył w to też mój mąż. Załamana i zaszczuta zadzwoniłam po pomoc. Pani Monika przyjechała tego samego dnia i sprawiła, że wszyscy uwierzyli w to, że dziecko można wykarmić piersią. Karmiłam przez trzy lata. Trzecia córka urodziła się niedawno i przeżyłam makabryczny zastój pokarmu, wraz z krwawiacymi brodawkami i do tego prawie dwa tygodnie szpitala z noworodkiem na leżance. Efekt tego był taki, że na początku pobytu w szpitalu sciagałam ręcznie do butelki ok 120 ml mleka, a po tygodniu już tylko 20. Córka nie miała ochoty na jedzenie, a ja desperacko walczyłam o kazdy jej łyk. Dziecko traciło na wadze. I znów z pomocą przyszła Pani Monika i nas uratowała. Po raz kolejny dała mi siłę w walce o przywrócenie laktacji i karmienie piersią. Jej pomoc nie kończy się tylko na wizycie w domu. Można do niej zawsze dzwonić albo ona sama dzwoni z pytaniem co słychać. Jest fantastyczna, genialna, obłedna, jednym słowem, wspaniała! Jej fachowa pomoc jest nieoceniona i bezcenna. Dlatego każdemu ją polecam, ponieważ jest skuteczna w swoich działaniach. A każdej młodej mamie radzę przewidzieć budżet na jej wizytę w wyprawce dla swojego dzidziusia. Karmiąc piersią dacie swojemu dziecku wszystko, czego potrzebuje do rozwoju i zaoszczędzicie mnóstwo kasy na ciuszki, zabawki i inne przyjemności rezygnując z mm. Trzymam kciuki za każdą z mam życząc cierpliwości i siły, a Pani Monice życzę zdrowia i żeby zawsze była tak skuteczna i cudowna.

Napisz komentarz:

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.