A kiedy niedoskonały rodzic zostaje dziadkiem…

Z LELOLKIEM

Ponoć ludzki umysł działa tak, że żeby zatrzeć złe wspomnienie o czymś lub o kimś, potrzeba aż ośmiokrotnie więcej pozytywnych zdarzeń, by zmienić nasze nastawienie. To,co dobre zdaje się nam oczywiste i niemalże przezroczyste. To,co niewłaściwe drażni nas jednak jak kamień w bucie, czasem przez całe życie. Kiedy jednak patrzę na swoich rodziców, kiedy zajmują się wnukami…

Wracają wszystkie wspomnienia. Mamy, która nigdy nie miała cierpliwości, a teraz niezmordowanie karmi wszystkie misie Lenki i milion razy układa klocki. Taty, który nigdy nie miał siły, a teraz o 23 jak młody Bóg robi najjurniejsze patataj w powiecie z wnuczką na plecach. Niejedno lanie i ten szczypiący ból będący efektem pasa na dupsku, kiedy widzę, że dziś, ktokolwiek kto ośmieliłby się podnieść rękę na ich wnuka, musiałby żyć dalej z kikutem. I szeroko się uśmiecham. Także wtedy, kiedy idę odebrać Lenkę od teściów i przyłapuję ich na zabawie. Tato Nawleczonego ma chory kręgosłup i nogi, czasem nie może wręcz chodzić. Nie wiem, czy ktokolwiek by mu uwierzył, bo terapia z grania z Lenką w kółko graniaste odejmuje mu kilkadziesiąt lat i sprawia, że leki przeciwbólowe nie są potrzebne.

Zbieram te obrazy, żeby kiedyś opowiedzieć je Lence i żeby wymazać własne, złe wspomnienia. I skoro rodzicielstwo jest magią, to bycie dziadkiem stanowi dla mnie coś absolutnie jeszcze bardziej niezwykłego i niewyjaśnionego.

Blog to nie miejsce na rodzinne rozliczenia i rachunki sumienia. Zacznę więc ogólnikowo – nasi rodzice nie zawsze dawali radę. Dziś możemy to sobie tłumaczyć na tysiąc sposobów- zostawali rodzicami jako bardzo młodzi ludzie, nie mieli odpowiednich wzorców, musieli pracować. Kilkanaście i kilkadziesiąt lat temu dzieci wychowywało się inaczej – nikt słowem nie szepnął o tym, że trzeba z nimi rozmawiać o emocjach, że trzeba być zaangażowanym i obecnym i wiele rzeczy nazywać wprost (nieobecności taty nie tłumaczymy tym, że musiał pracować, bo ciągle nas boli, że po prostu go nie było i nie miał czasu). Warto więc popracować nad sobą i dziecięce żale wsadzić w kieszeń, ewentualnie starać się być po prostu lepszym rodzicem. Czasem to jednak ogromne wyzwanie, któremu pomóc nam  sprostać mogą … nie kto inni jak właśnie rodzice. I to nie dzięki terapeutom i psychologom, a … naszym dzieciom.

Urodziłam dziecko kilka lat później niż moja mama. Teoretycznie byłam już dorosła, wykształcona i rozsądna, w praktyce – niejednej nocy zdarłam gardło wyjąc ze strachu przed tym,co mnie czeka.  I nie wiem, czy mama bała się jeszcze bardziej, czy ten strach nie jest zależny od wieku. Nawleczony został tatą chwilę po trzydziestych urodzinach. Mój tata w jego wieku miał już dwie córki, a starszą posyłał do komunii. Dziś moi rodzice byliby niemalże jeszcze dziećmi, które mają dzieci. Dali radę na tyle, na ile mogli, potrafili i byli świadomi ciążącej na nich odpowiedzialności.

Mój tato nigdy wprost mnie nie chwalił. Największy komplement z jego ust to „może być”, albo kiwnięcie głową i błysk w oku. Nauczyłam się juz odczytywać oznaki uznania z drobnych  gestów, ale dopiero, kiedy został dziadkiem, przekonałam się, jak bardzo mnie kocha. Każde ciepłe słowo, prezent, godzina niezmordowanej zabawy, tańce, każdorazowe ganianie po mieszkaniu, całusy, tulenie, oglądanie bajek z wnuczką mnożę razy tysiąc – dla siebie, dla Lenki i ku pamięci, żeby żadne złe zdarzenie go nie zatarło w naszej pamięci.

Wczoraj dziadek kąpał Lenkę, a raczej, jak zawsze,  testował z nią ile litrów wody zmieści się na łazienkowej podłodze. Cieszyłam oczy jego błyskiem w oku, kiedy szalał z małą. A kiedy stanął, zapatrzył się na wnuczkę z zachwytem i bez zawahania powiedział: „Ale Ty jesteś piękna, wnusiu!”  przeszedł mnie dreszcz. Czekałam ponad 20 lat na takie słowa, na komplementy, na zachwyt. Myślałam, że ich braku nic mi nie zrekompensuje, tymczasem kierowane do mojej córki rosną we mnie i sprawiają niesamowitą radość.

***

Nasza rodzicielstwa piłka ciągle jest w grze, uczymy się na bieżąco, powielamy cudze błędy i nie unikamy własnych. W wielu kwestiach jesteśmy też być może na medal. To, jakimi byliśmy rodzicami okaże się jednak dopiero po latach, kiedy nasze własne refleksje zderzą się z relacjami dorosłych dzieci. Nic ponoć dwa razy się nie zdarza, ale…

Dziadkiem i babcią zostaje się po to, żeby zrobić te wszystkie fajne rzeczy, na które za czasów rodzicielstwa nie miało się czasu i w końcu nauczyć się z nich cieszyć. My pokazujemy naszym rodzicom jak to jest mieć wnuki, a oni pokazują nam ile tak naprawdę drzemie w nich energii, miłości, oddania i sił.

Głęboko wierzę, że rodzicem zostaje się, żeby nauczyć się pokory i doświadczyć bezgranicznej miłości, a dziadkiem, żeby odpokutować własne błędy i nauczyć się z tej bezgranicznej miłości czerpać garściami.

Zgadzacie się? 🙂

 

 

 

 

12 komentarzy
  1. Ja nie miałam okazji się przekonać jak mój Ojciec traktowałby wnuki.
    Ja za to płaczę widząc bezgraniczną miłość męża nad córeczką i jednocześnie się wzruszam, że tak można kochać – bo sama tego nie doświadczyłam ze strony własnego ojca…

  2. Nie wiem, nie wiem… Temat jest trudny. Zanim zapadła decyzja o dziecku już żałowalam, że dziecko nie będzie mieć fajnych dziadków. Serio… żałowałam, że syn nie doświadczy tego, czego ja doświadczałam w relacji z ukochaną babcią. Oboje z partnerem pochodzimy z rodzin patchworkowych. Teść zmarł dawno temu, a drugi mąż teściowej to pijak i ktoś komu bym dziecka nie powierzyła. Teściowa zmarła pół roku temu po ciężkiej chorobie.. nie zdążyła być tak naprawdę babcią.
    Moi rodzice rozwiedzeni, mój ojciec biologiczny unika wnuka. Zostawia gdzieś po rodzinie jakieś pieniądze na zabawkę, a skonfrontowany z wnukiem znika po chwili gdzieś. Z ojczymem mam złe relacje, tylko patrzy aż powinie mi się noga, w macierzyństwie też. Wg niego grzeczne dziecko siedzi w kącie w milczeniu, więc objawy żywotności Bartka go drażnią.
    A moja mama? Tu najbardziej boli.. Nie ukrywała, że byłam wpadką, ja i brat. Gdy miałam 12 lat rozbrajająco szczerze powiedziała, że chciała mnie wyskrobać. Gdy byłam już po 30-tce to w ktorejś kłótni wykrzyczała, że żałuje że tego nie zrobiła. Te rany się nigdy nie zagoją. To przez nią nie chciałam być mamą, bo skoro dzieci to taki koszmar?
    Gdy zaszłam w ciążę to bałam się jej powiedzieć. A jednak.. ucieszyła się.
    Jaką jest babcią? Pracującą. Więc czasu nie ma. Gdy byłam w ciąży to wyśmiewała wszelkie objawy troski o siebie, o dziecko. Gdy syn był noworodkiem to się niby nie wtrącała, ale znów krytykowała wszystko co związane z troską i chronieniem dziecka przed różnymi rzeczami. Wg niej twardy, zimny chów to jest to.
    Dawno temu mi twardo powiedziała, że nigdy nie będzie bawić wnuków, wiec jak chcę mieć dzieci to mój problem. Wryło się w pamięć, więc na urlopie macierzyńskim na pysk padałam, ale nie prosiłam nigdy o nic. Chyba zauważyla kiedyś mój zły stan.. bo zaoferowala że zostanie z wnukiem bym mogla do lekarza pojechać. Od tego się zaczęło jej „babciowanie”. Dopiero od niedawna przestałam się bać prosić ją bym mogła przywieźć Bartka na godzinkę bo w pracy się wali i nie mogę się nim zaopiekować. Mój partner często po szpitalach bywa, więc wtedy też pomaga, bo ja w pracy po 10 godzin.
    Zdarzają się niesnaski międzypokoleniowe. W zależności od sytuacji czasem odpuszczam, czasem nie.
    Może to się jeszcze ułoży, może ja też wyluzuję i przestane się czuć oceniania w swym macierzyństwie przez nią. Może jak syn podrośnie to ich relacja będzie lepsza. Chciałabym, bo to jedyna babcia. A dziadka niestety fajnego to nie ma też.

  3. Radomska…. Ja Cię proszę pisz na początku – nie czytać w pracy…. współpracownicy nie koniecznie muszą lubić me oblicze w wersji panda-smoked eye…. Super napisane, szczerze, prawdziwie…. tak było… nasi rodzice wychowani byli przez pokolenie wojenne,które naprawde miało przechlapane, więc ja też dziś wiele ich zachowań potrafie wytłumaczyć, ale…. no właśnie ale… dziś to rozumiem a kiedy byłam dzieckiem myślę,że było mi bardzo ciężko i smutno…

  4. Moim zdaniem czekamy cale zycie na to co nie zostało wypowiedziane przez mamę i tatę, przez nas.
    Gdy nastaje czas wnuków tworzą się sytuacje, które sprzyjają nadrobieniu tych zaległości i oby starczyło na to odwagi, chęci i sił.

  5. Ja szczerze mówiąc robię co mogę, żeby babcia nie musiała wychowywać wnuka. Uważam, że jej zadaniem jest sprawić, żeby dziecko czuło się kochane przez cały świat. Bo rodzice kochają, bo są rodzicami i wyboru nie mają. Ale z dziadkami to inna historia. Mój Młody jest jeszcze malutki, ale widzę, że wizyty babci są rozwijające i pozwalam jej go rozpieszczać. To ja jestem od granic. A babcia ma kochać bez granic tak, żeby dziecko to czuło.

    1. na razie udaje mi się to samo. Płynnie przeszłam od zaciekłego „to moje dziecko,wara” do zostawiania ich samych, żeby mieli własne więzi, wspomnienia i czas. A ja swój czas 😀

  6. Ja tam staram się być taką mamą i tak przeżywać swoje rodzicielstwo, by już teraz cieszyć się z tego wszystkiego, cieszyć się dzieciństwem swojego dziecka. Nie żałować za naście lat że już takie duże i mamusi nie potrzebuje, tylko puścić z radością w świat, i wtedy wrócić do tego, na co teraz może brakować czasu – bo bycie z dzieckiem jest ważniejsze. Nie chcę czekać na wnuki i odkupywać wtedy swoich win, bo to nie zależy ode mnie. Teraz jest mój czas na bycie mamą.

  7. Bozesz , pani Radomska..normalnie placze i siakam i placze , lzy jak grochy spadaja na tone papierow na moim biurku ( z gory przepraszam za brak polskich liter.. nie z lenistwa tylko z braku takowych w pracy )PIeknie napisane i bardzo bardzo prawdziwe. Moja Mama sie opiekuje moim synkiem i dopiero ja , stara baba doceniam jaka to genialna mame mam ! Ma kilogramy niezliczonej energii a pomyslow tyle na ciekawe zajecia ze przebija Marthe Stewart !
    Dziekuje za piekny text. Tego dzis potrzebowalam !
    🙂

Napisz komentarz:

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.