Czego uczą Radomską cudze dzieci?

Powoli zamieniamy się w snajperów, bustrymi oczętami wypatrując źródeł wiedzy o naszej nieuchronnej, słodkiej, domowej apokalipsie. Znamy już wszystkie modele wózków matek z osiedla, wiemy, co robią ich dzieci na placu zabaw, oraz to, przy którym regale w spożywczym robią największe sceny. Wszelkie informacje kumulujemy w głowie, a potem marzymy, żeby zdechły w upale nocą, bo to chyba wiedza o dziecięco-rodzicielskiej rzeczywistości, a nie temperatura,  nie daje nam spać.

W obserwacjach prorodzinnych jestem coraz bardziej zaawansowana -tzn. wiem niewiele, ale i tak od stanu świadomości sprzed ciąży dzieli mnie przepaść (która troszkę kusi, żeby w nią wskoczyć). Azymut siłą rzeczy nastawiam na małe, pyskate i niegrzeczne blondyneczki, kurczowo trzymając się za bęc i szeptem rozpaczliwie wzywając wszystkich świętych (oraz opiekę społeczną) z prośbą o wsparcie.

Ostatnie chwile staramy się spędzać jak wolni, dorośli, dojrzali, kreatywni, świadomi swojej wartości ludzie. Ja śpię, Nawleczony zdobywając kolejne zbroje w grach na plejce. Weekendami wyruszamy pooglądać świat, który za kilka miesięcy stanie się źródłem śmiertelnych zagrożeń dla naszego dziecka albo w najlepszym wypadku ukąszeń komarów. Próbujemy tłumaczyć sobie, że poza byciem rodzicami, będziemy jeszcze normalnymi ludźmi, ale po pierwsze – nigdy nie byliśmy normalni, po drugie- gdziekolwiek się nie ruszymy spotykamy rodziców i ich wyrazy twarzy mówią jedno „nie idźcie tą drogą, bo zabijemy was z litości”. Brniemy jednak i chłoniemy dalsze, bolesne informacje.

Nawleczony, jak każdy samiec marzący o synu i mierzący się z faktami, nadal uważa, że jego córka będzie chciała układać modele czołgów i będzie jarać się historycznymi rekonstrukcjami bitew. W weekend zwiedzaliśmy poniemieckie bunkry -było zimno, ciemno, wilgotno, a po kątach ukrywali się skuleni ojcowie, zasikanych ze strachu przed  kolejną porcję spazmatycznego ryku małych dziewczynek wieszczących koniec świata i weekendu („ja chcę do tatusia”, „tatusiu, siku”, „ja chcę na konika”). Pożegnaliśmy wzrokiem ostatniego bohatera, który dziarsko, pośrodku lasu oświadczył żonie i 3 słodkim córeczkom, że chciałby pobyć chwilę sam. Uciekł nim zdążyły to usłyszeć, ale padł powalony siłą ich wycia, wcześniej potykając się o własną naiwność, która kazała mu uwierzyć, że takie obwieszczenie ma w ogóle jakikolwiek sens, skoro na co dzień ma się 4 baby w domu…Trzeba chyba bardzo pragnąć dziecka o określonej płci, skoro niektórzy podejmują próbę jego stworzenia kilka razy, wierząc, że jeden syn lub jedna córka przy armii osesków przeciwnej płci, cokolwiek zmieni. Oblicze (trzeba przyznać – supeer szczupłej  i wysportowanej WIADOMO DLACZEGO mamy) ganiającej  po Sali Zabaw za trzema kilkuletnimi chłopcami oraz obraz dumnie i dziarsko stojącego w miejscu ojca, który dupy w pogoni za nimi nie ruszył, pozostanie ze mną na długo.

Dużo czasu spędzam też z cudzymi dziećmi, żeby do reszty pozbawić się złudzeń. Niestety, często bywają też słodkie i grzeczne, co na moment wyposaża człowieka w głupią nadzieję, że może jednak z własnym nie będzie tak strasznie. Podstawowa różnica pomiędzy dzieckiem własnym a cudzym, nie polega na tym, że własne jest fajniejsze, ładniejsze, lepiej pachnie i zawsze woła siku na czas, ale na tym, że cudze w końcu ktoś sobie zabierze. 

Co z trudem wychowania?

cudzych dzieci nie ma sensu wychowywać- i tak się popłaczą, będą niezadowolone, a rodzicom naskarżą, że jesteśmy potworami bez duszy,serca i szpiku kostnego. Bycie „fajną ciocią”, co kupuje łakocie i zgadza się dla wszystko, ze strachu, z niewiedzy, dla świętego spokoju może mieć też nieprzewidziane konsekwencje-do fajnej cioci dzieci lecą jak muchy do g… I to nawet przyjemne, MUSI BYĆ PRZYJEMNE JAK SIĘ JEST W CIĄŻY I SIĘ BĘDZIE MIAŁO DZIECKO, ale mnie osobiście spokoju nie dają wyrzuty sumienia. Biedne, nieświadome dziecko poniesie konsekwencje tego, że sobie za ciotkę wybrało osobę nieodpowiedzialną, która przy dłuższej znajomości na pewno dzięki fast foodom,lodom  i coli wyposaży je w cukrzycę, marskość wątroby, próchnicę i nowotwór.
Wróćmy jednak do tezy- wychowywać cudzych dzieci się nie da, je trzeba lubić jakimi są, zabawiać, ostatecznie unikać. Z własnym problem jest nieco bardziej złożony – nadal wydaje ci się, że po prostu nie da się go wychować, drze się jak się mu sprzeciwisz, kiedy 56 razy prosisz i tłumaczysz osiągasz coś niesamowitego- ono wyje głośniej, a co najgorsze- w przeciwieństwie do cudzego dziecka, po twoje nikt nie przyjdzie. No chyba, że opieka społeczna. Albo teściowa, żeby powiedzieć, że jesteś beznadziejnym rodzicem. 

Wnioski własne

Na szczęście powstrzymujemy się przed formułowaniem po pijaku, czy tam w euforii, deklaracji pt. nasze dziecko nie będzie oglądało bajek i ssało smoczka – trzeźwo patrzę na rzeczywistość, bo w ciąży inaczej mi nie wolno, na szczęście ciążowe hormony są legalne i bez akcyzy – już teraz sami katuję się Kucykami Pony miażdżąc swoją psychikę przyszłej mamy, a smoków kupię 54, dla dziecka, psa i dla siebie, żeby ledwo uśpionego Bąbelka nie obudzić własnym, przypominającym zarzynanie świni, łkaniem wynikającego z celebrowania żałoby po utraconej wolności. 

A tak poważnie – to jesteśmy podnieceni, przerażeni, ja płaczę żeby schłodzić się w upale, bo przecież nie ze strachu. Kocham swoje dziecko, wzruszam się jak skacze mi po pęcherzu, wierzę, że damy radę. 

Tylko te dreszcze, kiedy mijam plac zabaw, tylko te dreszcze nie dają mi spokoju…

I PRAWIE DOTRZYMUJĘ SŁOWA PT. NIE BĘDĘ PISAĆ O SWOJEJ CIĄŻY! CUDZE DZIECI TO NIE JEST SWOJA CIĄŻA! O!
20 komentarzy
  1. prawie…hehe….
    Ja nie byłam na to gotowa…dwie ciąże…dwie skrajne postacie..dwa skrajne podejscia…ale ja matka niestabilna emocjonalna jestem wiec żaden ze mnie autoritet…
    ps. też lubie cudze dzieci…i one też mnie lubią…
    na placu zabaw jak wychodze z młoda..słysze co chwilę „ciocia, ciocia” i lecą do mnie jak muchy do …hmmm…
    dla cudzych to ja mam tyyleee cierpliwosci…ehhh

  2. … nadchodzi najpiękniejszy okres w Waszym życiu … przejdziecie go wspólnie … będzie trudno ale jak cudownie … a Pan tatuś, obojętnie na płeć będzie tak szczęśliwym jak nigdy dotąd … Oleńko, spróbuj się uspokoić … dla Twojego, dzidziusia … i Pana Nawleczonego dobra … w upały ? … „do piwnicy” … pozdrawiam … 🙂

  3. Podobno dzieci są jak bąki – tylko własne nie przeszkadzają. Wrzask Twojego dziecka nie będzie wkur…jącym dźwiękiem przeszkadzającym w oglądaniu filmu, tylko krzykiem rozpaczy, którą pobiegniesz ukoić. To jest zupełnie coś innego. Będzie dobrze 🙂

  4. W moim domu zawsze było pełno dzieci. Po zabawie na zielonej łące w cieniu rozbitego namiotu, zmęczone słońcem. Pięciolatki wpadały do mojej chatki na zimne desery bądź grupową zupkę. Siedząc przy stole czteroosobowa gromadka, znajdowała się pod obstrzałem moje wzroku:- Jak Ty sobie pięknie radzisz z jedzeniem, noo bravo – wzdychałam zachęcająco
    – A ja ?- Pytał pominięty mój syn
    – Ty, ty jesteś mój!
    Właśnie o to chodzi, że łatwiej się zachwycać cudzym, a wychowywać swoje to już tor przeszkód!
    NO… ALE CZEGO NIE ROBI SIĘ DLA POTOMNYCH!!
    haha
    Pozdrawiam
    eksperyment-przemijania.blog.onet.pl
    http://kadrowane.bloog.pl/

  5. ,,własne jest fajniejsze, ładniejsze, lepiej pachnie i zawsze woła siku na czas,” … to prawda…inne dzieci ciezko zniesc chociaz mam 3 wlasne…. czyli jako doswiadczona mama pisze… ale jako niania pokochalam takiego malego 6 miesiecznego jak wlasnego… bo to tylko o to chodzi zeby zrozumiec ze my jako dorosli naprawde mozemy takiemu malemu dac duzo..:)))) bedziesz super mama jestem tego pewna buziaki Ella

  6. Naprawdę nie jest tak źle jak to może wyglądać za czasów brzucha.
    Mówię to ja, mama dwu i pół latka, która na dzieci zawsze najczulej mówiła ”bachory”.
    Serio, traktowanie mojego Syna jak partnera do rozmowy i z szacunkiem, to moja recepta na swobodne teraz stukanie w klawiaturę bez związanych z tyłu rąk.
    Bywają gorsze momenty ale rozmowa jeszcze nigdy nas nie zawiodła. Nawet gdy uderza w lament to po minucie, jeszcze z bajorami w oczach (ma zdolność kumulacji łez na powierzchni oka, a jak juz polecą to koszulka od razu do wymiany) i z gębą w podkowę, mówi, że wszystko w porządku. Jedyne lamenty wynikają jednak z faktu, że np. spieszę się i potraktuję go przedmiotowo, np zacznę przebierać nie mówiąc, co i dlaczego. Tego nikt nie znosi, a tym bardziej mądraliński Glut w tym wieku;).
    I nie dać się wyprowadzić łatwo z równowagi. Wtedy jak się zdarzy (raz na miesiąc mooże), że na niego huknę bo już przegina, to efekt jest natychmiastowy:) ”przepraszam”- ”za co?”, ”nie wieem??, ale już sie nie gniewaj” 😉

    A co do malutkiego dziecka to uhh kiedy to było… Jak Maks był mały to przez niewyspanie miałam wrażenie, że czas się zatrzymał a ja już nigdy się nie wyśpię (ale to od zawsze moje hobby było więc dotkliwie odczuwałam wszelkie niedostatki),
    A teraz to się cieszę faktem, że mam sporo zdjęć z tamtego okresu bo przeminęło jak z bicza!

    jak to mówią- being a mother is like a rollercoster- you can scream or enjoy a ride.

    W sumie to chyba nic odkrywczego nie napisałam, ale mam nadzieję, że trochę uspokoiłam.
    BEZ NERW;)

  7. A ja nigdy się nie dogadywałam z obcymi dziećmi i nawet jak na nie patrzę bez wstrętu w oczach, to jakoś nie pomaga to w nawiązaniu bliższej relacji. A ze swoim sobie radzę, nawet nieźle bym rzekła…
    Poza tym – małe dzieci szybko się uczą i to pomaga 🙂 A, i jeszcze od pierwszych chwil uczyłam swoje dziecię, że jest częścią rodziny a nie jej władcą i to naprawdę był dobry plan – szczerze polecam.
    No i … będzie dobrze 🙂 i wygodniej bez brzucha!!!!!!

  8. Po urodzeniu dziecka podobno wstępują w nas, kobietach, tzw uczucia macierzyńskie. I będziesz wiedziała jak postąpić i co zrobić, gdy dziecko zacznie płakać, będzie chciało na śniadanie zjeść hamburgera zamiast zdrowego pieczywka z warzywkami, serem i szynką… Małe dziecko, mały problem, duże to i duży problem.
    Nikt nie obiecuje, że lekko będzie, ale i to będą najpiękniejsze lata Waszego życia, nim się obrócicie z pieluch i chodzenia na wywiadówki Wasze dziecko przyprowadzi do domu swoich wybranków i pójdą swoją drogą, a Wy w mocy miłości do pierworodnego pomożecie mu wybrać właściwą drogę i go wspierać! Tak będzie.

    Pozdrawiam i zapraszam do mnie w wolnej chwili, a ja obiecuję zaglądać do Ciebie regularnie.

    Miłego!.

    Poszukująca:
    http://kobiecym-sercem-pisane.blog.pl/

  9. już nie przesadzaj tak z tymi dziećmi, z tego co ja obserwuję poruszając się po mieście, to dzieci przeważnie nie robią większego problemu, sama zobaczysz jak to jest jak dziecko usiądzie ci na kolanach i powie mamo kocham cię, to jest inne kocham cię niż takie od faceta, to jest kocham cię, bo dzięki tobie tutaj teraz jestem

  10. Ej Radomska, ostatnio oglądałam poród w szpitalu, wcześniej jakimś cudem nie miałam okazji, choć widziałam już wiele rzeczy. Miałam takie wyobrażenia na ten temat, że byłam przekonana, że wybiegnę w połowie, żeby nie zemdleć. Ale nie. A najfajniejsza ze wszystkiego była niekłamana radość obojga rodziców z potomka (nie pierwszego, nie drugiego, więc jestem w stanie uwierzyć, że da się żyć, skoro już to znają i i tak się cieszą 😉 ). Aż ja się wzruszyłam, a mnie dzieci i takie sceny to nie wzruszały nigdy. Dacie radę.

  11. Rzeczywistość jak zwykle zweryfikuje wszelkie przed porodowe dywagacje 😉
    Bo, kto kategorycznie twierdzi że „dziuras” (finezyjne 😛 określenie córki przez mego ojca 😉 ) nie będzie zapalonym maniakiem eksplorującym schrony i wielbicielką rekonstrukcji bitewnych ten się myli 🙂 Czego jestem żywym przykładem. Jak mniemam również i autorka jest 😉
    W każdym razie szanowna autorka z racji płci nie musi dywagować domniemanej metroseksualnej maniery u potomkini z racji płci właśnie 🙂
    Powodzenia życzę i radości i dalszych inspiracji z macierzyństwa życzę 🙂

  12. jako matka moge powiedziec tylko tyle w ramach porady, ze bycie rodzicem to odwaga. odwaga by stanac ponad soba i myslec o tym, co bedzie OBIEKTYWNIE dobre, SPOLECZNIE dobre, co jest dobre wedlug mojego dziecka dla niego samego. nie ma juz miejsca na siebie a z drugiej strony to najwiekszy sprawdzian samego siebie. swojej wytrwalosci. inteligencji. cierpliwosci. sprytu. zdolnosci przystosowawczych. Bycie matka to najciezsza ale tez i najlepsza z prac. Dziecko swiadczy o Tobie. To wszystko co moge powiedziec.

  13. MOje obserwacje sa podobne do twoich , niektórzy rodzice zapominają że dzieci bardziej potrzebują rodziców jak rodzice dziecka. Mówiąc wprost, niektórzy nie potrafia lub nie chca być na „służbie” u malucha, i całym soba wsłuchiwać sie w jego potrzeby.(NIe mylić z zachciankami ) A potem pretensje że dziecko jest niegrzczne 🙁 .
    Wszystko przed Tobą- ale nie matw sie , nic nie jest nam dane ponad nasze siły 😉

  14. Oj tam, trudny okres w życiu… Kto to mówi? Ktoś mało świadomy swojego macierzyństwa lub ojcostwa. Straszą matki nie kończącym się płaczem, pieluchami, kolkami itd, a kto powiedział, że każde ma tak? No właśnie. Ja tego „koszmaru” nie przeżyłam. Żadnych kolek i nie przespanych nocy. Trzeba pozytywnie myśleć i tyle. Zmiana wielka to fakt. Teraz jest dużo możliwości. Jest tyle rzeczy, które można robić razem z dzieckiem, że aż szok. Utracona wolność? Zależy jak kto na to patrzy. Na pewno załącza się pewien czujnik w głowie i nawet jak wychodzi się gdzieś bez dziecka, ono w myślach wciąż jest. Bycie mamą to etat 24 godziny na dobę 7 dni w tygodniu. Ja swojej wolności nie straciłam. Cieszę się z bycia matką i to daje mi wolność. Trzymam kciuki za Panią i życzę powodzenia 🙂

  15. Widzę, że wszyscy Cię pocieszają, że nie będzie źle. Ale będą chwile mrożące krew w żyłach. Jak na przykład dzieciak postawi sobie gorące żelazko na stopę, a potem zedrze pęcherz, podetknie pod nos i spyta: „Cio to?” I wiele innych, ciekawych przeżyć, po których człowiek będzie się czuł, jak po zejściu z koła młyńskiego. Ale jakże, będzie fajnie! 😉 🙂 A czym większe, tym ciekawiej. Ja jestem na etapie tatuażu i tunelu w uchu (oczywiście nie moim), ale jest super. 🙂 A niby córcia to miało być takie słodkie, w różowej sukience, z kokardkami, grzeczne…

  16. Warto, warto cudze wychowywać. Ja tak łebka sąsiadów wychowuję, że przed wejściem do cudzego domu wypadałoby zapukać, a jak już się wejdzie to wypadałoby się przywitać.

    W przypadku doniesieniu na mnie przez łebka, jego rodzicom co najwyżej może się głupio zrobić i jeszcze go opieprzą, bo sądząc po naszym wspólnym ostatnim grillu raczej sie nie obrazili 🙂

  17. Ola, głowa do góry. Na prawdę, nie jest tak źle. A po za tym w chwili, gdy myślisz o zbiorowym morderstwie zawsze warto najpierw zastosować jakieś metody oddechowe, przytulić się do brzozy lub choćby na 2 min zamknąć się w łazience i zatkać uszy. Działa, wiesz, że wiem:)

  18. Czytając uśmiałam się serdecznie 🙂 . Odkąd mam swoje dziecko przestałam wychowywać cudze, chyba, że w niezbędnym minimum (nie pozwolę, by nicpoń mi właził na głowę). A choć naoglądałam się i rodzeństwa swojego, i wszelkiej maści innych dzieciaków, to moje wciąż nie przestaje mnie zaskakiwać. Tak jak dziś w trakcie apokaliptycznej sceny histerii mojej pociechy zamiast zareagować jakoś, to stałam z rozdziawioną mordką, nie mogąc pojąć ogromu siły emocji i reakcji córki. I mimo wszystko to lubię w macierzyństwie – ciągłe zdziwienie.

  19. Zdjęcie/fotomontaż jest mega straszne 😉 I fakt, że czasem trudno jest właściwie docenić starania dziecka, zwłaszcza naszego, które obserwujemy cały czas i metody małych kroczków kamuflują wielkie „skoki”

Napisz komentarz:

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.