Ślub byłego

Każda z nas, Drogie Panie, ma w swoim życiorysie taki, krócej bądź dłużej trwający epizod pt. „ Miłość na zawsze”. Najczęściej sytuacja taka spotyka nas kiedy jesteśmy młode i głupie i wyrastamy z tego, jak i z trądziku i po wielu latach możemy się już tylko śmiać ze starych zdjęć, na których tulimy swoje Misie i szczerzymy zęby wklejone w pryszczatą twarz. Czas mija, każdy z naszych byłych pomalutku układa sobie życie, a nam nie pozostaje nic innego, jak skupić się na własnym i w wolnych chwilach życzyć byłemu kobiety garbatej, grubej i brzydkiej. Bo prawdopodobnie tylko na tle takiej właśnie damy same wypadłybyśmy trochę korzystniej niż zwykle.

Godzenie się z rozstaniem ma wiele burzliwych etapów. W zależności od tego, kto zawinił, po którejś ze stron na pewno pojawiają się niedługo po rozstaniu samobójcze myśli, smutne opisy na facebook’u, wystawanie pod oknami byłego partnera/-rki  z nożem tudzież gwizdanie na całą sytuację i płynne zamiana jednego mężczyzny na całe życie w wielu mężczyzn na całą noc. Biorąc pod uwagę predyspozycje i zdolności, okres poligamicznego szaleństwa trwa 3 noce. Występujące w przedziale 11 miesięcy, potem znowu się zakochujesz, albo kupujesz kota, zmieniają się twarze, kolory ramek na zdjęcia, wakacje w Mielnie zamieniają się w weekend w Zakopanem, a… czyli tak naprawdę nie zmienia się nic. Do momentu aż się zorientujesz, że czas mija, Ty nie ładniejesz i nie chudniesz, wszyscy mężczyźni są tacy sami, więc w zasadzie lepiej siedzieć w dobrym, starym, ciepłym bagnie niż biegać po polach, zamiast rumiankami, masą obcych, psich kup. Z czasem zajmujesz się rzeczami pożytecznymi, jak odkrywanie zastosowań piekarnika. Do momentu, aż do Twych drzwi puka listonosz…

Ny to się komuś podoba czy nie. W sensie, że pisanie, a nie fotel. Bo ten będzie zajebisty, ogromny, czerwony i z moim, wyhaftowanym nazwiskiem. A co!

Ahoj!

Każda z nas, Drogie Panie, ma w swoim życiorysie taki, krócej bądź dłużej trwający epizod pt. „Miłość na zawsze”. Najczęściej sytuacja taka spotyka nas kiedy jesteśmy młode i głupie i wyrastamy z tego, jak i z trądziku i po wielu latach możemy się już tylko śmiać ze starych zdjęć, na których tulimy swoje Misie i szczerzymy zęby wklejone w pryszczatą twarz. Czas mija, każdy z naszych byłych pomalutku układa sobie życie, a nam nie pozostaje nic innego, jak skupić się na własnym i w wolnych chwilach życzyć byłemu kobiety garbatej, grubej i brzydkiej. Bo prawdopodobnie tylko na tle takiej właśnie damy same wypadłybyśmy trochę korzystniej niż zwykle.

Godzenie się z rozstaniem ma wiele burzliwych etapów. W zależności od tego, kto zawinił, po którejś ze stron na pewno pojawiają się niedługo po rozstaniu samobójcze myśli, smutne opisy na facebooku, wystawanie pod oknami byłego partnera/-rki  z nożem tudzież gwizdanie na całą sytuację i płynne zamiana jednego mężczyzny na całe życie w wielu mężczyzn na całą noc. Biorąc pod uwagę predyspozycje i zdolności, okres poligamicznego szaleństwa trwa 3 noce. Występujące w przedziale 11 miesięcy, potem znowu się zakochujesz, albo kupujesz kota, zmieniają się twarze, kolory ramek na zdjęcia, wakacje w Mielnie zamieniają się w weekend w Zakopanem, a… czyli tak naprawdę nie zmienia się nic. Do momentu aż się zorientujesz, że czas mija, Ty nie ładniejesz i nie chudniesz, wszyscy mężczyźni są tacy sami, więc w zasadzie lepiej siedzieć w dobrym, starym, ciepłym bagnie niż biegać po polach, zamiast rumiankami, masą obcych, psich kup.Z czasem zajmujesz się rzeczami pożytecznymi, jak odkrywanie zastosowań piekarnika. Ażtu nagle do Twych drzwi puka listonosz…

Nie, to nie będzie scenariusz taniego pornosa, bo żyję już 24 rok i przysięgam, że żadnego takiego, który by się w takiej banalnej, prostackiej, dzikiej, spontanicznej fantazji sprawdził, nie widziałam. Listonosz przynosi zaproszenie i wychodzi. Zaproszenie nie od Play ani Polsatu, abyś zechciała łaskawie w terminie zapłacić rachunek. Tym razem, również nie z sądu. Otrzymujesz, Moja Droga, zaproszenie na ślub byłego.

Łubudub. Upuszczasz na ziemię niezniszczalną szklankę z duraleksu, która tym razem, nieco dramatycznie i teatralnie, rozlatuje się w drobny pył i nagle masz wrażenie, że grasz w Incepcji, tylko to wersja niskobudżetowa, więc nie ma w niej miejsca dla Dicaprio i jego gaży. Wybuchasz gromkim śmiechem. Wracają wspomnienia ostatniego spotkania z ukochanym XYZ. Rypnęłaś na pożegnanie klasyczne „ale zostaniemy przyjaciółmi, prawda?”, a on, o dziwo uwierzył i wziął to na poważnie, czego namacalny, papierowy dowód z wypisanym w środku Twoim nazwiskiem, trzymasz w dłoni.

Czas na plan. Data umieszczona w zaproszeniu wskazuje, że masz trzy tygodnie na pozbycie się 15 kilogramów, nadmiernego owłosienia, odrostów i kota, które źle świadczą o Twojej aktualnej życiowej sytuacji. Gdybyś była pijana i ktoś powiedziałby, że nie da się tego zrobić, pewnie ogarnęłabyś te parę drobiazgów w dwa wieczory. Tymczasem… Szukasz w szafie czegoś, co będzie świadczyło o Twojej klasie, inteligencji, poziomie, poczuciu humoru i ilości leveli  zdobytych w Tetrisie. Przyjdzie Ci do głowy, że powinnaś na takiej uroczystości wyglądać schludnie, skromnie i niewyzywająco, ale szybko stwierdzisz, że to głupie, bo przecież to oczywiste, że przyszły Pan młody nadal spać przez Ciebie nie może i ewidentnie po raz ostatni chce zobaczyć, ile stracił, zanim utraci swoją wolność, więc musisz być hot. I to nie tylko metafora tego, że jeszcze przed samą uroczystością musisz iść na solarium.Potem dociera do Ciebie, że w sumie to nie wiesz, kto Cię na ten ślub zaprosił, bo profilu akurat tego byłego nie inwigilujesz w samotne, sobotnie wieczory już jakieś cztery lata.

Masz cichą nadzieję, że utył, zbrzydł, ma na karku wyrok i sześcioro okrutnie brzydkich nieślubnych dzieci. Profilowe, informacja o miejscu pracy, zdjęcia z wakacji i z auta przynoszą gorzkie rozczarowanie. Wygląda ekstra, nosi mokasyny z Zary, pachnie Lacostem i ma się, niestety, świetnie. Na pocieszenie zostaje Ci wspomnienie tego, że aktualny fejsbukowy amant, nosił kiedyś koszulki dodawane jako gratisy do Coli, trampki za dziewięć złotych i nie używał antyperspirantu.

Oglądasz też uważnie zdjęcia aktualnej narzeczonej, więc już wiesz, że  nie musisz przejmować się swoją stylówką i spokojnie możesz wpaść do kościoła w dresie. Ona jest najzwyczajniej dobrą dupą i żaden Twój ruch ani kreacja nie zwrócą niczyjej uwagi, no chyba że wyrżniesz orła biegnąc do ołtarza w szpilkach, aby powstrzymać księdza przed założeniem obrączek, bo w polskiej wersji tego kościelnego dramatu, nie ma miejsca na teatralne” nieee”, bo nikt Cię o zdanie nie zapyta. A kiedy zastanawiasz się, czemu wybrał ją, a nie Ciebie  – po prostu spójrz na zdjęcie byłego i jego narzeczonej raz jeszcze.

Dobrze jest pójść na ten ślub razem z kimś, kto nie raz widział nas w niekomfortowej sytuacji i trzymał nasze włosy w czasie wymiotowania na imprezie. Tylko taka osoba może wykręcić Ci w odpowiedniej chwili ręce i  ze stoickim spokojem wycierać rozmazujący się w histerii tusz.Dla zabawy możesz urozmaić imprezę zawałem babci młodego i wpaść do kościoła, zupełnie przypadkiem, w białej sukience i stanąć przy ołtarzu z białą chustą krzycząc, że „Twój Ci on”, ale ten żart tylko Tobie wyda się śmieszny.

Na uroczystości ze smutkiem stwierdzisz, że nikt nie pamięta już kim jesteś, bo Twój eks miał w tak zwanym międzyczasie, zupełnie jak Ty, sześćdziesiąt cztery miłości swojego życia i tylko kilka starych ciotek wytarmosiło Cię za policzki i przysięgało, że Cię widziały, jak byłaś taaaaka mała. Zanim wybiegniesz z kościoła z płaczem przypomnę Ci, że masz na nogach drogie szpilki i nie umiesz w nich nawet chodzić. Tak, drogie buty wypełniają w życiu pustkę i nadają mu sens, ale na pewno w nich wyrżniesz.

Wracając więc, spokojnym spacerem, do domu zastanów się, czy jest się w ogóle o co szarpać, przypomnij sobie, że to Ty  z nim zerwałaś, bo bardziej niż Tobą jarał się grą w Eurobiznes, od 3 lat sama jesteś mężatką.

Amen

 

_____________________________
Niemający nic wspólnego z faktami wpis, został luźno zainspirowany ślubem jednej z młodzieńczych miłości.
Łukaszu i Ilono, dziękuję pięknie, że mogłam wziąć udział w tak ważnej dla Was uroczystości – zazdroszczę Wam takiej Miłości i życzę po stokroć wszystkiego najlepszego i nie mogę się doczekać, aż się zobaczymy ponownie 

A tak na marginesie: Śluby, narodziny dzieci, przemiany życiowe wszystkich tych panów, którzy na dłużej i krócej zagościli w moim życiu, zmuszają mnie do uniknionej refleksji, czy aby coś mi nie umyka, czegoś nie straciłam, zmarnowałam jakąś szansę… Kminię i kminie i stwierdzam, że…

NEEEE…

Biała kiecka i osesek, który miałby drzeć japę nie zastąpiłby mi nocy zarwanych nad dokumentem word i nie zmieniłby  faktu, że jedyne, czego jestem w swoim życiu pewna to to, że MUSZĘ pisać 

Zamiast zaproszeń ślubnych kupuję zatem wielki fotel-worek,  na którym leżeć będę z laptopem w dzikich pozycjach i pisać, pisać, pisać !Czy to się komuś podoba czy nie. W sensie, że pisanie, a nie fotel. Bo ten będzie zajebisty, ogromny, czerwony i z moim, wyhaftowanym nazwiskiem. A co!

Ahoj!

P.s. Ten tekst powstał ponad dwa lata temu. A teraz, w marcu 2015, sama wybieram swoje ślubne zaproszenia, a przed chwilą całowałam swoją śpiącą córeczkę. Fotela czerwonego się nie dorobiłam, ale zyskałam dużo więcej. Jakie to życie nieprzewidywalne 😉 Nigdy nie mówcie nigdy!!! :)))

45 komentarzy
  1. Przed zamiast rumiankami powinno chyba być „z”, bo trochę zdaniu tam tęskno za nim;) A poza tym wpis super:) Też chyba kupię sobie taki fotel, żeby leżeć jak leniwiec;)

  2. Jak bym czytał o sobie jak miałem iść na ślub byłej dziewczyny 😀
    Genialne!!!!
    Taki fotel to chyba i ja sobie sprawię, to jest genialny pomysł!

  3. Radomska, jaka Ty masz teraz racje. No nigdy, nawet historii spuchnietej japy, tak dobrze mi sie nie czytalo ;D
    Takie to prawdziwe. Czasem czuje sie nieudacznikiem… mam meczaca prace, tylek nie maleje, cycki nie rosna, studia przytlaczaja, a moje zycie towarzyskie ogranicza sie do wieczornych spacerow z psem… a jak okiem siegnac – wszyscy szczesliwi, z mgr przed nazwiskiem, w zwiazkach, imprezowi, ciagnacy prace na dwa etaty i inne sratytaty.
    Rozumiesz moj bol egzystencjalny?;D

    1. No aż mi cycki zmalały przez tą empatię no 🙂 Od zawsze wiedziałam, że wszyscy są szczęśliwsi, ja w zamian za to mam lepsze poczucie humoru. Kropka 🙂

      Gdzie ten spacer z psem? Bo jak jak grzyb przez laptokiem no! 🙂

      Pozdrawiam!

      1. Kurcze, Ty to chociaz cos masz… Jak Ci cycki zmaleja – nic sie nie stanie, do tego to poczucie humoru.. A ja?! Poczucia humoru za grosz nie mam, a jak cycki zmaleja to juz nic tam nie zostanie! Nic! Zero! Nul! ;D

        No w Gdyni spacer, nie zabiore Cie niestety ;P

  4. Sama Radomska młodaś oraz komentatorzy Twoim również. Tylko ja się pałętam tutaj, starucha jedna i muszę dodać (bo się uduszę): że też, kurna, jakaś była mojego męża, 29 lat temu, nie wpadła i nie rozpieprzyła mojego ślubu (np wywalając orła na środku kościoła albo wrzeszcząc „po moim trupie”). To by mogło mnie otrzeźwić, wzbudzić refleksję chociaż pt: „Co ty robisz idiotko?” No żal d….ściska

  5. drżący osesek jest niezły.
    a na ślub byłego na Twoim miejscu bym nie poszła i tyle. skoro jestes gruba, nadmiernie owłosiona i nieopalona to po co chcesz udawać kogoś zadbanego? jemu zwisasz, skoro na wybrankę życia wybrał kogoś innego.

  6. widzę, że nie jestem osamotniona w swej nienormalności.. podziwiam.. i gorąco pozdrawiam w imieniu swoim i pani, która mi te włosy trzymała… będę odwiedzać

  7. Ha….jakbym czytała o sobie. Identyczna sytuacja i ta kłębiąca w głowie myśl: ja mu jeszcze pokarze co stracił, zastanowi się dwa razy nim powie „tak”. A gdy nadszedł ten dzień zakładasz szary dres i siadasz z butelką wina i myślisz sobie „nie mam czego żałować, aż taki świetny to on nie był :D”

  8. Ech… aż żałuję, że chyba miałam za mało byłych i żaden mnie na ślub nie zaprosił… to mogłoby być coś 😉
    Bardzo lubię Ciebie czytać! Nie przestawaj! Mogę się nawet zrzucić na fotel 😉

  9. Kobieto pisząca bloga – bardzo szczerze dziękuję za fantastyczną poprawę nastroju. Nie znam się na płodzeniu tekstu, ale czyta się Ciebie rewelacyjnie.

  10. A pisz, pisz, calkiem fajnie Ci to wychodzi. A, wlasnie ktos to tez napisal, ale co tam, co z serca to i z klawiatury.

  11. noo super tekst 🙂 będę zaglądać częściej 🙂
    ps. gdzie można kupić taki fotel? bo ja ciągle na laptopie pracuję i nigdy przy stole/biurku bo nie mam tam weny 🙂

  12. hm…tekst jest napisany w sposob śmieszny i dosc konkretnie się uśmiałam. Niemniej jednak tak na serio to powinnas wziac obecnego chlopaka (albo kumpla), wybawic sie na imprezie i nie myslec juz o ex. Daja żarcia za 200 zł, jest luz, to skorzystac, a nie zastanawiac sie co robi pan ,,przezroczysty” z pania ,,przezroczysta”. Mowie,,przezroczysty” bo jak dla mnie naklejka ,,zajety” = nieatrakcyjny – nie wiem czemu?

  13. Genialne o zgrozo za ok 8 miesięcy mój ex po drodze przyjaciel bierze ślub hm nadal zastanawiam się dlaczego może to te głupie sentymenty ale dzięki twojemu wpisowi wiem ze NIE WARTO sie nad tym zastanawiać….

  14. Hmm ja tam zawsze mówię, że po 10 latach to zazwyczaj wychodzi się za dobre sprawowanie, a ja się nadal męczę 🙂 Żadnych byłych żeniących się nie odnotowałam, zatem nie dało się ani orła ani nawet kury wywinąć a szkoda 🙂

  15. niezła komedia, scenariusz na fragment filmu gotowy, nie udzielam się komentarzowo, ale tym razem nie mogłam się powstrzymać i biję BRAWO, szczególnie opis osoby zaufanej przypadł mi do gustu, na szczescie mam taką;)

  16. Tak, ślub byłego to ciężka sprawa. I nieważne czy ona jest brzydka, czy raczej my jesteśmy paskudne. Nieważne, że mamy u swego boku ukochanego mężczyznę, który świata za nami nie widzi. Ważne jest to, że NASZ były, NASZ znienawidzony EKS bierze ślub!!! Że zamiast gnić w jakimś barze i umierać z tęsknoty za nami, on śmiał znaleźć szczęście. Dwa wieczory pijemy wino z najlepszą przyjaciółką, która pamięta tego drania, który zmarnował nam 3 miesiące, najlepsze miesiące naszego życia, a potem raczył „dla naszego dobra” odejść!!! Idziemy na ślub, w końcu. Siadamy w tej piekielnej ławce, w nowej sukience z ukochanym mężczyzną, który sam nie wie co się z nami dzieje. Patrzymy na Pana Młodego wzrokiem pełnym nienawiści i nagle uświadamiamy sobie, że już nam na nim nie zależy. Patrzymy na niego i zdajemy sobie sprawę, że cieszymy się jego szczęściem. I swoim przy okazji. Bo to dzięki tamtemu kretynowi siedzimy u boku wspaniałego mężczyzny, a na naszym palcu błyszczy skromny pierścionek zaręczynowy, ale dla nas jest najwspanialszym klejnotem na świecie. Wszystkiego dobrego wszystkim EKS, którzy nas zostawili i się żenią!

  17. Byłem z tej „drugiej ” strony. Qrcze, udawane szczęście i napewno zaproszenie kogoś kto powiedział ” spadaj „. Zastaw się a postaw się 🙂 i udawaj, że ta co stoi razem przed ołtarzem to ta „jedyna”. A tak naprawdę to ta następna to tylko ersatz . Bo prawdziwa jest TYLKO ta pierwsza.

  18. A dla mnie to takie żenujące… to już nie jest Twój facet – więc albo ten ślub olej – albo ciesz się jego szczęściem. Poza tym laski – dlaczego jesteście takie głupie i wzorem facetów porównujecie się między sobą tylko wyglądem. Mój mąż ceni u mnie przede wszystkim osobowość. I nie wyobrażam sobie, by było inaczej. I nie dlatego, że jestem brzydka, ale nie mam mieć chorych kompleksów… A tutaj takimi kompleksami daje. Takim poziomem gimnazjum trochę. Człowiek dorosły, jak sam ułożył sobie zycie potrafi cieszyć się z cudzego szczęścia. To, że się z kimś było, mimo że już po tym, to jednak też czegoś każdą z nas nauczyło… i choćby za to należy się wdzięczność. A co do „oseska drącego japę” – prymitywne to było. Jeśli celem Twojego życia jest praca, praca, praca i tworzenie różnych rzeczy, których nie będziesz miała komu zostawić to mi Autorki żal. A jeśli zamierza mieć dzieci w wieku 35-45 lat, to również przykre – bo nie będą wiedziały jak do niej mówić – mamo, czy babciu. I na koniec – czas mija, a najwartościowsi faceci się wiążą. Zostają olewacze, przelatywacze i cała reszta odpadów… którzy w dodatku będą patrzyli na coraz młodsze… na co tu czkekać?

    1. „Taki poziom gimnazjum trochę” No ja się z Tobą zgadzam! Żeby zrozumieć ironię i satyrę trzeba więcej. Więc nie pozostaje Ci nic innego, Kaziu, jak uzupełnić wykształcenie ;-)))))

    2. Zawsze mówię, że przed skomentowaniem warto rozejrzeć się po blogu.. albo chociaż tekst do końca ogarnąć.
      To jednak dobra metoda :]
      Pozdro Radomska pomyśl o dziecku, o dziecka zrobieniu, bo tylko praca i praca :*

  19. fotel czerwony wypchany steropianem posiadam. laptop tez. super! teraz tylko wena i blog:-) ale mi sie strasznie nie chce. wole poczytac:-) pisz kochana!

  20. Uśmiałam się, a później zaczęłam dumać.
    Bo masz, rację, Masz rację, cholera jasna!
    Choćbyśmy udawały zimne suki, które raz po raz wraz z utratą tej „miłości na zawsze” zamykają z hukiem kolejne rozdziały życia, i pomimo, że jednak to uczucie przepadło tak szybko jak bańka mydlana, to zawsze pozostanie ukryty głęboko sentyment. Niby zwykłe wspomnienie, które wydawać by się mogło nic nie znaczy, wbrew pozorom potrafi wywołać momentalnie burzę w naszych głowach, wystarczy odpowiednia sytuacja.
    I niekoniecznie musi być to ślub, chociaż niezaprzeczalnie jest to nr 1 w tej dziedzinie 🙂
    Sama wieść, że naszemu EX jest dobrze, potrafi wyzwolić z nas nieprzewidywalne pokłady energii. Bo mimo, że nigdy nie przyznamy się oficjalnie, to nigdy nie widziałyśmy się w roli jego przyjaciółki, a jedyne czego byłyśmy i nadal jesteśmy w stanie mu życzyć, to to by zawsze nam lepiej niż jemu. Żeby do końca swoich dni przepełniony był żalem przez to co bezpowrotnie utracił i żeby na każdym kroku los przypominał mu, że byłyśmy jego wygranym losem na loterii, bez którego jest teraz tylko zwykłym szarym człowieczkiem, bez większych perspektyw na przyszłość.
    Tak jest, to niestety fakt.
    Ale wydaje mi się, że facetów też to dotyczy. Ich samczy umysł również pragnie łechtanie swojego ego niepowodzeniami byłej ukochanej, które zawsze wytłumaczy sobie tak, by powodem był brak jego osoby przy jej boku.

  21. Osesek drżący japę wskazuje wyraźnie, że daleka droga jeszcze przed tobą, jeśli o pisanie chodzi. (Nie mam tu na myśli wyłącznie ewidentnego błędu ortograficznego – za to najprawdopodobniej należałoby winić autokorektę w oprogramowaniu). Nawiasem mówiąc takiej na przykład Musierowicz dwójka (a potem i czwórka) dzieci nie przeszkodziła w pisaniu.
    Z drugiej strony ten drżący japę osesek to jeden z nielicznych momentów kiedy się uśmiechnęłam.

    W przerwach między namiętnym stukaniem w klawiaturę zalecam lekturę Jane Austen – ona wiedziała, jak wsadzić szpilę, podsypać ironii i dodać dowcipu bez wrażenia, że autorka się stara za bardzo.

  22. Dobry temat, jak i każdy ślub: skrzyżowanie cyrku olimpiady i karnawału w Rio – może zresztą bardziej mi chodzi o wesela.
    Ale…
    Nie czytam cię jakoś bardzo regularnie, z przerwami raczej, przyznaję, ale za każdym razem mam wrażenie że jesteś coraz młodsza i młodsza… (jednak nie w sensie że młodniejesz 😉 tylko… no, może zinterpretuj to sama)

    „Śluby, narodziny dzieci, przemiany życiowe wszystkich tych panów (…)zmuszają mnie do (…) refleksji, czy aby coś mi nie umyka, czegoś nie straciłam, zmarnowałam jakąś szansę.”
    To ile w końcu masz lat? Sadziłam że około 24, a tu taka stylizacja… kogo jak kogo ale ciebie ta kultura młodości jako sacrum, co to wszystko powinna wiedzieć i przeżyć w 24 wiosny, nie powinna aż tak przemielić…
    Myślę że chciałabym cię poczytać za 10 lat.
    (To zaowalowany komplement – jakby co 😉

  23. z tym listonoszem to pojechałaś po rajtach 😀 nie zgadzam się, absolutnie! Chyba ten Twój to jakiś stary i mało jurny 😛
    by the way, dajesz rade…

  24. Nie dokopałam się do tego tekstu wcześniej, więc dobrze że teraz przeczytałam bo jest fenomenalny, mimo że z wczesnych lat. Czytam i momentami jakbym o sobie czytała, zwłaszcza od zdania „Przyjdzie Ci do głowy, …”. Uśmiałam się i tym miłym akcentem zamknę dzisiejszy maraton po blogach. Dzięki za miłe zakończenie wieczoru 🙂

  25. Trochę nie na temat. Jeden z Twoich postów przesłała mi siostra i od momentu zajrzenia na Twój blog wiedziałam, że jesteś tak pozytywnie rozwaloną kobietą (mam nadzieję, że się nie obrazisz – to komplement), że na pewno będę tu stałym bywalcem. Na żadnym blogu się tak nie uśmiałam, a więc PISZ, PISZ, PISZ!

  26. Hahaha 🙂 uczciwie i szczerze się uśmiałam 🙂
    Chociaż powiem szczerze,że jeszcze ani razu nie dostałam zaproszenia na ślub byłego 🙂 to pewnie dlatego,że żaden poza jednym jeszcze się nie ustanowił 🙂 sama też nie planuje ich zapraszać! 😀
    Swoją drogą patrząc na tego zonatego sprawdza się teoria o garnie i brzydkiej żonie 🙂

    Pozdrawiam!
    PS. Jak tam przygotowania do Twojego Wielkiego Dnia? 🙂

    http://www.niedoskonaloscperfekcyjna.blogspot.com

Napisz komentarz: Anuluj pisanie

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.