Może Ty mi podpowiesz?

Jako dziewczynka, marzyłam o tym, żeby zostać aktorką. Wpieprzałam się we wszystkie przedstawienia. Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że Ci którzy mnie wtedy znali, chodzili ze mną do szkoły, najzwyczajniej mną rzygali. Radomska narratorka, Radomska śnieżynka, Radomska w przedstawieniu o Aids, jasełkach, na 3 maja, z okazji śmierci papieża. Byłam Herą, królową, narratorem, owieczką, chochliczkiem- przyrodoniczkiem. Nigdy Maryją,bo w scenariuszu nie było miejsca dla pyzatej,zezowatej, raczej brzydkiej dziewczynki w grubych jak denka od coli szkłach.

Co roku brałam udział we wszystkich konkursach recytatorskich. Nie odważyłam się zdawać do filmówki, bo zeżarły mnie kompleksy. Bo pojęłam o co mi chodziło – tylko udając kogoś, kim nie byłam, mogłam czuć się pewnie. Bo jeżeli komuś się to nie podobało,zawsze mogłam powiedzieć, że to przecież nie ja, to tylko rola. Bycie kimś innym dodawało mi odwagi i wyposażało w poczucie winy. Wiem, że byłam żenująca, w wieku 12 lat recytując wiersze o złamanym sercu, mówiąc przez nos, pełna egzaltacji i westchnień. Po prostu dobrze mi było, kiedy nie byłam  sobą.

Wychowałam się w środowisku, gdzie życie zawsze musiało dawać po dupie, gdzie toczyło się od ślubów do pogrzebów. Praca musiała być ciężka i znienawidzona. Codzienność przytłaczająca. Wszystko inne – szare.

Wyprowadzka z domu sprawiła, że zaczęłam spotykać na swojej drodze ludzi, którzy żyli zupełnie inaczej. Głosili pięknie hasła o tym, że chcieć to móc, że życie jest  w moich rękach, że muszę chcieć i bardzo się starać. Dwa światy.

To było tak oczywiste, że aż niedorzeczne. Wracałam do rodzinnych stron i zastanawiałam się, dlaczego tam ludzie ciągle żyją za karę. Od pierwszego do pierwszego,  byle do piątku. Nigdzie nie wyjeżdżają, nie rozmawiają o niczym przyjemnym, a od rzeczywistości uciekają na ogródki działkowe, pijąc piwo i jedząc kełbasę z grila. Wierząc, że to szczyt ich możliwości.

I choć minęło już kilkanaście lat, nadal czuję się tak samo. Wciąż jestem Olą z Niewiadowa, która wie, że życie to dziwka. Spotykam jednak na swojej drodze ludzi, którzy święcie mnie przekonują, że tak nie musi być. I cyklicznie szkolę się w sztuce teleportacji.

Kiedy rozmawiam z kimś, kto przekonuje mnie, że mogę wszystko, że jestem młoda, inteligentna i zdolna, mam ochotę napluć mu w twarz i rozszarpać, walnąć w pysk na otrzeźwienie. Skoro mogę wszystko, to chyba wybieram akurat to,co nie najlepsze. I nie mogę się pogodzić z tym, że mój tata nie ma pojęcia, że może wszystko, że wie tylko, o tym, CO MUSI. Chciałam być małym mesjaszem i pokazywać ludziom, szukać dowodów, że ich prawda to bzdura. Sęk w tym, że bardziej niż to, jak wygląda ich życie, przerażały ich ewentualne zmiany. A ja nie miałam przecież ani jednego argumentu, żeby udowodnić, że nie mają racji.I nadal go nie mam.

Kiedy spotykam kogoś, kto przypomina mi osoby, wśród których dorastałam, kto narzeka, robi z siebie męczennika, Jezuska, który dziarsko, ciut teatralnie, dzierży swój krzyż, znów robię się agresywna. Bo jak jest tak strasznie, to po co to wszystko, kto kto cię zmusza, a próbowałeś inaczej? Żyjesz jak niewolnik z własnej woli, bo jesteś tchórzem, który nawet nie próbuje nic zmienić. Ale ja przcież nie mam ani jednego argumentu, żeby udowodnić, że nie mają racji.

I chyba pora pogodzić się z tym, że zawsze będę gdzieś pomiędzy.

Piszę o tym, bo kolejna próba znalezienia pracy kończy się chyba fiaskiem, z przyczyn niezależnych. Bo co prawda jestem młoda, wygadana i zdolna, ale przyczyny niezależne nie są tym zainteresowane. I za każdym razem, kiedy już szukam, najlepiej niewygodnych, drucianych szelek, które pomogą mi wyciągnąć z komórki mój krzyż i zestawu do biczowania, wydarza się jakieś małe alleluja.

Jak zaproszenie na przesłuchanie. Zaproszenie dla mnie. Oli Radomskiej, z Niewiadowa. Nikogo znikąd. bez pleców, fotogenicznej japy, taty w zarządzie. Na przesłuchanie do nowego programu. Bo jestem, ponoć taka wygadana, inteligentna i mam talent.

Nagrywam wszystko za pierwszym razem, chyba trochę zadziwiam Pana W., który ofiarowuje mi tą szansę. Ja jestem zdziwiona bardziej. Kiedyś marzyłam o pracy w radio, ale na pewno nie w TV, tam przecież bardziej obchodzi kogoś, jak wyglądasz, a nie, co masz do powiedzenia. Bo słucha się MP3, a nie przeciętnych Radomskich. Choćby nie wiem, jak błyskotliwych i wygadanych.

Kiedy cieszę się z pierdół, drugi świat krzyczy, że stać mnie na więcej, że powinnam walczyć, czekać, że ktoś doceni, zobaczy, wynagrodzi.

A kiedy zaczynam po cichutko wierzyć, że jednak mogę więcej, że nie potrzebuję kompromisów, że nie muszę ograniczać marzeń do remontu kuchni i kupna używanego golfa, że „jeżeli moje marzenia mnie nie przerażają to znaczy, że są za małe i za skromne”, słyszę – prr, nie zapomnij kim i skąd jesteś. Ciesz się, że w ogóle ktokolwiek zwrócił na Ciebie uwagę i dał Ci nadzieję na to, że da Ci szansę.

Milczę pokornie, bo ciągle nie mam zdania. Nie mam już pomysłu na to,co dalej.

Nie marzą mi się salony i bankiety, zeżarły by mnie kompleksy. Kto z resztą pozwoliłby na to, żebym hasała po wielkim świecie w rozklejających się butach i płaszczyku cholernie nie ciepłym, bo z wyprzedaży, których się nie wyrzeknę, bo zawsze będę Olą z Niewiadowa, którą boli serce jak ma wydać na coś więcej niż pięć dych.

Czasem jednak rola pokornej dziewusi z prowincji uwiera.

Miałabym ochotę krzyknąć do tych Wielkich i Ważnych: przestańcie mnie kurwa klepać po ramieniu i powtarzać, że jestem ekstra i jeszcze wszystko się odwróci, bo Wy macie możliwość, żeby sprawdzić, czy to prawda,bo wasze słowa brzmią jak  żałosne „WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO Z OKAZJI IMIENIN” – frustruje, nic nie wnosi, niczego nie zmienia. A do mniejszych i umęczonych: Mi też jest ciężko, ale najciężej jest mi zrozumieć, dlaczego ma być mi trudniej i gorzej od tych, którzy tak jak ja, mają ręce dwie, nogi, jakiś talent i którym coś się udaje. I nikogo nie udają.

A może nie widzę przez tą zimę, przecież ciągle parują mi szkła.

Ta zima kiedyś musi minąć, a ja dowiem się, gdzie moje miejsce. Gdziekolwiek się nie znajdę, nie chcę się zmieniać. Bo tylko to, że mam wątpliwość, że stoję w rozkroku sprawia, że stawiam kroki mocno wbijając podeszwy w ziemię. Mam zdarte fleki i rosnące przekonanie, że dopóki nie gram, nie udaję, los rzuci mnie tam, gdzie moje miejsce.A,z racji natury mojej i wątpliwości ciągle będę kminić – dlaczego, po co, czemu tak mało lub aż tyle i próbować inaczej, gdzie indziej, mocniej, więcej.

To,co stałe w moim życiu to ciągłe zmiany.

Może ty mi powiesz, jak to jest – chcieć to móc, czy lepiej niczego nie oczekiwać, żeby nie przegapić niespodziewanego i nie cierpieć z powodu tego, co tak naprawdę nigdy miało się nie zdarzyć?

I co dalej?

29 komentarzy
  1. A może to jest to coś pośrodku. Nie będziesz niczego oczekiwać to nic nie dostaniesz. Będziesz oczekiwać za dużo – rozczarujesz się, a to napasie Twoją depresję i poczujesz się jeszcze gorzej. Może nie myśleć, co się powinno, tylko co się chce i olewać wszystko inne. Powinnaś chcieć więcej?.. Kto tak powiedział. Chcesz za dużo?.. j.w. Rób swoje. Nie jesteś aż tak ważna, bu swoim życiem doprowadzić do katastrofy. Jesteś natomiast aż tak ważna, że nie możesz swojego życia spieprzyć we własnym rozumieniu tego słowa. Dlatego rób to, co uważasz za słuszne. I bądź szczęśliwa, bo nikt inny za Ciebie nie będzie.

  2. Takie to inne od tego, co pisałaś wcześniej, ale niestety prawdziwe… To przytłaczające, że teraz tak właśnie ma wyglądać życie młodych ludzi, którzy zamiast cieszyć się życiem zastanawiają się, co tu robią i czy pasują do wyznaczonych nie wiadomo gdzie i przez kogo standardów… Dookoła słyszymy tylko wzajemnie wykluczające się „porady”, jak żyć. Sama ostatnio zaczęłam się zastanawiać nad tym, czy to, co robię ma jakiś sens (lepiej, żeby miało, bo nie mam poza tym innego celu), osiągnęłam coś, o czym marzyłam od dawna, ale w zamian straciłam coś bardzo cennego. Myślę, że teraz najlepiej jest walczyć do końca o to, czego się pragnie, nawet jeśli nie przynosi to spektakularnych efektów. Przynajmniej za jakiś czas nie trzeba będzie zarzucać sobie, że można było więcej zadziałać. Nikt niczego nie da na za darmo, więc myślę, że do upadłego należy się realizować, bo naszej satysfakcji nikt nam nie odbierze. Piszesz, że masz problem z pracą, ale spójrz jak niewiele jest ludzi, którzy mogą czerpać siłę tak, jak Ty : z bezinteresownej pomocy innym. Pomyśl, że dla nich jest bez znaczenia, czy masz robotę, czy nie, że są ludzie, którzy akceptują Cię taką, jaka jesteś teraz, w tym dokładnie momencie. I w każdym innym też! Mimo wszelkich przeciwności napędzaj się tym, co tak wspaniale potrafisz podarować innym i wykorzystaj to do walki z tym popapranym światem, żeby udowodnić, że nie jesteś byle kim, że masz jakiś cel i go osiągniesz. Na złość wszystkim. Naprawdę wierzę w Ciebie. Znam Cie tylko na podstawie Twoich wpisów, ale mam nieodparte wrażenie, że jesteś absolutnie wyjątkowa. Także do dzieła Radomska! 🙂

  3. Ola wiesz, że jestem mieszkanką Warszawy , ja nigdy nie miałam odwagi występować i pchać się na przedstawienia , nigdy nie wystąpiłam na żadnym apelu ani w żadnym przedstawieniu, nie mam pracy mimo wykształcenia , wiesz co ostatnio robię statystuje w filmach po 16 godzin za 16 godzin, bo pokonuje swoje lenistwo i samą siebie, nie mam stabilizacji u mnie przez całe życie nic nie jest konstans, jednego dnia sprzątam, drugiego dnia udzielam korepetycji , trzeciego dnia piszę artykuł za 10 zł za 3600 znaków ,ale nie czuję się Chrystusem, podczas spotkań na planie ze znanymi aktorami czuje się jak na oddziale psychiatrycznym,podśpiewują , w przerwach między klapsami gadają do siebie,, wygłaszają monologi ,a ja czuje się jak na oddziale psychiatrycznym , chociaż wiem ,ze oni tylko udają ,ze są tak szaleni , nie mam parcia na salony ,ale mam nietuzinkową osobowość , a ty genialna małolato też masz , rób swoje, roztaczaj inteligentny czar , jesteś ładna wygadana i charakterystyczna i nie poddawaj się . W moim wieku stabilizacją , jes mój niemąż od 12 lat ten sam .

  4. Życie to sztuka wyboru. Twoje życie – Twój wybór. Będzie takie jakie sobie ulepisz. Lepiej żałować że się coś zrobiło, przeżyło, choćby czegoś spróbowało niż żałować do końca życia, że nie wykorzystało się szansy. Jak uważasz?

  5. Tak po pierwsze – czytam Twojego bloga od ponad roku i czytac bede dokad bedziesz go pisala.
    Po drugie – ja tez jestem dziewczyna z prowincji, pewnie jeszcze mniejszej niz ten twoj Niewiadom. Wychowalam sie w podobnej do Twojej rzeczywistosci, od pierwszego do pierwszego, wsrod smutnych ludzi zyjacych smutnym zyciem. Ale nie dalam sie. Zawsze wiedzialma, ze nie chce byc z byle kim, zyjac byle gdzie. W 2006 w wieku 19 lat przekonalam rodzicow, znalazlam sposob i wsiadlam w samolot do Seattle z przesiadka w NYC. Mialo byc na rok, moze dwa… po dwoch zmianilam wize i dostalam sie na studia – drogie jak cholera, mialo byc na dwa lata ale wtedy poznalam Mojego Niemeza, dzisiaj njuz Meza ktory uchylil mi kawalka nieba. Moj Hiszpan jest niesamowity, nigdy w zyciu nie pomyslalabym, ze czlowiek moze byc tak szczesliwy…. Jestem kochana, szczesliwa, zyje w niesamowitym miescie jakim jest Seattle, zwiedzam Swiat z moim Hiszpanem i zyje zyciem o jakim nigdy nie marzylam.
    Nie daj sobie wmowic, ze za nisko czy za wysoko mierzysz… 5 lat temu 500$ w kieszeni i rok w Seattle, po to by nauczyc sie jezyka bylo szczytem marzen. I smutne jest to, ze ten moj szczyt dla wielu mlodych ludzi z mojej prowncji byl czyms niewobrazalnym.
    Prawda jest taka, ze chciec to moc ale takze to 'moc’ zawdzieczasz szczesciu i otaczajacej Cie rzeczywistosci!

  6. Myślałam, że to będzie jakiś wartościowy blog – a jednak okazał się jednym wielkim marudzeniem i pożywką dla nieudaczników. Żegnam i życzę powodzenia zarówno autorce, jak i czytelnikom.

  7. mnie tez czasem dopadają takie mysli… ale wtedy pomyśl co masz. Jesteś zdrowa? Masz rodziców? Masz gdzie mieszkac? masz ukochanego? masz przyjaciół? pomyśl, ilu ludzi nie ma nawet tego…

  8. Wow, miałam dziś rozkminę na dokładnie ten sam temat. :>
    Przeszłam podobną drogą jak Ty – do momentu wyprowadzki z domu byłam trochę taką brzydką, żenującą dziewczynką żyjącą za karę. Potem nagle się okazało, że ojej, można inaczej.
    Mi na początku pomogło nie oglądanie się na innych. Robić swoje najlepiej jak się umie i dążyć do celów. SWOICH własnych celów. Wezmą Cię za wieśniarę, idiotkę? Whatever. Być może kiedyś to oni będą Cię naśladować. A, i wiem, co jeszcze. Ktoś mi kiedyś powiedział „wstyd to przyzwolenie na bycie przedmiotem, który ktoś ogląda i ocenia”. Wzięłam to dość dosłownie i od tamtej pory pracuję nad tym, by nie dać nikomu tej satysfakcji. Ja to ja i wara innym od tego, strasznie fajnie się żyje bez poczucia zażenowania sobą.
    A co do argumentów dla męczenników – czy Ty sama nim nie jesteś? 🙂 Można? Można. Paczajcie i żałujcie, że Wam się nie chciało odszufladkować mózgów.
    Wybacz, że tak się wcinam ze swymi „mondrościami”, zwłaszcza że to mój pierwszy komentarz tutaj. Ale sama chwilę temu się wewnętrznie gotowałam pod kątem znajomych, którzy niemal wszyscy mają życie do bani. No żesz ..rrrrwa. 😉

  9. w moim mieście na jednym z budynków dużej galerii (sztuki co ważne) wywieszone ogromne płótno z niechlujnym napisem 'nie licz na nic’, po jakimś czasie w rogu materiału ktoś pokusił sie o dopisanie małymi literami 'licz na wszystko’. Po jakimś czasie dopisek został zamalowany. widząc to, uśmiechnęłam sie sama do siebie. wydało mi sie to maks wymowne, z drugiej przypadkowe, dokładnie tak jak przypadkowe jest chyba to jak nasze oczekiwania odnoszące sie do tego co nas spotyka. sama rzygam wszelkimi tekstami jak mam podchodzic do zycia, jak o sobie myslec. wszystkie te gówniane gadki są tak abstrakcyjne, że aż bolą, tak jak boli rzeczywistość. sama wiem tyle co nic, ale pewna jestem jednego, ze trzeba brać i czerpać jak sie da i pierdolić smęty.
    a co do oczekiwań jeszcze, licze głeboko ze konczac architekture dostane jakas fajna robote i bede popieprzać w ołówkowej spójdnicy z teczką i zadartym noskiem. skonczy sie jednak pewnie tylko garbem od ślęczenia przed kompem, ale chyba nikt nie powiedział, ze nie mozna byc szczesliwym mając garba, wiec co, bede elastyczna i sie nie dam do cholery.

  10. Bardzo mi mnie przypominasz. Też wyrastałam w takim środowisku, aż nagle znalazłam się w dużym mieście. I tutaj rozterki…

    Chcieć to nie znaczy móc, chcieć – to znaczy możliwość próby.

    Ale ogólnie jestem pośrodku. Trza działać, zmieniać, pracować. Czy oczekiwać? Nie. Przyszłości nie znamy. Możemy tylko mocno wierzyć, ale nie oczekiwać ( wiem, jakie to trudne).

    Co najważniejsze? Ufać sobie i swojej intuicji.

  11. Radomska… kiedyś Ci napiszę jak to może w życiu być… dzisiaj powiem tylko, że gdy w życiu chce się wejść na szczyt to musi być pod górkę….

  12. Tez jestem takie dziewczatko z „Niewiadomoskad” i tez chcialam byc zauwazana. Czasem posuwalam sie do tego, by stac w kacie ze smutna mina i czekac az ktos podejdzie, przytuli, pocieszy. Ktos mi powiedzial kiedys, ze to nie dziala. Nie uwierzylam. Mam 32 lata. Sprawdzilam. To nie dziala. Badz szczesliwa jak powiedziala Joanna. Brzmi glupio. Dziala. Szczescie z wyboru. Usmiech na sile. Na poczatku, a potem lawina przyjemnych zdarzen. Moze pisze te wypociny pod wplywem ksiazki „The Secret” (a propos, pytalas o temat – moze o ksiazkach cos), a moze warto popatrzec na zycie tych, ktorzy mowia, ze mozesz wszystko, że jestes młoda, inteligentna i zdolna – sa szczesliwsi od tych co narzekaja?
    A propos „wszystkiego najlepszego w dniu imienin” – ten tekst sprawil, ze unikam tego wyrazenia: http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/lifestyle/art,393,zyczenia-.html

  13. Myślę że za dużo uwagi poświęcamy zastanawianiu się jak żyć, zamiast po prostu żyć. Muszę zaznaczyć że tez jestem z prowincji ale o boszzze to żadna tragedia. Cześć! jestem z prowincji – już mam czuć się gorsza? strasznie śmieszy mnie to zwalanie na pochodzenie, kształt twarzy czy przykrótkie nogi. Zapewniam że na wszystko jest czas, wszystko ma swoje miejsce i prędzej czy później wyjdzie na nasze.

  14. Wiem, że dziś to ja jestem ta marudna i przez jakiś czas będę monotematyczna, bo każdy potrzebuje czasu na żałobę po 4 latach życia. Bo skoro dziś tak prywatnie i szczerze się robi to…Odeszła, bo powiedziała, że ze mną zbyt ciężko życ i nie ma już sił. Ja wiem, że bywam zbyt „czarna”,a zycie potrzebuje kolorów.Zgadzam się z tym, ale nie do końca, bo kto jak ja mimo wszystko optymistycznie i naiwnie wierzy, że ludzie są skorzy do zmian, że kiedyś będzie lepiej, że ludzie staną się kiedyś bardziej ludzcy, że pewnego dnia wyrwę się z toksycznych sideł mojej rodziny i będzie mnie cieszyc kawa zaparzona we własnym ekspresie, obiad ugotowany we własnej kuchni i film obejrzany na swoim telewizorze? Kochana jesteś autorką pojęcia „Radomśc”, więc dziś w ten niedzielny poranek spójrz na tą przeszłośc na chwilę, tylko jeden błysk i zobacz ile złego już za Tobą. Wyrwałaś się, wypłynęłaś na drugi brzeg, dziś wielu ludzi pokochało w Tobie tę 12latkę z grubymi szkłami za to jaka jest, a nie kim chce byc. Na wszystko w życiu przychodzi czas, przyjdzie i na zajebistą pracę:)

  15. Życie to dziwka, nie należy po nim za dużo oczekiwać. Bo gdy to robimy przychodzi taki dzień kiedy dostajemy kopa w dupę od rzeczywistości i z marzeń robią znowu się mrzonki. Dzieję się to niezależnie od nas .. taki kaprys losu. Zostaje tylko egzystować na tym padole z nikłą nadzieją ,że cokolwiek się kiedyś zmieni.

  16. Głupio chyba zabrzmi ten mój komentarz, ale cóż. Może nie powinnam się wypowiadać, bo jestem jedną z tych osób, które mają dosyć łatwy start w życiu – nie ekstremalnie, nie mam żadnych pleców ani wujków tam czy siam, mam za to rodziców, którzy niesamowicie dużo wsadzili w moje wykształcenie. Chociaż z drugiej strony… Oni umożliwili mi naukę i rozwój, ale rozwijać chciałam się ja, a też nie każdy korzysta z takich możliwości, widzę to po znajomych, którzy mają dużo więcej kasy i możliwości ode mnie, a płaczą, bo koleżanka ma już iPoda najnowszej generacji, a posiadają jeszcze egzemplarz z poprzedniej. Cóż.
    W każdym razie: według mnie jak najbardziej warto oczekiwać! Też nie wszystko mi w życiu wyszło, też spotkało mnie parę rozczarowań (marzyłam przez pięć lat o konkretnej uczelni i wszystko temu podporządkowałam, łącznie z wczesną wyprowadzką z domu ze względu na szkołę – a trema mnie zżarła podczas rozmów kwalifikacyjnych…), teraz też czasem zdarza mi się zapłakać, bo jestem daleko od domu, od Lubego, od starych przyjaciół, skupiam się, poniekąd, na baaaardzo raczkującej karierze. Ale mimo wszystko… Odliczam dni do kolejnego lotu do domu i to daje mi niesamowicie wiele radości, a te płatne praktyki, jakimś cudem wywalczone w dobrej firmie na stanowisku, które bym chciała – ogrom satysfakcji. I na tym staram się skupiać.
    Wiem, ze to nie dla każdego, nie każdy jest Anią z Zielonego Wzgórza, żeby lecieć wysoko, potem spadać ostro w dół i jakoś się z tego podnosić. Ale z drugiej strony – nie lepiej chociaż czasami być szczęśliwym?
    Zresztą, nie graj takiej obojętnej na życie – gdybyś miała absolutnie wszystko w dupie i niczego juz nie oszukiwała, nie działałabyś jako wolontariuszka. To może troche co innego, bo nie oczekujesz tutaj szczęścia dla siebie, chcesz pomóc komuś innemu – ale jestem pewna, że daje Ci to satysfakcję i radość. Chłopak, którym poprzednio się opiekowałaś, odszedł – ale to nie powstrzymało Cię od zajęcia się Księżniczką, więc jest gdzieś w Tobie ta waleczność. Znajdź jej po prostu trochę też dla siebie. Trzymam kciuki.

  17. Radomska, marz! tego Ci nikt nie zabierze. Skąd będziesz wiedziała, w którą stronę iść, próbować iść, jeśli nie będziesz marzyć?? Trzeba chcieć. Od tego wszystko się zaczyna. Twój blog, studia, Niemąż. Najpierw zaczęłaś CHCIEĆ. I to działa.

  18. Ola, szczerze?
    Cholera wie…

    Ja myślę, że nie można popadać w skrajności. Nie można czekać, aż coś się samo wydarzy, bo możesz się nie doczekać. Z kolei działając „na wariata” nie zwojujesz zbyt wiele. Trzeba znaleźc złoty środek. Jak? Powtórzę: „Cholera wie…”. Sama nie umiem, ale próbuję. Możesz spróbować i Ty. Co Ci szkodzi?

    O tym, kim jesteś i skąd, pamiętać powinnaś. Dzięki temu jesteś, taka, jaka jesteś; to Cię ukształtowało i może bez Niewiadowa nie byłoby Radomskiej, którą tyle osób uwielbia (a niektórzy nawet kochają).

    A co do klepania po ramieniu – mogę nie klepać, proszę bardzo. Mogę nie mówić, że się jeszcze wszystko odwróci. W sumie pewności żadnej nie mam… ale ja w to wierzę… bo w coś wierzyć trzeba. Wiara umiera ostatnia. Bez wiary się jeszcze nikomu nic nie udało, a ja bardzo bym chciała, żeby jednak było fajnie w tym moim życiu. Więc sobie wierzę…

    Możesz i Ty.
    Nie musisz, ale możesz.
    Przemyśl to.

    Z gorącymi pozdrowieniami,
    A.W.

  19. W teatrze „wygłupiałyśmy się” razem pamiętasz? Łatwo było poudawać kogoś innego przez 3 godziny- trudniej wyjść i wrócić do rzeczywistości. Nigdy nie wierzyłam w ten tekst : „jesteś młoda, ładna , wszystko przed Tobą etc. . . „ale to Ty Olu nazwałaś mnie kiedyś Dzielnym Rudzielcem 🙂 i na chwilę w to uwierzyłam , w tą dzielność ! Teraz słabiej z wiarą w dzielność i tak samo jak Ty gdy słyszę, że wszystko mogę dostaję agresji bo skoro Mogę to dlaczego jest tak jak jest ?! Jest tak , bo nic nie robię żeby było inaczej- brakuje odwagi … Ale cieszę się jak cholera że Ty brniesz jak czołg do przodu 🙂 Pozdrawiam Cię Dzielna Radomska 😉

  20. Słowem, nic bym Ola nie wiedziała o tym, skąd pochodzisz, gdzie są Twoje korzenie i że tak bardzo rzutuje to (według siebie samej) na Twoją przyszłość. nic bym nie wiedziała, a przecież Ciebie (chociaż wciaż za słabo!) znam.. Jakbyś mi nie powiedziała, jakbym tego u Ciebie nie wyczytała kiedyś, to nic bym nie wiedziała. I może swiat też by nie wiedział, jakbyś tego nie wykrzyczała. Zawsze twierdzę, i będę twierdzić, że to w nas są te granice i te ograniczenia. To my narzucamy sobie linię, za którą nie przejdziemy, jesteśmy swoimi najgorszymi wrogami. i chociaż jako ludzkość kochamy pławić się we własnej przeszłości i przeżyciach to, na boga, za młode jesteśmy, żeby to one nas kompletnie blokowały. na cynizm przyjdzie czas później. Nie napiszę tu więc kolejnego komentarza w stylu wspierającym czy płaczliwym, nad tym jakże okrutnym światem, który podcina nam skrzydła. nie jestem ponad to, ba stanowie ucieleśnienie życiowego tchórza, ale nigdy nie pokuszę się o myśl, że to przez świat. za dużo widzę wokół siebie przykładów ludzi, którzy nie boją się ryzykować i mogą wszystko. Nasi rodzice (bo uwierz, moi, ci wielkomiejscy, żyją w podobnej matni, gdzie nie ma pracy, pieniędzy, zdrowia ani marzeń, a jedyne, co się w życiu udało to dzieci) to jesteśmy też my, bo później przyjdą lata pracy nieustannej, bytu zapewniania i tej samej beznadziei, co ich. Pomóżmy im żyć, otwórzmy im oczy, a może sami zobaczymy? Ola nikt i nic nie decyduje za nas, możemy nie mieć warunków, pieniędzy, szans i znajomości, ale to ostatecznie my polegniemy, jeżeli się po ludzku nie uprzemy. jak osły. przesyłam ciepłe pozdrowienia i życzę zrzucenia etykiet :*

  21. Nie będę Cię pocieszać ani przekonywać, że będzie super. Ale co zrobić jak z „jestem młoda, zdolna, wygadana”, znika pierwszy przymiotnik? Na plecach czujesz oddech właśnie tych młodych i przebojowych, a Ty czujesz, że przecież jeszcze możesz…? Spiesz się, Radomska, chwytaj z życia, ile się da i wal do przodu póki czas!

  22. „chcieć to móc, czy lepiej niczego nie oczekiwać, żeby nie przegapić niespodziewanego i nie cierpieć z powodu tego, co tak naprawdę nigdy miało się nie zdarzyć?”

    I co dalej?Oprócz tego co napisałaś (czyli pokrótce wygranych u przegranych) widzę jeszcze jeden czynnik, który ma miejsce po obu stronach barykady. W życiu przydarzają nam się różne dobre rzeczy (w moim nazewnictwie spotykamy na swojej drodze anioły). Żyjesz sobie, żyjesz, narzekasz, albo przyodziewasz się w piórka „dobrej karmy” i ni z gruszki, ni z pietruszki spotykasz kogoś, kto wprowadza w Twoje życie trochę dobra, czy pociągniesz temat, czy to tylko chwilowy epizod to mniej istotne, ważne, że odciska na tobie piętno i czy jesteś bananem, czy tylko skórką od banana (dającą bananowi rację bytu, bo jeżeli są zajebiści, którzy odnoszą sukces, to musza i być Ci, którzy ponoszą klęskę – natura nie znosi nieproporcjonalności 😉 Innymi słowy, jeśli Ci to pomoże odnieść sukces, czy czuć się dobrze we własnej skórze to stawiaj na zajebistość, ważne, by nie udawać, ważne by nie zatracić siebie.

  23. Szczęscie to są chwile. trrzeba umiec je dostrzegac w swoim zyciu. Dla każdego to może byc cos innego. Dla jednej matki – słodki usmiech bobasa, ale dla drugiej mozliwosc wyrwania sie na godzine na silownie od tego samego slodkiego bobasa. Wiele zalezy od naszej interpretacji własnej rzeczywistosci. Tak jak z tymi murarzami na jednej budowie… zapytani co robią jeden odpowiedział „kłade cegły” a drugi „Buduje most!”

  24. … witam … Pani Olu … ja tu nowy … raczkuję … ale odważnie powiem … nic proszę nie robić … z takimi atutami do ustabilizowanej pracy ? … chce Pani popaść w depresję ? … osoba typu „wiercimak” … tak urocza , inteligentna … tylko zadbać o godziwe środki do życia … i w kierat jak dotychczas … a w końcu … jest Niemąż … bieda nic Wam nie zrobi … pozostańcie sobą … Pani pozwoli … pobuszuję sobie u Pani … życzę powodzenia … byle do wiosny …

  25. „Chcieć to móc””Los w Twoich rękach” itd, itp… to wyznacznik tych czasów. Szkoda, że tak bardzo fałszywy. Ale każde pokolenie ma takie hasła, które nie przekładają się na życie człowieka. Przypomnij sobie hasła ze starych plakatów „Zbudujemy nową Polskę” albo „Sojusz robotniczo-chłopski”…
    Hasła, teraz łatwiej propagowane, bo mediów od nasrania, to manipulacja. Szkoda bardzo, że nie przekładają się na rzeczywistość i budzą tak wiele frustracji. Przecież tych, co wzięli w swoje ręce i im się udało, w stosunku do tych, co mają sponiewierane ego, bo czują się nieudacznikami, jest zdecydowaniem zdecydowanie, zdecydowanie mniej. A z takim ego nie ma radości życia.

  26. Widzisz, ja mam odmienny problem. Jestem dzieckiem ryby, która znalazła się w odpowiednim momencie w odpowiednim miejscu i zeżarła smakowitego robaka, dzięki któremu odłowiono ją z „szarego” akwenu na rzecz lepszej rzeczywistości.

    I przez to u mnie w domu zawsze mówiło się, że „chcieć to móc”. Że sukces to nic trudnego, trzeba tylko wierzyć, bo człowiek posiada boską wręcz moc przyciągania, blablabla… i wiele innych ultrabzdetów.

    Dorastałem w atmosferze absolutnego braku jednego rodzica w domu, słysząc czasami światłe zdania, wzniosłe idee na temat życia każdego człowieka. Czasami miałem nawet wrażenie, że drugi rodzic stoi jakby w opozycji z tym „oświeconym”. Starcie rzeczywistości na gruncie rodzinnym – jeden uważa, że wszystko się da, drugi żyje jeszcze w tej „szarej” strefie.

    A na to wszystko patrzyłem ja. Żywiciel domu wiecznie w pracy, napompowany paliwem do pędu ku karierze, strażniczka domowego ogniska próbowała studzić wrzącą wręcz głowę ojca przed eksplozją z powodu przeładowania optymizmem, przy okazji irytując go absolutnie.

    Dorosłem i jedno mogę powiedzieć:

    Głupotą jest życie szaraczków. Tak jest w sumie prościej – bo w sumie o co mam się martwić? Etacik za półtora, 8 godzin w robocie, odrobię swoje i spadam do M3. W kalendarzu przewrócę kartkę, pozakreślam zmiany w tym miesiącu, piwo wypiję z Polsatem, spać pójdę i w kółko. Nie wychylaj się, żyj spokojnie, nie biegnij, ale wściekle spluwaj na widok nowego samochodu sąsiada, który chce czegoś więcej w życiu, niż spokojny etacik przez 30 lat i gówno, a nie emeryturę na starość.

    Utrudnianiem sobie życia jest natomiast życie w złudnym świecie idei. Mimo deklaracji takich osób, świat to miejsce dzikie, zachowuje się jak organizm, który tylko szuka okazji, żeby nas znienacka kopnąć w dupę. Owszem, nastawienie, posiadanie celu bardzo pomaga w osiąganiu sukcesu, ale nie róbmy z tego religii, a już czytanie na ten temat książek jest istną głupotą. Aby coś w życiu osiągnąć, liczy się ciężka praca, nie tylko ta zawodowa, ale i ta nad sobą. Trzeba jedynie pomyśleć. Nie powtarzać wzniosłych mantr przodowników sukcesu, tylko użyć mózgu. To niewiele kosztuje, w porównaniu do książek „liderów sukcesu”.

Napisz komentarz:

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.