Świat ma nas, Mamy, w dupie.

Dzień Mamy, dla mnie czwarty. Pierwszy był niepojęty i przerażający, rosła we mnie, świat już wiedział, co powinnam ico się stanie, a ja  zastygałam z przerażenia, a 26 maja śmiałam się przez łzy. Każdy kolejny  maj, lipiec, wtorek dawały mi coraz więcej, nawet jeśli ona akcentowała go obślinianiem mojej bluzki, fochem na spacerze. Ja stawałam się mamą coraz mocniej, piękniej, trudniej, fajniej. Nie wiem, czy lepiej. Rok temu z okazji Dnia Mamy pełna ekstaza – pierwszy powiedziany dla mnie wierszyk, którego nauczyła Cię babcia, recytowany z przejęciem w piżamie w kotki. Mamo, mamo, coś Ci dam, małe sejce, któje mam, a w tym sejcu lózy kwiat… Ryczę na samo wspomnienie.

A dziś, zupełnie oficjalnie. Zaproszenie, białe rajstopki, mój urlop w pracy, wydarzenie ważniejsze niż każde inne. Na co dzień nikt nas, mam za bardzo nie docenia.Świat ma nas, Mamy, w dupie. Ot, dla niego robimy po prostu to, co do nas należy – urodziłyśmy, trzeba wychować, taka kolej rzeczy. Ja ze światem nie dyskutuje już dawno, jest zajęty zapierdalaniem donikąd, kiedy ja jestem tu i teraz. Stoję pod drzwiami przedszkola, w grupie innych mam, sama nie wiem, czy bardziej wzruszona czy przejęta. Jestem tu dla Ciebie i mam ochotę złapać ten pędzący świat za fraki i powiedzieć, stój kretynie, zobacz, tu stoi cud. Ma białe rajstopy, podarte na prawym kolanie, kręcącą się sukienkę, dwie krzywe kitki, uśmiech za który mogę zabijać i mówi do mnie, że jest taka scęśliwa, ze psysłam, bo jestem jej ukochaną mamą.

Świat nie zrozumie. Nie zgodzi się zostawić mnie tutaj, wciśnąć slow motion, stop klatkę, bym  widzieć mogła dokładnie każdy kosmyk włosów, który niesfornie wymyka się z kitek w czasie popisywania się choreografią z karkołomnymi ruchami tj. łapanie się za boczki. Mogę to przeżyć tylko raz. Kolejny Dzień Mamy będzie już zupełnie inny, a ja tęsknię już za tym, nim się tak naprawdę zaczął,  zanim na dobre otworzy buzię, żeby odśpiewać z wszystkimi dziećmi Sto Lat. Moje dziecko wie już, co powiedzieć, by wywołać uśmiech. To dodaje skrzydeł i chyba dzięki tym skrzydłom nie zedrę  do reszty butów, kiedy będę się wlec zmęczona do domu, w którym ona  na mnie czeka. I oto jestem. Choć przez chwilę, najfajniejsa, najpiękniejsa i ślicna. Ktoś najważniejszy na całym świecie, z absurdalną dozą podniecenia, chwalił się mną i mówił, tak jak się mówi o awansie, zwycięstwie, wyczekiwanym tryumfie – TO JEST MOJA MAMA. A ja prawie od razu rozumiałam, że chodzi o mnie, bo przecież to dopiero już (aż?) czwarty rok razem, jeszcze nie mogę się oswoić, że mam swojego małego człowieka, a jednocześnie wyobrazić sobie, że mogłoby go nie być.

Potem rysowałyśmy swoje portrety. I albo masz mnie za bardzo barwną postać albo muszę ogarnąć jakiś kurs makijażu, bo chyba nie jest dobrze. Nieważne. Czekałam na koniec, Ty na to, aż wreszcie dadzą Ci zeżreć ciastko. Rozejrzałam się dookoła. Wokół mnie białe talerzyki, poczęstunek, gromadka odświętnie ubranych dzieci i przejętych mam, które ukradkiem zaciskają mocniej oczy, bo dziwnie je szczypią, a przecież głupio się światu przyznać, że ma się właśnie macierzyński orgazm.

Uśmiecham się, choć i mnie oczy szczypią. Mam ochotę powiedzieć – spokojnie, olejcie świat, tak jak on nas olewa, tu go nie ma. Bo czym jest świat w stosunku do Absolutu, Kosmosu, Cudu, który palcami brudnymi od czekolady, którą zeżarł, bo nie wytrzymał pokazuje na kartkę i mówi:

Narysowałam Cię. Zobac, chodź pokazę Ci jaka jesteś wspaniała i ślicna.

Dzisiaj tak się czuję. Wszystkiego najlepszego Drogie Mamy, puszczam  Wam porozumiewawcze oczko 😉 I jedziemy dalej z tym niewdzięcznym koksem pełnym uniesień i dołków!

13 komentarzy
    1. Nie poznałam Cię przez filmik dwie dychy, bo jakoś nigdy nie przepadałam za takim humorem. Zaczęłam oglądać Twój kanał na youtube, bo koleżanka udostępniła film, w którym mówisz o tym jak my matki (tak, jestem mamą) potrafimy być dla siebie okropne. Coś w stylu: nie potrafisz wychowac swojego dziecka, pomyśl, że to cudze. Każdy wie jak wychować czyjeś dziecko…
      No i się zaczęło… W ciągu jednego dnia obejrzalam wszystkie filmiki (niektóre kilka razy…), bo nie mogłam wyjść z podziwu, że ktoś po drugiej stronie ekranu może wzbudzić moje zainteresowanie. Niestety większość blogerów jak dla mnie nie ma nic do powiedzenia. Ale Ciebie uwielbiam, czekam z niecierpliwością na każdy kolejny filmik. Jak widzisz zaczęłam też czytać Twojego bloga i wiesz co??Nie wybaczę Ci, jeśli nie napiszesz książki. Juz nawet ten cały blog na papierze w ładnej okładce byłby idealną książką dla przyjaciół, którzy mają doła i chcą oderwać się na chwilę od swojego życia, od problemów i zmartwień. Mnie ratujesz niejednokrotnie, bo siedzę sama jak palec w domu z malutkim dzieckiem i mam wrażenie, że jeszcze chwila i zwariuje, albo pójdę do urzędu skarbowego i Pani w okienku usłyszy ode mnie gaga gugu Da Da Da… Uwielbiam czytać Twoje teksty, poprawiaja mi humor, wzruszają, zmuszają do myślenia, są świetne. I aż boję się myśleć, co będzie jak przeczytam wszystko…:)

  1. To mój pierwszy Dzień Mamy. Potomek ma tylko 3 m-ce i wcale jeszcze nie wie, że zmienił mi wszystko. Aż trzy miesiące. Nie wiem, kiedy to zleciało i…trochę tęsknię do chwil, gdy był tak mini mini. I trudno mi uwierzyć, że choć nie jest już mini mini, to nadal jest mini 😉 i jeszcze długo będzie. I czekam jednocześnie aż powie „mama”. I jakiś wierszyk albo cokolwiek. I wiesz co? Trudno mi uwierzyć, że było jakieś życie „przed”.
    Wspaniałego dnia!

  2. No naprawdę lubię Cię czytać 🙂 Takie dni stają się przez to fajniejsze. Bo jakoś sam nie potrafię tak przeżywać świąt. Jak mnie na takich imprezach nie ma przy dziecku, to żałuję, że nie widziałem jak się bawił, gdy nas nie było (bo wiem, że wtedy uczestniczy w zabawach, jak my jesteśmy, to siedzi przy nas, jakby nas pilnował).
    Jak jestem, to mam poczucie, że mógłbym ten czas spędzić sensowniej/wydajniej (choć wiem, że i tak by tak nie było, przepieprzyłbym tak jak większość ;)).

    Normalnie wszystko jest jakieś płaskie, głębi świat nabiera oglądany przez Twoje oczy.

  3. Sama nie jestem mamą i w sumie nie wiem czy powinnam się wypowiadać. Moja mama byłą, ironicznie, nazywana u mnie w rodzinie „Matką Polką” (posprzątane, ugotowane, upieczone – uwielbia piec i sprawia jej to radość), czasami się wkurzała, czasami uśmiechała, a czasami równie ironicznie odpowiadała na te docinki…i robiła swoje. Zamiast kasy i telefonów dostawaliśmy na koniec roku szkolnego najpyszniejsze ciasta i desery lodowe. Na koniec wakacji, które spędzaliśmy w domu, bo nie było kasy, rodzice zabierali nas na pizzę…a najważniejsze dostaliśmy siebie…rodzeństwo…dziś jesteśmy jej cholernie wdzięczni za kanapki, które zabierała nad jeziora, za domowej roboty soki, za to, że zaganiała nas do porządków, gotowania, itp. Dzięki temu nie boję się świata i wiem, że zawsze sobie poradzę. Ale wiem też, że mogę powiedzieć „mam to w dupie! Zamawiamy pizzę!” i swoim dzieciom też chcę mówić „dajcie mi święty spokój!”, bo tego też nauczyłą mnie mama! I jestem jej bardzo wdzięczna! Moja mama była matką po swojemu i naprawdę robiła to dobrze!:)
    Dziś napisałam mojej mamie, że to cudownie być córką tak niezykłej kobiety i że dziękuję jej za to, że nauczyła mnie pięknie żyć.
    Róbcie swoje drogie mamy…uczcie dzieci pięknie żyć…cokolwiek to dla Was znaczy!:)
    Prawie ryczę, a siedzę w pracy więc nie wypada!:
    Kończę…pięknego Dnia Mamy dla wszystkich Mam!:)

  4. eh, tyle łez wycisnęłaś, a ja nawet nie mam jeszcze dziecka!

    PS. Czytam od kilku lat, nigdy nie miałam odwagi skomentować. Jesteś niesamowita i kropka.

  5. I ja się wzruszyłam…dzień mamy świętuję drugi raz i jeszcze bez wierszyków i laurek. Ale jak patrzę na moją córeczkę to wiem, że nikomu nie oddam 😉 pięknie piszesz!

Napisz komentarz: Anuluj pisanie

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.