Dodaj do koszyka i kupuj online.

Zakupy w internecie są troszkę jak hazard. Podnoszą adrenalinę, jak jajko niespodzianka 20 lat temu, jak przypadkowy seks. tyle, że są droższe i nie powodują ubytku na zdrowiu. Schemat jest dokładnie ten sam – ekscytacja, podniecenie i niepewność, bo nigdy nie wiadomo, co zdarzy się potem – jaką zabawkę skrywa jajko, jaką chorobę weneryczną przypadkowa partnerka i, najlepsze, bo aktualne i nieśmiertelne, co jest w paczce tym razem? Bo to, że nie o to nam chodziło, kiedy klikaliśmy radośnie „dodaj do koszyka” to wiadomix. Kupuj online.

Do internetu sprowadzają mnie dwie drogi. Jedna w zasadzie, bo druga nie istnieje – ja w internecie mieszkam. Tam poszerzam wiedzę, tam czytam o objawach cukrzycy (lubię wiedzieć dziwne rzeczy czasem), szukam przepisu na bezglutenowe naleśniki i brownie z fasoli. Dodaję do zakładek piękne przedmioty, które rzadko kiedy ośmielam się zamówić naprawdę, bo ja, w przeciwieństwie do reszty świata, wolę pod kocykiem, w dresiku, karmić się złudzeniami, a nie za nimi gonić i przeżywać rozczarowania. Złudzenia nigdy mi tego nie robią -ot, dostaję orgazmu na widok czegoś, pragnę tego, piszczę, rzucam się w konwulsjach, czasem płaczę i… chwilę później jest po wszystkim. Wracam do robienia kanapki, szukam nowego sensu na te kilkanaście sekund swojego życia,a  moje złudzenie kupuje teraz ktoś inny i za 2, 3, no maksymalnie 63 dni, jeśli paczka idzie z Chin będzie kwiczał nad swoim złamanym sercem i wyrzuconym w błoto piniondzem. Nikomu nie dzieje się krzywda, ja robię się rumiana jak jabłuszko i pełna werwy i nadal to nie jest zdrada, ha.

Drugi motyw kupowania w internecie to trauma. Niestety, pobyt w galerii handlowej nadal mi się źle kojarzy. Obsmarkuje ze śmiechu wywieszoną odzież sprawdzając, jaką marżę marka X nałożyła na szmatę z wiskozą, ekspedientki zwracają mi uwagę, że osmarkane muszę kupić, trochę się szarpiemy, a za kilka dni produkt ma zwiększoną cenę i sprzedawany jest z abstrakcyjną broszką  z zawartości moich zatok. Nigdy nie rozumiałam mody. Raz po raz kupuję coś, co wydaje mi się radomskie, a potem wszyscy to mają. Gdybym wierzyła, że jestem ważna, pomyślałabym, że świat pragnie mnie naśladować. Tymczasem – kiedy od maja szukałam czerwonych butów, by pasowały do okularów i znalazłam, kuźwa mać, przepłacając z miłości, okazało się, że to taki trend i że jak gdzieś idę, to wszędzie je widzę i przez chwilę zastanawiam się, gdzie idę, zanim się zorientuję, że to nie moje nogi w całej masie moich czerwonych butów. Poza tym galeria, wiadomo – zaraz chce się siku, a tam kolejka i gimnazjalistki robiące sobie sesje w czasie wymuszania wymiotów big maca, potem pićku, a woda kosztuje tyle, że można uwierzyć, że serio zawiera jakieś kryształy i człowiek ma ochotę na kawę. Następnie słyszy, że  -wiaderko krowiego mleka z odrobiną kawy i syropem smakuje 18 zł, znów się obsmarkuje, ale tym razem nikt tego nie docenia i od razu grożą sanepidem.
Dotarłam do tego punktu w którym waga wskazuje to, co wskazywała wszystkim tym mendom, których nienawidziłam, teoretycznie nie za to, że są szczupłe, ale nic innego i konkretnego nie przychodziło mi do głowy. Mimo to, spojrzenia pan obsługujących zawsze mówią do mnie „wyjdź”, „jestem dla Ciebie miła, bo mi płacą”, „nie jestem miła dla Ciebie, bo aż tyle mi nie zapłacili”. Ja po prostu wiem, na czym polega ich praca, bo ją wykonywałam i zdaję sobie sprawę, że one mnie nienawidzą. Wiem też, że któregoś dnia leki przestaną działać i losowemu klientowi, który nie odwiesił bluzki poprawnie odgryzą paliczki i podpalą rzęsy. Jeśli ktoś szukał definicji słowa ambiwalencja, to dla mnie jest nią Pani zza lady w sklepie z eksluzywnymi rajstopami, która skanuje Twoją wartość przez pryzmat noszonych marek, a potem ustami i uśmiechem mówi „witamy serdecznie”, a wzrokiem i tym zgniłym kawałkiem tętniącego kawałka mięśnia, który kiedyś, nim rozpoczęła pracę w ludzkim zoo zwanym galerią,  nazywał się sercem,  „wypierdalaj w podskokach”. Aż mam dreszcze. Wróćmy zatem do internetów – tu jest bezpiecznie, można się kreować i nie trzeba być miłym dla ludzi. I tu się czasem nabieram.

Spójrzmy prawdzie w oczy i przyznajmy się przede mną samą, bo potrzebuję wsparcia, że czasem połasimy się na jakieś gówno, które nieźle prezentuje się na zdjęciach i jesteśmy otumanione tym dziecięcym wręcz z zdziwieniem, że „wełniany szal” za 10 zł nie dość, że nie jest z wełny (to wpisane w cenę, zamawiając, udajemy głupsze niż jesteśmy z nadzieją, że sprzedawca podmieni to gówno na coś, o co nam tak naprawdę chodzi, a na co szkoda nam kasy. To się niestety nie zdarza.), to jeszcze nie przepuszcza powietrza i nawet na szmatę do kurzu się nie nadaje, bo nie wchłania wody (sprawdzałam.).

A wszystko przesz to, że parę razy się udało. Zamówiłam coś na zasadzie udziału w loterii i listonosz mnie zaskoczył, że za 30 zł zakupiłam coś, co ma rękawy, otwór na głowę i nie gryzie. Czad. To wciąga. Jak zakłady, jak kradzieże, jak seriale, jak sporty ekstremalne,  jak otwarta paczka paluszków i orzeszków. I bęc. W tak zwanych „wolnych chwilach”, kiedy to ocnknę się w łóżku córki w ubraniu o 3 nad ranem i nie wiem, czy najpierw się wykąpać, czy jest sens zakładać piżamę, czy kłaść się jeszcze czy na spokojnie umyć zęby i iść do pracy, poluję dalej. Przegląda, szperam. Strzelam. A cel zawsze miałam wyborowy. We wszelkich grach zespołowych byłam dobierana do składu jako ostatnia i to dopiero wtedy jak skrzynia się naprawdę uparła i nie chciał współpracować. Nawet ona i piłka lekarska miały więcej gracji.

W ostatnim okresie udało mi się upolować tani blender, który działał całe 2 minuty, a potem rozbrysł jak flesz i choć zrobiło to na mnie wrażenie, to nadal nie było warte sześciu dych, sorry. Mam teraz dumny, porządny egzemplarz, który mi służy. Za równowartość tych trzech kupiłabym sobie blender z kombajnem i prostownicą do włosów, resztę wydając na kino, ale kto lubi adrenalinę, ten płaci. I parę szmatek, których opisać nie mogę, bo będę teraz przypadkiem znajdować je w szafie i dziwić się przed własnym mężem, że nie kojarzy tych starych bluzek, dyskretnie manipulując rozmową, by z toru „znowu coś kupiła” płynnie wkroczyć na „gdybyś patrzył na mnie jak kiedyś, to byś widział”, „tak, kupuję, bo przecież ty mi nigdy niczego nie kupisz!!!1”. Nadeszła jesień, zajebista pora na to, by schudnąć i owijać się czterema swetrami, serdecznie polecam. Swetrów i szali jednak jak na lekarstwo. Ja uziemiona w domu na L4. Tylko spokój i internet nas może uratować.

I znów to zrobiłam. Jak blachara, która przespała się z kolejnym dresem w audi, bo ten powiedział, że się z nią ożeni. Uwierzyłam. To znaczy: podzieliłam opis aukcji przez dwa, żeby dostrzec realną wartość produktu, a i to okazało się mocno na wyrost. No i mam, kilka dyszek mniej, wełniany kondom, który ani nie grzeje, ani nie wygląda, ani nawet nie przylega. Gdyby był prawdziwym kondomem, odsyłałabym najpewniej od razu z pozwem o alimenty i testem wskazującym dwie kreski.

Tak, ja wiem, mam prawo zwrotu powołując się na klauzule sumienia  – mogę zwyczajnie nie chcieć w tym chodzić, to jeszcze nie jest zakazane. Pan mi napisze. że:

a) kulturalnie- widziały gały co brały, ale rozumie, też by tego gówna nie nosił, dziękuję, polecam się w przyszłości

b) życiowo – jak nie pasuje to odeślij i chuj.

Ja, z lenistwa, zacznę się zastanawiać, czy w opisie „blogerski hit”, „must have sezonu” chodziło o to, że mam zakryć krzywy ryj, skoro już publikuję coś w internecie albo korzystać jak z kominiarki w czasie napadu na Żabkę w czasie wyłudzania coli z etykietą „Influenserka”, czy że generalnie, wszyscy jesteśmy brzydcy i poważnie nie ma się tak z czym obnosić. Zestawmy jeszcze opis z rzeczywistością:

Nowa kolekcja. Nawet najbardziej wyrafinowany* look** nabiera rumieńców dopiero w towarzystwie dobrze dobranych dodatków, zadbaj o detale tego sezonu. Na zewnątrz jest coraz zimniej, aby przygotować cię na taką okoliczność mamy dla ciebie uroczy komplet czapka + komin, które uchronią Cię przed zimnem. Śliczny pleciony wzór*** w modnych, cieniowanych lub gładkich odcieniach****, czapka lekko opadająca*****, ładnie****** się układa”

czopka

  • Wyrafinowany* – użycie trudnego słowa ma podnosić prestiż aukcji
  • look** – ma dawać do zrozumienia, że sprzedawca nie jedno słówko na angielskim wyłapał i nie o jedną okładkę VOGUE się otarł w kiosku na dworcu w stolicy
  • śliczny, pleciony…*** – w sumie nie mam zastrzeżeń, o gustach nie dyskutujemy, dodałabym, że z figlarnymi otworami, które z uśmiechem przyjmują każdy powiew wiatru niczym kościół swych emerytowanych wyznawców ze stałym dochodem
    w modnych, cieniowanych lub gładkich…**** – i w kropki. Albo paski. Szalony różnokolorowo-czarny. CHuj, jakikokolwiek za który zapłacisz, co się będziemy oszukiwać.
  • Czapka lekko opadająca ***** nie opadło a padło, komuś na mózg.
  • ładnie się układa ******- ok , to był ostateczny moment, w którym powinnam się zorientować, że popełniam błąd. Jeśli sam autor, po szeregu naspidowanych i nacechowanych emocjonalnie epitetach jest w stanie napisać jedynie tyle, że jego produkt ŁADNIE wygląda, smród powinien pozbawić mnie przytomności i otrzeźwić.

I niby nic się nie stało. Świat nadal będzie się kręcił, sprzedawcy handlować gównem korzystając z łaski internetu i programów graficznych, ja wierzyć, że tanio może oznaczać dobrze. Wiem, wiem, można oszczędzić saobie roszczarowań przepłacić za coś porządnego albo nauczyć się szydełkować. Jednak gdzie w tym wszystkim adrenalina, fun? Ktoś musi napędzać gospodarkę trzeciego świata. Gramy dalej. Bez czapki, ale wciąż z nadzieją!!

A Wasze przygody ze sklepami internetowymi? Albo polecane miejsca na buszowanie nad ranem?

[wysija_form id=”1″]
20 komentarzy
  1. Nie jest ta czapka aż taka zła jak piszesz , może się rozciągnie po praniu albo chociaż Lence się przyda. Ale wiem, o co chodzi, pewnie zdjęcia na aukcji były robione na modelce z bardzo małą głową, i poprawiane przez 3 grafików. Skurczybyki, ja kiedyś zamówiłam na aliexpress koszulę taką za tyłek, w kratkę, do legginsów, coś żeby jak przyjdą goście, to wyglądać pięknie a zarazem niezobowiązująco, wiadomo, jak te wszystkie serialowe panie domu szlag by je trafił. Przysłali po 4 tygodniach nie ten rozmiar – nie byłam w stanie dopiąć ani jednego guzika nigdzie. Więc napisałam do nich, że co to jest, że nie chciałam rozmiaru xxl tylko xxxxxxl (czyli chińską wersję naszego m!), o dziwo zgodzili się dosłać. Więc czekam kolejne 3 tygodnie. Przychodzi rozmiar ten, który chciałam, tylko tym razem co? Guziki byłabym w stanie dopiąć ale ręki w rękaw nie da się włożyć, musiałabym mieć ręce cienkie jak kije od mopa. Naprawdę nie wiem jak oni to szyją , ale nauczyłam się, że za 4 dolary kupię najwyżej skarpetki z poliestroceraty.

  2. Nie taka zła ta czapeczka. Po prostu nie wiesz jak ją zamontować żeby ładnie się układała 😀 😀 zawsze chętnie Ciebie czytam. Zdrówka dla szefowej i cierpliwości dla ciebie 😉

  3. Radomska, dziewczyno, kupuj na Zalando! dopóki tego nie odkryłam byłam takim dzieckiem we mgle, jakim Ty się czujesz teraz, naprawdę. a teraz pokochałam zakładkę 'ONBIŻKI’, bo jestem Polką i cebulaka mam we krwi, rzecz jasna (a tak serio to trzeba oszczędzić na ciuchach żeby mieć na kosmetyki, cnie?), no a poza tym to fajne jest – kupujesz 2 rozmiary, odsyłasz niepasujący, nie spodoba Ci się to odsyłasz oba i już. i nie trzeba ganiać po galeriach handlowych i wystawiać się na ocenę paniusiom z butików z rajtkami za miliony monet, wystarczy odpalić internety, nalać sobie zielonej herbaty albo czerwonego wina i wciskać przycisk 'pokaż produkty na następnej stronie’. i szczęście gwarantowane. polecam, Kasia Król 🙂
    łączę się w bólu – sama zamówiłam dwie bluzki, które się nawet na szmatę nie nadają. no. ściskam mocno! 🙂

  4. Nie no, nie jest aż tak źle. 🙂 Może to nowy hit sezonu? Nju stajl noszenia czapki tej lekko opadającej i z przewiewem? W końcu za gorąco w łepetynę być nie może przecież bo przecie to jeszcze nie zima, no co Pani?Pani Pani Kochana nauczyć się musi z nową czapką żyć i współpracować bo kolor ładny, do okularów pasuje i do butów tych czerwonych pewnie też. I skoro tych butów tyle tych samych to chociaż czapencja inna niż wszystkie? 😉
    Pozdrawiam. 🙂

  5. A czy udało Ci sie juz kupić piękna używana koronkowa sukienkę w kolorze musztardowym…… (Uwaga petarda! ) z ośmioma dZiurami???!!! Wtf!

  6. Dodaj jeszcze Olu Radomska opcję „kupuję dziecku online”. Na allegro czy innym portalu „ubrania jak nowe”, które przychodzą stare i niby rozmiar dobry, to noszone przez naprawdę grubaska, że mojemu dziecku gatki opadają do kolan lub sweter szerokości metr. Nie używane ubrania też budzą wątpliwości. Czy jak kupiłam córce kurtkę z sieciówki i córka wychodząc w niej na dwór, krzyczy że kurtka zimna i jej zimno, to czy dziecku zimno bo na dworze zimno i nieprzyzwyczajone, czy kurtka badziew i przepuszcza zimno i wiatr, i nie grzeje i kupować drugą?? Na grzbiet jej nie założę (nie mam gabarytów 4latki) i nie sprawdzę, a wygląda na ciepłą!

  7. skoro czapka jest „must have” to może nie ma być ładna ani praktyczna ani nawet ciepła, tylko zwyczajnie modna. nie wychodź na zewnątrz z mokrymi włosami, a przy większym wietrze zaciśnij zęby i bądź trendy i rób ten szał na mieście 😀 ja w kwestii zakupów online kocham wszystko co jest „universal size”. jeszcze nigdy nie trafiłam, żeby taki universal pasował i na mnie, a przecież bmi mam w normie (dobra, górnej normie, ale jednak n o r m i e).

  8. Akurat trafiłaś w punkt, bo ostatnio zamówiłam kilka rzeczy na allegro. 1. Buty. Miały być skórzane i są. Miały być ocieplane filcem i są. Ale miały nie być lakierowane a są, przez co wyglądają jak… No, mi się nie podobają. Miały mieć okrągłe czuby, no okej, spiczaste nie są, ale okrągłe zdecydowanie też nie. Ktoś nie zna definicji okręgu. A przy okazji, zamówiłam priorytetem. Tydzień. Tak. TYDZIEŃ. 2. Nauszniki. Fakt, kupiłam tanie, na obrazku były ładne, ech. No są ładne, chociaż kolor trochę inny niż na zdjęciach, ale okej, ustawienia monitora, cuda wianki, spoko. Ale włochate i mięciate są tylko z zewnątrz, a w środku od plastiku oddziela ucho tylko cieniutki materiał. W dodatku są na pałąku który lubi się wyginać tak bardzo, że jak nie masz kucyka, na którym mógłby się ów pałąk oprzeć, to się kurwa zsuną, choćby skały srały i pękały. 3. Ksiązki w liczbie trzech. Używane. Jedna w stanie idealnym. No jeśli idealny stan to wypadający z okładki środek to okej. Druga w stanie dobrym i rzeczywiście, przyznaję, nie ma się do czego przyczepić. Trzecia „w niektórych miejscach poznaczona ołówkiem”. DŁUGOPISEM cholera! Na każdej, KAŻDEJ, stronie. Cóż, książki rzadkie, zamawiane z antykwariatu, ciężko dostać, więc nie zwrócę, no czytać się da, ale luuudzieee…

  9. Uwielbiam Cię czytać! Zły płyną mi po policzkach, ze śmiechu oczywiście ?. Ja niestety lubię latać po galerii i mam w głębokim poważaniu co sobie o mnie pomyślą Panią ekspedientki 🙂 Ale zakupy online zawsze wzbudzają największe emocje. Cudny żakiet, wydaje się idealny I tylko 5 dych, biorę! Przychodzi… i wyglądam jakbym spadochron nałożyła… Za każdym razem obiecuję sobie, że to był ostatni raz.. Trzymaj się ciepło! ?

  10. Rozłożyłaś mnie na łopatki. Mimo, że nie zamieściłaś foto z aukcji dokładnie je widzę 🙂 Ja ie mam nerwów na te jawne kity. Od lat nie kupuję w necie. Jak mam kupować chińszczyznę to kupuję w chińskim markecie, przynajmniej przymierzę i czasem na serio znajdę coś co kosztuje grosze, leży sensownie na mojej specyficznej figurze i nie śmierdzi aż tak, bo odwisiało już swoje, wyjęte z worka jakiś czas temu. Ubrania z allegro, akcesoria, dodatki to dziś w 99 % śmierdzące, niedoszyte, źle skrojone, sztuczne szmaty w niczym nie przypominające tego co na zdjęciu. Opis i zdjęcia trzeba podzielić na 50 nie na dwa. Ostatnio w akcie sztucznie wygenerowanej przez córkę potrzeby posiadania plecaka w „hitowym” kolorze srebrnym z holograficznym efektem wielokolorowych odbić, nabyłam drogą kupna to cudo w internetach na allegro. Holograficzny, w stylu odblasku na płycie cd, efekt okazał się być srebrzystą ceratą, za którą zapłaciłam stówę. Kiedy się ma do czynienia z kimś kto jest w stanie robić tak daleko idące nadużycia to szkoda nerwów na dialog, choćby najkrótszy. Wrzuciłam taką listę paragrafów pod jakie to podlega i poprosiłam grzecznie o odesłanie 70 zł, bo 10 zapłaciłam za przesyłkę, drugą zapłaciłabym odsyłając a trzecią to cudo było warte. Nawet odpowiedzi nie dostałam a konto wzbogaciło się o równo 7 dych. Ale nie mam na to uniwersalnej recepty. W kraju biedy to trudny do wyeliminowania proceder. Allegro przyłożyło do tego łapkę, bo nie pokazuje nicków kupujących. Kiedyś przed zakupem pisałam do kogoś to już wcześniej kupił i naprawdę ludzie szczerze odpowiadali o zgodności towaru z opisem. Teraz się tak nie da a komentarze niewiele wnoszą bo jak ktoś dużo sprzedaje to ciężko wyłuskać dla siebie to co ważne. Trzeba jednak o tym pisać, nagłaśniać i wspólnie z innymi oszukanymi dochodzić swoich praw to fakt, że można coś zwrócić wcale nas nie chroni skoro przez czyjeś naciągactwo musimy dwukrotnie zapłacić za przesyłkę a wartość sporu jest byt mała na proces.

  11. Nienawidzę zakupów, ale kiedy już muszę kupić jakąś szmatę, staram się to zrobić na wyprzedaży w jakiejś galerii w mniejszym mieście (w tych wielkich samo spacerowanie alejkami wymaga tygodnia ostrego wysiłku).To ma jeden plus: kiedy już wypatrzę promocję życia, mogę sprawdzić jak się na mnie prezentuje (najczęściej im lepsza promocja, tym wyglądam w tym bardziej gównianie). Inna sprawa, że nie mam w zwyczaju odstawiać się na shoping jak do filharmonii, więc często spotykam się ze spojrzeniem sprzedawców w stylu „czego ty tutaj k. właściwie w tym dresie i butach do biegania uwalonych błotem (od biegania!) chcesz?”. Nie żeby mnie te spojrzenia bolały, ale budzą mój niesmak i tym bardziej nie pozwalają ubrać się na zakupy jak na wielkie wyjście (czy jest coś bardziej żałosnego niż odstawianie się na zakupy jak na wesele????).

    A w sklepach online kupuję większość rzeczy poza jedzeniem i ubraniami, bo taniej, a i obsługa klienta coraz częściej pozytywnie mnie zaskakuję (nie chcę robić jakiejś pseudo reklamy, ale ostatnio z wrażenia prawie spadłam z krzesła, kiedy zamówiłam okulary, odesłałam je w celu wymienienie, bo zamówiłam złe szkła i dostałam nowe okulary po 3 dniach od odesłała poprzednich, kurier na koszt sklepu – można? Można. I ten sklep to Kodano). A jeszcze parę lat temu nie dziwiła mnie dostawa w jedyne 10 dni roboczych i totalny brak kontaktu ze sprzedawcą, nawet po 45 mailu z zapytaniem: kiedy mogę spodziewać się zamówienia, bo upłynęło już 125 dni, od kiedy zrobiłam przelew?).

  12. uuuu niedobrze zamówiłam u chiniolców czapkę z szalikiem:/
    Faktycznie też zdarzają mi się nietrafione zakupy na all albo na ali. Na ali głównie jakieś pierdoły. Na all tania sukienka- to dopiero był kondom-tragedia nie wiadomo jak to nosić, do obory gnój wywozić czy w nocy jak nikt nie widzi. Jednym słowem tragedia:) Ale cóż nadal jestem uzależniona od internetowych zakupów.

      1. Coś o tym wiem: opaski, kolczyki, zegarki, lakiery, pomadki (z chin…tego no… nic mi jeszcze nie odpadło, nie spuchło, nie mam parchów jeszcze…), pierdy do kuchni… I tak nic nie zastąpi tego dreszczyka emocji kiedy przychodzi paczka po miesiącu a Ty się zastanawiasz co tam jest bo już zdążyłaś zapomnieć 😛

Napisz komentarz:

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.