Dlaczego nie powinni dawać Radomskiej dzieci pod opiekę + apel społeczny

Życiowych rewolucji ciąg dalszy. I pal licho wyprowadzki, przeprowadzki, potencjalnych pracodawców, którzy okazują się niesłownymi ^&^$^&&, a nawet pierwszą wizytę w biBliotece, wydanie za dużej kwoty na ksero i pierwsze przymiarki do magisterki. Pal licho, a jak będzie się palić, to mój pies bohatersko przyleci i zasika licho ratując mu życie , bo pomimo małych rozmiarów ma zamiast pęcherza małą cysternę. Większość już się dowiedziała, bom zakochana, jak przyszłe matki w zdjęciach płodu i spamuje fejsbuka zatruwając swoim znajomym życie, adoptowałam psa. i dzieje się. Zombie apokalipsa. I dowiedziałam się zupełnie czegoś niespodziewanego – będę najgorszą matką ever.

Trzeba być Radomską, żeby pojechać po psa i zorientować się w drodze powrotnej, że raz- ma się obsraną kurtkę, dwa – nie ma się ani miski, ani bladego pojęcia, co taki mały stwór żre. Pierwsza noc? Ach! co to była za noc! Wszystko co nie było do obsrania, zostało obsrane, a wszystko, czego osikać nie wolno – osikane. Każdy metr kwadratowy jest naznaczony obecnością małego gryzonia, a przestrzeń mieszkania szczelnie wypełniają pierwsze szczeknięcia, warki i piski, jak się okaże, że wyskok z wersalki to dopiero połowa sukcesu, aczkolwiek warta docenienia. Niestety w takich forfiterskich wyczynach potrzebna jest jeszcze techniczna wiedza na temat tego, że warto byłoby wysuwać łapy.

Instynkt macierzyński Radomski nigdy dotąd nie istniejący i oznak istnienia o sobie nie dający oszalał, ocipiał bez reszty. I tak automatycznie budzi się Radomska na dźwięk najcichszego pierdnięcia, wprowadzając tym psa w zakłopotanie i wzbudzając w nim poczucie niezdrowego osaczenia. Tym bardziej, jeżeli bąk okazuje się nie być psiego autorstwa.

Zsadzanie na siku i resztę potrzeb biologicznych, niekoniecznie przyjemnych, a na pewno nie pachnących mam opanowane do perfekcji. W takim amoku działam, że niedługo Niemęża śpiącego obok zsadzać będę ruchem jednym zwinnym na wypadek gdyby też miał zapomnieć, jak się kulturalny ssak załatwiać powinien. Czujność Radomska jak najbardziej godna pochwały, wszakże co na siódmym piętrze jednego z bloków z płyty miałaby zrobić ze zwłokami uduszonego szczenięcia?

Niebawem napiszę poradnik jak zepsuć zwierzę w tydzień. Pies nie żebrze pod nogami, kiedy spożywasz posiłek?! Nie martw się, nic straconego! Wystarczy zademonstrować mu smak domowych gołąbków, a sucha karma obrzydnie mu jak kocia kupa (kocia, bo swoją darzy dziwną i niepohamowaną sympatią…). Pies zasypia grzecznie na kocyku?! Skandal! Koniecznie budź go i wołaj, bo jest taki słodki i chcesz się przytulić! Szczeniak zlał się na kołdrę? Zapaskudził dywan? Spędziłeś pół nocy na naprawianiu szkód, praniu i zapieraniu, a po tym, jak go opieprzysz, spuści uszy po sobie i chowa się przed Tobą! Koniecznie trzy minuty później poczuj się winny i żebrz o wybaczenie, to na pewno nauczy go dyscypliny. Nic tak nie działa na morale psa, jak psie spojrzenie pana przesycone poczuciem winy.

No i karm go sto razy dziennie, zachowując się jak upierdliwa babcia, która wypasa wnuka, żeby zrobić z niego szynkę albo oddać na zjedzenie Babie Jadze. Przecież jest biduleńką ze schroniska, a prawdziwe szczęście kryje się w jedzeniu, czemu masz mu zatem odmawiać? Suchej karmy, ryżu z kurczakiem, ryżu z kurczakiem i marchewką, bo ryż mu nie smakuje, wołowiny w galarecie, indyka w sosie… I dziw się teatralnie, jak takie małe stworzenie może tyle srać i mieć taki bałwankowy brzuszek.

I koniecznie nie reaguj,kiedy wpieprza Twoje zimowe obuwie – to tylko oznaka rozpaczy. Pies wie, że Radomska ma jedną parę i chce po prostu zatrzymać ją w domu, bo TAK JĄ KOCHA. a jak kocha to co?To trzeba nakarmić. Ale to już mówiłam. Nie wspominałam, że herbatniczkiem, kiedy wije się w spazmach rozpaczy po tym, jak został sam w domu, zapaskudził cały korytarz, podarł gazetową kuwetę i rozsypał wszystkie chrupki. Żeby nie płakał! A jak choruje, to siedź nad nim, kiedy próbuje spać i sama płacz wzbudzając tym samym konsternacje zwierzęcia bezbrzeżną. Bo w przeciwieństwie do skretyniałej Pani wie, że ma kaszel, a nie raka i AIDS.

No i podziwiaj jak cudnie bawi się firanką, jak słodko odgryza Ci duży palec u nogi, a nocą pieszczotliwie próbuje uczknąć kawałek mięsa z Twojego łuku brwiowego. I kochaj, nie zapominając o strachu o to, że zaraz nauczy się trzech języków i zaaplikuje do Cambridge!

Będę najgorszą matką EVER. Pociesza mnie tylko jedno. Mój syn recydywista oszczędzi matce biednej zmartwień. Nie będę musiała umierać ze strachu o to, gdzie i z kim się szlaja, czy się nie puszcza, to znaczy, czy nie ma powodzenia, bo to w końcu o chłopcu mowa i czy czapkę nosi. Będę go spokojnie w każdy weekend z sernikiem w dłoni jednej i sercem na drugiej, jak kochająca, oddana matka, w celi odwiedzać.

A już ciut poważniej. Pracuję nad asertywnością, choć nie patrzę mu w oczy, kiedy krzyczę i kiedy uderzyłam go, musnęłam wskazującym palcem, to chciałam go sobie odciąć, brzydząc się swoją słabością.  Tylko spokojnie. Wszakże, każda matka, tfu, właścicielka ma prawo do błędów i miłość wiele jest w stanie usprawiedliwić…

A piszę o tym wszystkim, żeby dać znać, że nigdy nie przypuszczałam, że można tak pokonać takiego małego srocha, co wygląda jak połączenie pumy w garniturze z białą koszulą, z brzuchem hipopotama, pindolkiem przypominającym pędzelka, prosiątkowymi łapiątkami (różowe od spodu) wyglądającymi jak umoczone w białej emalii i oczami najsłodszymi na świecie.

I piszę, żeby zaapelować, jeżeli moje zdanie ma jakiekolwiek znaczenie – adoptujcie, nie kupujcie. Psy kupowane za pieniądze, są hodowane do tego celu,bo popyt generuje podaż. A setki tysięcy takich skarbów jak mój, nie dostaje przez to szansy na lepsze życie. Nie na wielki dom z ogrodem i dyspozycyjnymi właścicielami. Na fragment podłogi z ciepłym kocem, własną miską, jedzeniem, którego nie musi chować i jeść w biegu z obawy przed konkurencją, godziną zabawy i parą starych pantofli do wpieprzania w wolnych chwilach. mimo tego, że wyglądam jak Zombie, kocham go przeokrutnie i obawiam się, że moje przyszłe dziecko, które pokocham co najmniej tak mocno, napluje mi w twarzy i wyprowadzi się ode mnie już po skończeniu zerówki, wykończone moją miłością. I skoro ja stałam się właścicielką, to znaczy, że prawie każdy może…

Znajdźcie stronę schroniska w swojej okolicy. Pojedźcie tam, bo zdjęcia szczeniaków zwykle nie są zamieszczane na bieżąco. Starsze są już ułożone i rozumieją, ile im możecie zaoferować i okazują wdzięczność, która nie dorówna w ułamku procenta temu, co my im damy. A szczeniaki… Są takie słodkie i cały proces wychowania to najcudniejszy Rollercoaster. Pozdrawiam i idę skontrolować sytuację. Za długo jest cicho…

POZDRAWIAMY, ZAPRASZAMY DO ADOPCJI ZWIERZĄT ZE SCHRONISK I NA FANPAGE BLOGA NA FB: MAM WĄTPLIWOŚĆ

25 komentarzy
  1. Udał się psiaczek, zdjęcia są genialne. Nieźle się uśmiałam czytając, obawiam się, że przy takim maluchu zachowywałabym się tak samo!!!

  2. Świetnie napisane, apel przemawia do serca i zdaje się, że właśnie na takiego schroniskowego brzdąca skuszę się jak już nadejdzie ta pora. Parę razy już się wybierałam, bo nigdy nie byłam w schronisku ale wiem jak to by się skończyło. Póki co niestety decyzja o psiaku musi poczekać. Niech mały rośnie zdrowo. I grzecznie! 😉

  3. Wciąż niezmiennie tęsknię za moim psem, który był ze mną 14 lat. Pamiętam tę pierwszą noc i instynkt macierzyński, choć to było 15 lat temu.
    A tu znów przypominanie! Ach, tęsknię, wyszukuję psiaki, straszę męża, że na walentynki dostanie szczeniaka 🙂
    dzieci załapały obsesję i Basia słodko: „Lubię sieśki, chcę sieśka” 🙂
    kajapisze.pl

  4. A myślałem, że Radomska studiują socjologię, a nie psychiatrię, bo to mi wygląda na opis pewnego przypadku…;-)
    Trochę poważniej: nie masz babo/chłopie kłopotów – weź sobie psa… 😉
    Poważnie: podoba mi się apel o branie zwierząt ze schroniska… zwierzęta są jak społeczeństwo i wszyscy mają prawo do życia i szczęścia, nie tylko te okazy piękne, udane czy rasowe…
    Bardzo poważnie: natomiast branie do siebie zwierzaka na tak zwaną siłę uważam za błąd – jeśli nie jesteśmy DOSTATECZNIE pewni swoich sił i zasobów, że damy sobie z tym obowiązkiem radę – i z właściwym ułożeniem zwierzęcia.
    Analogii domowy zwierzak – dziecko: nawet nie poruszam, bo w wypadku dziecka trzeba się 77 razy bardziej zastanowić, czy chce się je mieć i czy przekaże mu się to wszystko, co należy, aby mogło ono później uznać swoje życie za spełnione i szczęśliwe… aby, jak dorośnie, nie miało do swoich rodziców/ opiekunów: pretensji…

  5. Gratuluje Radomska cierpliwości, przechodziłam to dokładnie półtora roku temu, bo się taki srel na ulicy przypałętał i miał zostać, do czasu, aż mu dom znajdę. Tak ochoczo szukałam, że do dziś nie zaczęłam 😉
    Sranko, sikanko, podjadanko, piszczanko, tulanko, butów gryzianko, sąsiada gryzianko i tak dalej i tak dalej 😉

  6. Tekst świetny, jak zawsze 🙂 Psiak słodki 🙂 I widzę, że zachowuje się dokładnie jak mój gdy był mały 🙂 Zamiast na gazety, załatwiała się obok 😀 Ja z kolei wzięłam swoje psisko od znajomych, nie dopilnowali suczki i szybko zostali obdarowani szczeniaczkami 😉
    Apel jak najbardziej popieram.

  7. Daje do myślenia, a ludzie często nie zdają sobie sprawy, że pies ze schroniska jakoś się tam wziął i najzwyczajniej w świecie (i najczęściej pewnie) to psiaki, które X tygodni po zakupieniu (tak, z hodowli, a jakże!) znudziły się rozpuszczonym dzieciom.

  8. „(…)I tak automatycznie budzi się Radomska na dźwięk najcichszego pierdnięcia, wprowadzając tym psa w zakłopotanie i wzbudzając w nim poczucie niezdrowego osaczenia. Tym bardziej, jeżeli bąk okazuje się nie być psiego autorstwa.” – MISTRZ!

    Pal licho z tekstem, język zajebisty ;D! Coraz bardziej Cię lubię ;D!

    Zaś co do psów – niestety, nie mam takiego serca jak ty. Ja się uparłem na małego amstafka w przyszłości (suczkę białą w brązowe ciapki, którą nazwę „Żaba” ^^). Niemniej jednak mój obecny piesek (a w zasadzie psina mojej siostry) jest właśnie (nie)zdrowym okazem przywiązania psa do drzewa :(! I JEST WSPANIAŁA ;D!

  9. 🙂 doskonale Cię rozumiem, zabrałam kiedyś psa ze schroniska, najbrzydszego jaki był. Kiedy go wiozłam tramwajem trzymając pod kurtkę (była zima)wszyscy ludzi przeszli na początek wagonu bo psiak niemiłosiernie śmierdział 😀 pewnie myśleli że to ja. Kochałam psinę niesamowicie. Pozdrawiam

  10. kundelki ze schroniska są naprawdę cudowne i kochane! Obdarzają przywiązaniem, uczuciem i wdzięcznością. Naprawdę warto adoptować psiaka. W schroniskach są też przemiłe kotki, jak ktoś nie jest typem psiarza , to polecam adopcję kotka. Gorąco popieram Twój apel!

  11. Ja także adoptowałam psa ze schroniska, wtedy mały szczeniak, czyniący wszystkie sztuki opisane wyżej w notce. W zeszłą sobotę minęło od tego pamiętnego dnia 5 lat;)

  12. Jak tak czytam, to zgaduję, że z małego gada recydywista wyrośnie, z którym bez kagańca na powietrze nie lza…
    A jeśli chodzi o apel, to na problem schroniskowy jest proste rozwiązanie, które na dodatek poprawiłoby sytuację budżetu państwa, ale rządzący to tchórze, zatem nie przejdzie :>
    Pozdrawiam.

    1. haha, bez obaw, po prostu czasami żyje w realnym świecie i nie czatuje, żeby zatwierdzić komentarz w 3 sekundy 😉

  13. Coz, widze, ze kolezanka to ma nawet humanitarne serce i strzykanie sarkazmem, to nie jej jedyna domena.
    Jak to kundel, to przynajmniej ci dlugo pozyje, bo nie ma zmutowanego DNA, jak nasze design dogs, ktore tak tu lubimy.

  14. Oba moje kundle są wprawdzie nie ze schroniska, ale z puszczalskich suczek i nie znały tatusiów ;). W tym jeden odratowany przez siostrę, mimo że weterynarz już praktycznie machnął na niego ręką – co piętnaście minut strzykaweczkę kleiku do dzioba mu pchała, zeby tylko przez chorobę z głodu nie zdechł; moja ciotka miała zaś psa ze schroniska. Takie psy kochają najbardziej – przygarnięte, odratowane. One naprawdę wiedzą, ze ktoś uratował im życie. A słyszałam też, ze kundelki są mądrzejsze od takch rasowych, no i faktycznie zdrowsze. Same plusy :).

Napisz komentarz:

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.