Bajka o TEJ jedynej

kanyekim

Dziewczynki znają tą opowieść, część karmi się nią przed snem, inne nienawidzą, jeszcze inne zapominają o niej dopóki „nie nadejdzie ich czas”. Przychodzi taki moment w życiu większości kobiet kiedy patrzą w lustro i z uśmiechem mówią – „Serio,czas schudnąć i wybielić zęby. WYCHODZĘ ZA MĄŻ!”

Okres narzeczeństwa to czas najprawdziwszych cudów. Pierwszy wynika z faktu, że KTÓRYŚ SERIO SIĘ ODWAŻYŁ , drugi nastąpi, kiedy para dożyje ustalonej daty i nie wydłubie sobie oczu (dziś już lepiej rozumiem staropolską ideę brania ślubu tydzień po zapoznaniu się na wiejskiej zabawie…), trzeci, kiedy goście wychodzą z wesela zadowoleni, czwarty, gdy po dwóch latach od tej chwili papiery rozwodowe nie leżą jeszcze w sądzie. Piąty, (choć wiem, że już przy trzecim poniosła mnie fantazja), jest wtedy, kiedy biała sukienka naprawdę robi talię.

Radomska, pierwszy troll RP i wróg kiczu myślała, że opowieść o białej sukience zupełnie jej nie dotyczy. Na poszukiwania wybrała się tylko dlatego, że w jej życiowej sytuacji to jedyna możliwość wyjścia w sobotę z domu bez obstawy z narzeczonego,dziecka i psa. Pomyślała, że zdrzemnie się gdzieś w tiulach na zapleczu i wróci jak gdyby nigdy nic. A potem Pani przyniosła kiecki. Kazała Radomskiej mocno trzymać się framugi, wbiła mi kolano między łopatki, złamała 3 żebra i pokazała, jak wygląda kiedy wygląda jak kobieta. Pękła. Wymiękła. Jak na widok nowej kolekcji lalek Barbie 20 lat temu. I zaczęła się zastanawiać, na czym polega fenomen ślubnej sukni?

Bez względu na to, czy adeptka preferuje styl wczesnej Mandaryny z nutą Edyty Herbuś, czy dopiero na widok kreacji utkanej z płatków róż jej oczy lśnią jak u Małgorzaty Foremniak, każda chce wyglądać zjawiskowo. Spora część tego grona staje się zamiast tego zjawiskiem, ale to oddzielna para kaloszy. W białej sukience nie chodzi kompletnie o to,co widzą inni, tylko to,co widzi przyszła mężatka. Od najmłodszych lat uczy się nas, że mamy być skromne, ciche, pracowite. To się oczywiście zmienia, dlatego też mit białej sukienki jakby blednie, coraz więcej z nas decyduje się na przełamywanie tradycji, ekstrawagancję i po prostu nie przywiązuje do tej sukienki wagi, ale….

Mam wrażenie, że opowieść o Kopciuszku nadal jest nam bliska. W ferworze codzienności, w której nie ma kiedy uporać się z młodzieńczymi kompleksami, nie ma się odwagi wygarnąć ojcu jak bardzo nawalił realizując,a raczej olewając swoją rolę autorytetu w dziedzinie budowania wiary w siebie u swojej córki, brakuje czasu, żeby się docenić. Ta biała sukienka to dużo więcej niż kilka warstw tiulu i wyszczuplający gorset. To okazja do powiedzenia sobie wprost- chcę być piękna i ważna, przynajmniej tego dnia albo tego dnia bardziej niż kiedykolwiek indziej, bo wcześniej w to nie wierzyłam, a nawet jeśli zdążyłam uwierzyć, to i tak nie potrafiłam docenić. Nie jesteśmy nauczone mówić o sobie dobrze wprost, ślub to jeden z nielicznych dni, kiedy świat nie karze nam siedzieć cicho. Bo albo ma nas gdzieś, albo jest zajęty komentowaniem za naszymi plecami, że koronka jest wieśniacka. 

Od teorii do praktyki- jak wybrać?

Sprawę wyboru sukienki ułatwiają znacząco te żelazne fakty:
1. Narzeczonemu jest wszystko jedno
2. Matka i tak będzie płakać
3. Nikt nie skuma, czemu wybrałaś akurat tą
4. Kuzynki i tak obrobią ci tyłek
5. Miesiąc po ślubie i tak zapomnisz. Albo będziesz chciała zapomnieć.
6. 5 lat po ślubie będziesz się zastanawiać, jak mogłaś założyć coś tak ohydnego.

Moje wyzwanie nie było tak druzgocące, bo od początku było wiadomo, że jedyną niewinną, najpiękniejszą i najcudniejszą, nieskalaną lilią w bieli będzie Lenka i nikt nie będzie sobie mną zanadto dupy zawracał. Wam rekomenduję także zajście w ciążę przed ślubem. Zarówno w przypadku dreptania do ołtarza z łydami o szerokości wioseł i skurczami porodowymi, jak i dreptaniem z dzieckiem u boku, wzbudzicie ten sam niesmak, którego nie przebije ani brzydka kiecka, ani kiepski zespół, ani ohydny tort.

Odrobina powagi

A Wam życzę, żeby biała sukienka nigdy nie wzbudzała w Was większych emocji, nie spędzała sen z powiek i nie przyprawiała o rumieńce. Nie kojarzyła się z chęcią bycia piękną tego jednego dnia, z potrzebą stania się na chwilę najważniejszą i najlepszą z możliwych. Żebyście się czuły piękne na co dzień i nie czekały na potwierdzenie. Wychodziły za mąż szczęśliwe, że ktoś na Was zasłużył, a nie wdzięczne, że w ogóle wziął pod uwagę.

Piszę to jako mama. Moja perspektywa jest zupełnie inna, bo wiem, co dzieje się po odejściu od ołtarza, a jedyna ważna na co dzień biel, to biel zapasu pieluch. Wiem już, że Nawleczony nie będzie zmywał i parował skarpetek, co jest jawnym dowodem na to, że naprawdę go kocham,bo jak dotąd nie zabiłam. Nie mam czasu na bajkowe przygotowania i dopracowywania szczegółów- biorę ślub, bo w świetle prawa i tradycji chce nazywać się żoną i wziąć za tą rolę odpowiedzialność. Nie uciekać, kiedy robi się trudno, nie wycofywać, kiedy  nie po mojej myśli. Po prostu chcę wierzyć i z takim nastawieniem podrepczę do ołtarza, że chłopców, facetów można mieć masę, ale męża ma się jednego i kropka.  Nieważne nawet, jaka będzie ta moja sukienka, choć zadatek już wpłacony i przymiarki zaplanowane.

Ważne jest tylko to,co ja zobaczyłam w lustrze, kiedy ją mierzyłam. I mam jedno, jakże skromne marzenie. Chciałabym zachwycić  mojego przyszłego męża, który na przestrzeni tych kilku wspólnych lat widział mnie w wielu ekstremalnych, ale i do bólu zwyczajnych sytuacjach. Wie, jak konam przed okresem, widział narodziny naszej córki, nie ucieka nad ranem widząc mnie z zapuchniętymi oczami i słysząc jak bluźnię pod nosem po zarwanej nocy.. Chcę żeby tego dnia zobaczył mnie i Lentolka,  dla której wybrałam podobną kreację i dla której zamówię taką samą, małą wiązankę, dopiero w kościele.

Chcę żeby do ołtarza odprowadzał mnie tato, a Nawleczony wypatrywał spod ołtarza widoku swoich dziewczyn. Chcę iść, słysząc w tle ukochany walc Tiersena z poczuciem, że nie wszystko układa się, jak powinno,ale i tak jest bardzo dobrze. Chcę żeby mój przyszły mąż patrzył na mnie z zachwytem, jakby widział pierwszy raz w życiu i zakochał się trochę od nowa.

 

Ejmen. Umrę ckliwa, sarkastyczna i bez talii.

Wpis udostępniajcie przyszłym, przeszłym i niedoszłym pannom młodym. W komentarzach poproszę foty spod ołtarza, bo oglądanie ich to ostatnio moje dzikie hobby.

Pozdrawiam!

 

38 komentarzy
  1. Jedna uwaga… Mówi się „tę”, a nie „tą”. A tak poza… Chyba mój ulubiony tekst… Obym dożyła własnej… 😉

  2. świetny tekst!! ja nawet czuję to co piszesz, ale nie na tyle, żeby się przymierzyć do białej sukienki po 18 latach bycia razem i posiadania dwójki dzieci:) a do tego już jestem starawa, więc ciąża, dziecko przy nodze przy ołtarzu zniesmaczają, ale Stara Panna Młoda w bieli i w towarzystwie własnych dzieci-nastolatków pobija dwie pierwsze wersje 🙂 Powodzenia!!

  3. Dlatego nie zapomnij ze stresu, tremy, emocji popatrzeć na Niego – jak będziesz wchodzić do kościoła. Ja sobie do dziś wyrzucam, że trzęsłam się jak galareta idąc pod ramię z moim Tatą pod ołtarz. Nie zapamiętałam więc tego wzroku… Ale świadkowie zdarzenia powiedzieli, że przyszły Małżonek patrzył na mnie zupełnie inaczej niż zawsze… Myślę, że to nie z powodu koronki, bieli, czy długaśnego welonu. To dla mężczyzn też niezapomniane przeżycie. Pytałam mojego Męża co sobie wtedy myślał. Powiedział: „Ta kobieta idzie przez tą długą nawę wprost do mnie/dla mnie. Jestem szczęściarzem”.

  4. z mojego doświadczenia to polecam udział własnego faceta w wyborze sukni, ja się przy tym dobrze bawiłem 🙂
    ale to już kiedyś pisałem. Być może w mailu, nie pomnę 🙂

    A poza tym, te wymienione cuda to fakt. Znajoma kiedyś powiedziała, że okres przygotowań do ślubu to był chyba jedyny moment kiedy poważnie myśleli o rozwodzie. I szczerze powiem, że – chociaż do tematu generalnie podeszliśmy na luzie, i ogólnie bawiliśmy się chyba nawet lepiej niż na samym weselu, to tez mieliśmy takie momenty.

    Co do sukni, to polecam jeszcze jedno zrobić – na sesję zdjęciową umówić się z fotografem w plener jakiś tydzień po ślubie. Przedłużycie sobie magię ślubu i będziesz mogła jeszcze raz nacieszyć się suknią (i znowu połamać sobie żebra 😉 ). Bo ze ślubem i weselem jest taki kłopot, że całe miesiące trwają przygotowania, a potem – myk – i już po wszystkim, wraca codzienność.
    Są tez firmy, które organizują After Wedding Party. Fajny pomysł, ale pewnie mało która ex-panna młoda będzie zadowolona, bo się będą wzajemnie porównywać. Ale za to jaka motywacja, by się znowu w suknię zmieścić za rok 😉

    A teraz lekko off-topic, ale dalej w kontekście ślubu :):
    Wspominałaś kiedyś chyba na fejsie o kosmetyczce? Bodajże w kontekście okularów. Ogólnie dobra kosmetyczka potrafi dobrać makijaż do posiadania okularów i faktu, że np. przy krótkowzroczności okulary pomniejszają oczy. Ale u nas w mieście nie udało się znaleźć takiej która zrobiłaby to idealnie.
    Aha, polecam też zabranie faceta do kosmetyczki przed ślubem, żeby oswoił się z możliwością posiadania przesmarowanej twarzy.
    A to dlatego, że polecam przesmarowanie mu twarzy jakimś podkładem czy czymś takim w dniu ślubu. Żeby nie świecił na zdjęciach twarzą jak się będzie stresował :).
    Tak samo robią w telewizji dziennikarze i politycy. Normalka. Ale trzeba się z tym oswoić. Żeby nie drażniła świadomość posiadania czegoś na twarzy.

    aha, jeszcze mam piosenkę w kontekście:
    https://www.youtube.com/watch?v=dcFkUHvlf5A&feature=player_embedded
    http://www.oldielyrics.com/lyrics/ernie_k-doe/mother-in-law.html

    pozdrawiam;)

      1. no, to chyba kwestia priorytetów, np. mi nie było wszystko jedno, zwłaszcza, że wiedziałem, że tak naprawdę nie ma nikogo, kto mógłby dobrze jej doradzić w kwestii tego jak wygląda.

        (a poza tym nie lubię niespodzianek ;))

  5. Pamiętam jakby to było wczoraj… Najważniejsze wspomnienia dla mnie, to te z Kościoła- chwile nie do zapomnienia, wesele samo w sobie jest dopełnieniem. Chwila przysięgi ślubnej, dla mnie ekscytująca, bardzo radosna i wzniosła. Pozostanie w mojej pamięci do końca życia jako wyjątkowe przeżycie. Dzień ślubu jest przepiękny, niestety minął Nam strasznie szybko, zbyt szybko.. Pamiętam miesiące przygotowań, a za chwilę już 3 lata mijają od naszego ślubu. Co jakiś czas wyjmuję zdjęcia, włączam film chcąc wrócić raz jeszcze do tego dnia, by przeżyć jeszcze raz na nowo te piękne chwile. Do tego jednego, jedynego dnia ślubu będę powracała myślami, wspomnieniami i sercem. Życzę Tobie Olu i Twojemu przyszłemu Mężowi aby dzień Ślubu był dla Was najdłuższym i niezapomnianym dniem w Waszym życiu.

  6. Właśnie będziemy mieli 5 rocznicę i za cholerę nie rozumiem dlaczego wybrałam właśnie tę sukienkę :p A goście pamiętają (o ile coś pamiętają) czy się dobrze bawili. No i uśmiechnięte panny młode są najpiękniejsze 🙂

  7. Radomska, uwielbiam Twoje teksty! Ja zawsze należałam do tych dziewczynek, które marzyły o białej mega balowej sukni z welonem. Oczami wyobraźni widziałam jak idę do ołtarza przez „mój” kościół. Dorosłe życie jednak zwerifykowało stare marzenia. Za rok biorę ślub cywilny w szaro-białej sukience za kolano i czerwonych trampkach (przynajmniej taki jest plan) i cieszę się. Przede wszystkim dlatego, że jestem szczęśliwa z moim facetem a cała reszta to tylko formalność.

  8. No miałam białą sukienkę, nawet dwie, bo w połowie wesela przebrałam się w krótką, żeby się wygodniej tańczyło. Od początku wiedziałam, że nie dla mnie tiule, gorsety, fiszbiny i koronki. Dlatego sukienka była prostsza niż to, co co bardziej eleganckie kobiety noszą na co dzień. I wyglądałam w niej przepięknie i z klasą. Sama ją sobie zaprojektowałam, krawcowa uszyła. Odbierałam ją trzy dni przed ślubem. A na pytania przerażonych koleżanek: ale co będzie, jak się nie wyrobi, jak coś będzie nie tak odpowiadałam ze spokojem: To polecę do H&M czy innej Zary, chwycę pierwszą lepszą białą kieckę i już. Bo w tamtym momencie było dla mnie ważne jedynie to, za kogo wychodzę za mąż, a nie w czym.* I tego życzę wszystkim narzeczonym – sukienka jest nieistotna.
    *Co nie przeszkodziło mi w rozwodzie 3 lata później…

      1. Ja mogłam nie pisać, ty mogłaś nie pisać, a jednak napisałaś, po co? Rozumiem, ze ty z tych, które na komplement „ładna sukienka” odpowiadają „a daj spokój, staroć z lumpeksu, a w ogóle to przytyłam ostatnio” i boli cię, jak ktoś jest ze swojego wyglądu zadowolony i uważa, że dobrze w czymś wyglądał.

  9. Strasznie strasznie strasznie to lubię!!!! Czytałam ten tekst połykajac łzy wzruszenia. Niby to taki zwykly bialy materiał a ile emocji wzbudza. ja tez szykuję się do tego wielkiego dnia i tez najważniejszą rzeczą jest dla mnoe to, żeby byc dla mojego mężczyzny najpiękniejsza. Czy inni obrobią mi tylek? Na pewno. Tylko Jego zdanie w tym dniu się liczy 🙂

  10. RADOMSKA!
    Zostań moim psychologiem od mamtowdupizmu i wiary w siebie i poczucia, że będzie dobrze.
    Zostaniesz zatrudniona od zaraz.
    Terapia podpunktów do stolika RAZ! I Skrzynka Czystej, może być weselnej!
    KOCHAM :*

  11. Kłii, ostatni akapit – oczy mi się zaszkliły 😉 Ja też miałam takie marzenie – przez ten jeden jedyny dzień czuć się piękna, jak księżniczka. I żeby widzieć w oczach małża takie „wow” 🙂 Tato też mnie prowadził, zawsze o tym marzyłam. No i głęboki wdech i podreptałam 🙂 Ksiądz jeszcze tacie podpowiedział, że ma coś powiedzieć mojemu mężowi przy przekazywaniu mojej ręki 🙂 Heh, śmiesznie wyszło, mi prawie serce z piersi nie wyskoczyło 😀 A sesję w plenerze mieliśmy w środę po weselu – fajnie było jeszcze nacieszyć się suknią 🙂 Teraz w szafie wisi, jakoś nie chcę jej sprzedawać… Sentyment? Albo będę co roku sprawdzać czy się mieszczę, haha 😀 Buziaki dla Ciebie, a foto mogę podesłać na maila jakbyś chciała 😀

  12. Wasze suknie/sukieneczki są piękne, taki mnie zaszczyt kopnął, że widziałam foty 😉 Lenon będzie ślicznie wyglądał, nawet jak na weselu upaprze się rosołem, ziemniaczkiem, cukierkiem, tortem i co tam mu jeszcze w ręce wpadnie. Przydałaby się niańka, która potrafiłaby ją okiełznać 🙂 ja niestety nie mogę, bo mój Potworek mnie potrzebuje 🙂 Trochę zazdroszczę i trochę nie zazdroszczę, mnie na ślubie cywilnym tak się trzęsły nogi, aż sukienka falowała, jakby w USC specjalnie stworzyli przeciąg na czas przysięgi. Będę.

  13. Ślub brałam w czerwonej sukni, w USC (mimo braku formalnych przeszkód do stanięcia przed ołtarzem), na zrobienie przyjęcia dałam się namówić 3 tygodnie przed terminem ślubu, więc wszystko było na wariackich papierach. (Nic nie było dopięte na ostatni guzik – ale była to najbardziej luzacka ślubna impreza jaką widziałam i ciotki prosto z „wesela” poszły do kościoła na pierwszą niedzielną mszę). Zębów nie wybieliłam, talii nie miałam. Jestem 9 lat po ślubie, nadal mam tego samego męża i nie planuję zmieniać. 😀
    Buziaki dla Was – nie dajcie się szaleństwu,

  14. ja Ci już mówiłam, że ślub brałam w różowej sukience, miałam doczepione włosy za osiem złotych, a najdroższe były kwiaty, bo kosztowały stówę. miałam zrobione paznokcie, ale nie było widać, bo wesele mieliśmy w ogrodzie i pomagałam kucharzowi drapiąc 30 kilo młodych ziemniaków szrupakiem. upiłam się. wesele miałam w sobotę, a kiedy w czwartek okazało się, że nadal rzygam, test ciążowy pokazał, że to nie kac. powtórzyłabym wszystko w takiej samej wersji. i tak byłam księżniczką. bo to jest dzień, że się nią jest w głowie. trzymam kciuki.

  15. Ja poprostu zebrałam manaty jednego dnia i polazłam. Bez łez w oku,bez wypieków. Poszłam nastawiona tak samo jak na kupno zwyklej kiecki.Moja figura perfekcyjnej klepsydry,w rozmiarze XXL ma wygladac przyzwoicie. A wierz mi ze mozna miec porządna talię i nadal w tym bialym namiocie wyglądać paskudnie. Zreszta…nie tylko w bialym namiocie,ale w czymkowiek z masowego szycia co nazywa sie dumnie na metce sukienką.To dluzsza rozkmnina. Przymierzylam 6 sukienek w 3 salonach. Salon 1:ble,ble,przyzwoita.Salon 2:ble i ble. Salon 3. Ta jedyna. NIE bylo lez,nie bylo wzruszenia. Byla ładna sukienka w ktorej poczułam sie odziana i ładniutka.Prosta,dekolt w łódkę,z ekstrawagancka oczojebna różowa koronką w tali. I wtedy wlasnie poczułam,chyba tak troche jak ty,że biała sukienka byla by zwyklą białą szmata,gdyby nie fakt że któregoś dnia obok Ciebie stanie ten jeden i że to właśnie w tym ciuchu podejmiesz się jednej z najważniejszych ról w swoim życiu. O dziwo kilka tygodni temu to samo zauważyłam przy obrączkach. Że przymierzam tylko zwykłe złote kółko i dopiero fakt,że moj narzeczony obok przymierza to też,sprawił że poczułam jak przymierzam najfajniejszą biżuterię w życiu. W ślubie i weselu nie ma nic specjalnego,żadnej magii.Magia dzieje sie w mojej glowie kiedy mysle o tym, że wychodze za faceta,ktory generuje burdel taki,ze szybciej bylo by wynajac alfonsa niz to sprzatac. A ja mam w planach go za to nie zabić. To jest magia. Pozdrawiam! Aśka.

  16. Świetny tekst! Życzę Ci pięknego ślubu, dokładnie takiego o jakim marzysz 🙂
    Zdjęcie również jak poprzedniczka chętnie podeślę Ci na maila, znajdziesz je również na blogu, na który zapraszam 🙂

  17. Pierwsza przymiarka sukni była tydzień po porodzie..zabieg celowy-motywacja do figury idealnej 🙂 6 miesiecy pozniej ostatnia przymiarka-spojrzenie w lustro i… to było to-magia, zachwyt..moment, który było dla mnie kwintesencja wszystkich przygotowań ślubnych..kościół, wesele przeszły jakby obok, no emocje nie do opanowania..wszystko super ekstra, ale ten moment w przymierzalni był wyjątkowy,bo byłam sama ze swoimi myślami i dotarł do mnie fakt, ze bede żoną 🙂

  18. Z perspektywy świeżo upieczonej Panny Młodej.
    Rano dostał solidny opierdziel z trzaskaniem drzwiami, tak, że do końca nie byłam pewna czy przyjedzie do mnie o 15… Powód- spoznilam się przez niego do fryzjera:D jedno jest pewne- dzięki tej kłótni zeszło ze mnie całe zło tego świata, przez co nie musiałam się później posilkowac żadnymi ziolkami, naparami itp.
    Zdecydował się jednak przyjechać (euforia), po czym tuż przed błogosławieństwem powiedział magiczne: Na prawdę strasznie wyglądasz… Na błogosławieństwo ON płakał, bo Błogosławieństwo, ja, bo brzydko dla niego wyglądam… Czasu było dużo więc zabrałam go na stronę i wypowiedzialam swój postulat na ten temat. Na szczęście wybronił się mówiąc, że woli mnie w wersji saute niż w rocznym zapasie pudru, różu i cienia zaaplikowanym jednorazowo na face, reszta się zgadzała w sensie wygladalam ślicznie 😉

  19. Przysięga była równie uroczym przeżyciem… I kiedy przyszło nam wypowiedzieć jej magiczne słowa, ON zestresowany do granic możliwości… zaczął płakać jak bóbr, a ja jako „cierpliwa, wyrozumiala i współpracująca” już prawie małżonka ocierajac mu lze z policzka i podtrzymujac drugą ręką nasze splecione dłonie, parskalam na niego śmiechem… Otóż moją reakcją na stres okazała się glupawka.
    Warto tu również wspomnieć o postawie mojej babci, która słysząc lkanie do mikrofonu mojego Zet, zaczęła się modlić, myśląc, że zapewne płacze i zastopowal przysięgę, ponieważ się waha:D Na szczęście kochana babcia wymodlila głos i rozum mojemu ONEMU przez co dokończył słowa przysięgi. I tak oto, staliśmy się mężem i żoną:D

  20. Wzruszyłąm się do łez.
    Mierzenie sukien ślubnych było dla mnie chyba najprzyjemniejszym elementem przedślubnych przygotowań 🙂

  21. Dziś w „pazurkowni” wpadłam na bardzo roześmianą dziewczynę w kwiecie wieku.Od słowa do słowa…Manicure ślubny.Po kilku minutach przyznała się, że cieszy sie, że dzieci zaakceptowały parnera. Po jeszcze jednej minucie wyszło na to, że jest wdową i że mąż zmarł nagle 3 lata temu. Nowy wybranek, wojskowy, kolega z pracy.
    – To ty pracujesz w wojsku?-zdziwiłam się.
    -Tak ale na cywilnym stanowisku.
    Zapytałam, czego jej życzyć, a ona:
    -Trzymaj kciuki jutro o 12.30 bo mam tremę.I życz mi, żeby TYM RAZEM to już było na całe życie. Wyjeżdżają na dwa lata do Belgii ale obiecała, że na sto procent wrócą bo tu jest ich dom i przyjaciele.
    – Mam tylko jeden kłopot-przyznała-Nie potrafię udawa szczęśliwej, a rodzina pierwszego męża jednak ma kwaśne miny w związku z tym ślubem…
    Kurcze, czemu ludzie nie potrafią sobie dobrze życzyć? Skoro Nieboszczyk Mąż i tak nie żyje….To czy samotna matka nie ma prawa się zakochać? Pierwszy raz od wielu tygodni widziałam tak szczęśliwą kobietę. Śmiała się całą sobą.Cała była jednym, wielkim szczęściem….BArdzo energetyczne spotkanie. Radomska, a tak do rzeczy: ogromne gratulacje. I życzę Ci takiego powera, jakiego miała dziś spotkana matka-narzeczona:)

  22. U mnie nie było planowania, zdecydowaliśmy się, sukienka z przeceny w kolorze starego złota… Kwiaty – bukiet ukrecil mój mąż z kwiatów z supermarketu, bo cena w kwiaciarni nas rozsmieszyla… Był początek grudnia, a na dworze było +14 stopni, miło, ale to Zieloną Wyspa… Na „weselu” było 10 sztuk gości plus dwóch kucharzy, też gości… Było miło i kameralnie… Nie miałam nigdy parcia na białą sukienkę, w mojej ślubnej czasami idę w gości…

  23. Tak jak Ty brałam ślub ze szkrabem przy boku i najbardziej stresowało mnie to, żeby nie rozryczał się w kościele. 😉

    Kiecę uszyła mi przyjaciółka mamy, uczesałam się i umalowałam sama, a jedyną ekstrawagancją było zlecenie uplecenia wianka. Jeśli chciałabyś zobaczyć fotki, wrzucam link, który prowadzi do mojego bloga, więc najwyżej go usuń, żeby nie było, że spamuję: http://www.szmaragda.pl/?p=1232.

    Cudownego ślubu!

Napisz komentarz:

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.