Kochanie, będziemy mieli…

Mąż mój daleki od ideału, ale odkurza podłogi, a mnie kocha niezmiennie mimo logicznych argumentów, które powinny sprawić, aby przestał. Zapytacie co sprawia, że jesteśmy razem – odpowiedziałabym, że miłość, ale chyba mocniej strach, że ktoś mógłby nas wkurwiać jeszcze bardziej. A to niepojęte.

Mamy taką grę małżeńską. Nie ma w niej pionków, planszy, ani kostek. Nie ma też kajdanek, świntuszki i wyuzdanych stringów. Jest za to wiele innych ciekawych atrybutów, najczęściej noże. Rzucam w męża kurwami jak Posejdon błyskawicami w niewinną taflę wody. A gra polega na tym, że ja coś wymyślam, mąż stwierdza, że to głupie, a raptem kilka tygodni, 16 napadów histerii, 10 nocy spędzonych oddzielnie i odmowa kupienia mu picia w spożywczym, mamy upragniony kompromis. Zawsze się zastanawiam, skąd on ma siłę, żeby tak się ze mną szarpać, skoro i tak wiadomo, że mam rację. Zgrywus.

Zrobiło się statecznie i przyjemnie, więc ja koniecznie muszę to spieprzyć. Na drugie dziecko się nie odważę, bo to, że mam myśli samobójcze nie oznacza, że się rzucę z mostu, prawda? Po prostu czuję potrzebę namieszać po to, żeby się poszarpać, iż to niezbędne, a potem poojojciać po co mi to było. Każdy ma jakąś pasję.

Więc któregoś popołudnia stanęłam przed mężem, naturalna i brzydka, trzymając się teatralnie za brzuch i mówiąc, że kochanie, muszę ci coś powiedzieć. On pobladł, wzrok wlepił w pępek jakby chciał wiedzieć, co tam mam, zanim powiem, na co ja mówię, spokojnie, popiłam brokuła colą, głuptasie, nic ci w najbliższym czasie nie urodzę, ale będziemy mieli remont.

I on się uśmiecha, ja głupia wierzę, że dlatego, że się cieszy z tego, że remont, a nie jednak brokuły z colą, a potem zaczynam te swoje histerie, że przecież się zgodził, chociaż on biedny nic nie zdążył powiedzieć.

I siedzi, jak siedział, zdziwiony, a ja w tym czasie zdążyłam mu zarzucić, że rzuca mi kłody pod nogi, że wszystko ma w dupie i nie robi nic oraz że się tak wtrąca, jakby to było nasze wspólne mieszkanie i to jest nie do zniesienia. To strasznie męczące tak ciągle mieć do kogoś pretensje i mam nadzieję, że po tym, jak to  z siebie wyrzuciłam ktoś mnie w końcu przytuli.

Ja teraz nie śpię, bo szukam narożnika i szafy i umartwiam się, czy jako socjolog  historyk damy radę złożyć regał, czy wszystko będzie na głowie Leny i odrzemy ją z dzieciństwa. Piniondzy mam tyle, że ciągle wirtualnie je przesuwam udając, ze wystarczy na wszystko, co wymyśliłam i czego jeszcze nie wymyśliłam i ciągle sę zastanawiam, gdzie się wpisuje ten cholerny kod, żeby być bogatą jak w simsach („rosebud” – pamięta ktoś? Bo zabieranie Ssimsom barierki z basenu na pewno…)

I jeszcze absolutnie nic się nie zadziało, poza moją głową, bo tam plac budowy i rewolucja marksistowska od poniedziałku do niedzieli. Nie mam ani jednego panela, nie postawiłam ścianki i wciąż tłumaczę mężowi, że turkusowy narożnik pasuje absolutnie do wszystkiego, komponuje się z sierścią psa i jogurtem Leny, bo ten, dla jaj chyba, śmie wątpić. I już się zmęczyłam. W mojej wyobraźni wszystko jest zawsze przyjemniejsze i prostsze. Małżeństwo też mi się kiedyś jawiło jak życiowy sukces i świadectwo porozumienia dusz.

I nie śpię, kombinuję, czy by może pół narożnika kupić i kawałek szafy, panele wystrugać z kredek, a ściany zarzygać i udawać, że to awangarda. Miotam się, wycofuję, odwołuję, wracam do tematu. Płaczę, podniecam się, jak Esmeralda po amfetaminie, zdecydowana jak koza. I wtedy zjawia się mój mąż, który jednak przecież kocha. Ponad wszystko i zawsze, choć czasami jego lewa rączka przeczy prawej nóżce i powieka mu drga. Przychodzi. Patrzy na mnie czule. Wzdycha jak po wejściu na drugie piętro. Rozkłada bezradnie ręce, co w połączeniu z brodą sprawia, że wygląda jak mędrzec i tako rzecze:

  • Ty jesteś kurwa gorsza od Lidla, bo codziennie wymyślasz coś nowego.

A ja się zmęczyłam i nie wiem, kto zrobi to wszystko, co wymyśliłam. I chyba się rozpłaczę.

19 komentarzy
  1. Padłam! 😀

    Podziwiam za chęć remontu. Ja osobiście marzę o czymś swoim, jakiś dom czy coś, ale na samą myśl, że mielibyśmy coś razem urządzać… jego „nie wiem” i moje „no weź się”. Nie chcę. Szukaliśmy domu dwa dni. Ja się rozczulałam nad każdym zdjęciem, on gapił się w wiedźmina. Nie umiemy w dorosłość.

    PS O ślubie gadamy od 8 (!) lat. Na gadaniu się kończy. Oboje jesteśmy kurwa, gorsi od lidla.

  2. Jak przeżyjecie remont to przeżyjecie wszystko 🙂 to jest próba wszystkiego. U nas trwało to pół roku (jednocześnie było to pół roku wspólnego mieszkania z moją mamą), przez które każde z nas w myślach rozstawało się minimum 30 razy. A jednak mieszkamy razem w nowym / starym wyremontowanym mieszkaniu i leżymy w pokoju na narożniku 🙂 powodzenia :*

    1. ale my mamy za sobą remont i nawet przeprowadzkę. a teraz tak delikatnie. budżet wyprany w 90 stopniach się zbiegł…

  3. Pozdrawiam z oka cyklonu, którzy nieświadomi zwą remontem. Różnica między nami taka, że będąc wszechcstronną pełnię rolę Radomskiej i Mikorskiego jednocześnie. :)) .

  4. Buahahahaha a ja teraz spać nie bėdę mogła przez Ciebie bo od tego nawału śmiechu podskoczyła mi adrenalina! Uwielbiam!!! U nas jest tak że stary na szczęście (lub nie) ma chyba rozdwojenie jaźni więc jednego dnia mówi że mój pomysł jest beznadziejny po czym za dzień lub dwa przychodzi ze „swoim” genialnym planem (wierząc że sam.na niego wpadł) i tym sposobem posuwamy się do przodu. 😉

  5. Slodzic Ci nie.Będę wiadomo przecież kto tu rządzi ale jedno Ci powiem turkusowa kanapa pasuje do wszystkiego 🙂 wiem mam i wielbie. Chociaż żółta pasowała jeszcze bardziej 🙂

    1. niestety, będzie szara, bo świat mnie nienawidzi, mój mąż mnie nie rozumie, a pies ma czarną sierść i linieje jak pojebany;C

  6. I po co ja tu wlazłam? No po co? Żeby się denerwować, że muszę chałupę odmalować??? Ja mam traumę z dzieciństwa, 6lat(!!!) mieszkaliśmy na rusztowaniach, bo administracja remontowała kamieniecę. Zakładali centralne, kuchenki gazowe, zmieniali parkiety, wymieniali okna, drzwi, malowali, cudowali… A rusztowania stały w pokojach i stały, i stały… Bo panowie się nie spieszyli, no bo po co? Jak sie pracuje na dniówkę, to tylko debil by się spieszył! Remont się zaczął, kiedy miałam 6 lat. Skończył, kiedy miałam 12… Nie dziwcie się, wszyscy, którzy to czytacie, że na widok puszki z farbą dostaję histerii 🙁

  7. Jak bym czytała scenariusz z mojego zycia !
    Ja rozwodzę sie z moim mężem przy okazji każdego remontu i zawsze odbywa się to w alejce farb na dziale malarskim ! Bo okazuje się że nie dość że jest daltonistą , to kompletnie nie odróżnia kolorów ! A jak juz dam mu szansę i pozwolę wybrać raz kolor na ścianę ( ” bo ty jestes taka ze zawsze decydujesz jaki bedziemy miec kolor ! Dlaczego ja nie mogę wybrać ???? Daj mi wreszcie tą możliwość !!!!!”) – no to dobra ! Dwa lata temu myśle sobie ok rzeczywiście to zawsze ja wybieram , to zawsze ja łapię z półki wiaderka z wybranym przeze mnie kolorem – naprawdę jestem straszna ….. – no dobra – stanęłam z boku i mowię do szanownego wspôłmałżonka – dajesz ! Wybieraj !
    I na Boga jedynego wybrał ! Ratunku kolor szary ciemny piwniczny beton do mikro naszej sypialenki ! No nawet nasz malarz, ktory zawsze stoi po stronie mojego męża , po pomalowaniu jednej ściany odważył się nieśmiało bąknąć : ” no PIotrek ale pojechałeś z tym kolorem ! Ciut ciemny ” – i co ja na to złapałam te wiadra bez słowa , w samochód i dalej nawrotka do Liroya po farbę , która mi się podobała !
    I weź tu człowieku i pozwól chłopu na wybór !
    Odmowa

Napisz komentarz: Anuluj pisanie

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.